18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorączka brukselskiej nocy. Rozmowa z Januszem Lewandowskim

Barbara Szczepuła
Janusz Lewandowski: Kompromis to nie jest łatwa gra, ale Europejczycy uczą się jej od lat
Janusz Lewandowski: Kompromis to nie jest łatwa gra, ale Europejczycy uczą się jej od lat fot. Adam Warżawa
O pieniądzach, kompromisach, premierze Cameronie, kanclerz Merkel i premierze Tusku - z Januszem Lewandowskim, komisarzem do spraw budżetu w Komisji Europejskiej - rozmawia Barbara Szczepuła

Czy zjadł Pan kawałek tortu ozdobionego banknotami euro? Symbolizował Pańskie dzieło!
Raczej dzieło zbiorowe Polaków. Mnie przy torcie nie było i być nie mogło. Zajmowałem się całym budżetem europejskim, a nie tylko polskim kawałkiem. Wiem jednak od Angeliki Chomickiej z mojego gabinetu, która kroiła tort, że padły sympatyczne słowa pod moim adresem.

Nie byłoby sukcesu w Brukseli, gdyby nie Janusz Lewandowski! - oznajmił premier Tusk. I to nie tylko przy torcie, ale i podczas konferencji prasowej w Polsce.
Moim zadaniem było zaplanowanie budżetu, który nie rośnie, (choć rośnie liczba chętnych do podziału, bo przecież 1 lipca Unia się powiększy o Chorwację), ale nie gubi solidarności z uboższymi krajami, a przy tym zawiera elementy atrakcyjne dla tych, którzy dopłacają do budżetu. Istna kwadratura koła…

Tak chytrze Pan go przygotował, że w efekcie premier Cameron mógł się pochwalić, że budżet - jak się tego domagał - ograniczono, natomiast my pieniędzy dostaliśmy więcej.
Nasz projekt był dobrym punktem wyjścia do negocjacji i ułatwił porozumienie 27 rządów, wedle zasady "dla każdego coś miłego". Pomimo głębokich cięć, rosną środki na badania i rozwój, na studenckie stypendia Erasmusa i zasilenie małych i średnich przedsiębiorstw - na tym polega modernizacja budżetu, po myśli starej Europy. Nowa kategoria regionów przejściowych wciąga wszystkich w orbitę kohezji, czyli spójności społeczno-gospodarczej. Wtedy łatwiej obronić interesy nowych krajów, które kryją się w narodowych kopertach regionalnych i rolnych. Te zaś chroniono ostatniej nocy, pomimo drastycznych warunków, jakie postawił Unii premier Cameron (a jemu Izba Gmin). Kształtując narodowe udziały w kohezji, przywróciliśmy tzw. metodę berlińską, wypracowaną w 1999 roku, gdy Europa dojrzewała do historycznego rozszerzenia. Metoda jest obiektywna o tyle, że wiąże koperty narodowe z perspektywą gospodarczą, ta zaś wygląda nieźle dla Polski i Słowacji…

Z relacji telewizyjnych można było wnioskować, że Davidowi Cameronowi chwilami puszczały nerwy.
Koniec końców wrócił do kraju jako zwycięzca, bo po raz pierwszy w historii Unii uzgodniono na lata 2014-20 budżet mniejszy od aktualnego, a o to przecież zabiegał. Ponadto nie został naruszony święty przywilej zwany rabatem brytyjskim. Miał po swojej stronie również Angelę Merkel…

…która "walczyła jak lew, by Wielka Brytania została na pokładzie statku o nazwie Unia Europejska" - jak donosili korespondenci. Dlaczego jej tak na tym zależało?
Chodzi o równowagę sił w Europie - o geopolitykę, a nie tylko o finanse. Pozostanie Wielkiej Brytanii w Unii korzystne jest zresztą także dla Polski, bo to kraj przywiązany do zasady wolności gospodarczej, która otwiera rynki eksportowe i rynki pracy. Przede wszystkim, chodzi jednak o zachowanie wieloletniej perspektywy finansowej, czyli przewidywalności inwestowania w oparciu o jednomyślny kompromis wszystkich krajów. Płaci się dużą cenę, by wziąć na pokład Wielką Brytanię, ale ma się w zamian stabilność, jakiej potrzebuje kryzysowa Europa, w tym polskie samorządy i inni beneficjenci budżetu. Alternatywa, czyli roczne budżety lub inne eksperymenty, oznaczają niepewność, a ta utrudnia realizowanie poważnych projektów. Pokój finansowy na siedem lat jest wartością samą w sobie w dzisiejszej Europie, w której wiele niepewności i znaków zapytania.

Są jednak tacy, którzy uważają, że Brixit (wyjście Wielkiej Brytanii) nie spowodowałoby rozpadu Unii. Mogłoby ją nawet wzmocnić.
Unia i tak rozjedzie się z czasem na dwie części: państwa euro i te, które euro nie przyjęły. Ściślejsza integracja strefy euro jest niezbędna dla przetrwania wspólnej waluty. Nie wiem więc, jakie po roku 2020 będą losy budżetów wspólnych dla wszystkich państw członkowskich. Z polskiego punktu widzenia należy więc traktować to, co się stało, jako historyczną, być może niepowtarzalną szansę. I mądrze ją wykorzystać.

Ale też wejść do strefy euro.
Tak. Nie powstanie silna i wpływowa koalicja outsiderów.

Prezydent Francji FranÁois Hollande ostentacyjnie omijał premiera Camerona. I vice versa.
Widzę, że wiedza dziennikarzy o kulisach obrad na unijnym szczycie jest coraz obszerniejsza, choć przecież oddzieleni byli kordonem od tej części budynku, gdzie toczą się obrady. Co do chłodu między brytyjskim premierem i francuskim prezydentem, to - jak się mawia w takich przypadkach - nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Francuzi byli w tej rozgrywce zwolennikami przyzwoitych budżetów dla Europy, w tym również budżetu rolnego, co działało na korzyść polskich dopłat bezpośrednich.

Denerwował się Pan, gdy kanclerz Merkel, przewodniczący van Rompuy i prezydent Hollande negocjowali całą noc?
Najważniejsze, wstępne negocjacje odbyły się wcześniej w trójkącie kanclerz Merkel - premier Cameron i przewodniczący van Rompuy. Dlatego wspólne obrady, które miały zacząć się około piętnastej, rozpoczęły się dopiero około dwudziestej pierwszej. Próbowano ustalić warunki pozyskania Wielkiej Brytanii, czyli zdobycia tak pożądanej jednomyślności. Zwykle takie rozpoznanie prowadzono na linii Paryż - Berlin, tym razem był to trójkąt. Novum w dziejach Unii.

Podobno między panią kanclerz, a prezydentem Hollandem nie ma tak zwanej chemii?
W polityce osobista chemia pomaga, ale decyduje zimny rachunek interesów i poczucie odpowiedzialności największych krajów za losy europejskiej całości. Francja i Niemcy, od zarania dziejów wspólnoty, są tego świadome, chociaż teraz trudniej znaleźć wspólną linię niż w epoce Kohla i Mitterranda. Zresztą tym razem rozgrywka budżetowa to był mecz Wielka Brytania - reszta Europy.

Premier Tusk nie musiał działać tak nerwowo?
Polacy od roku mieli jasno zakreślone cele, które wyraźnie komunikowali, podczas gdy inni rzutem na taśmę starali się w ostatniej chwili coś uzyskać, a właściwie jak najmniej stracić. Mając zrozumienie innych liderów dla własnych postulatów, polski premier działał na rzecz porozumienia, pomagając rozbroić miny na tej drodze. Wstawił się m.in. za Czechami, którzy wcześniej próbowali być jedną nogą w obozie spójności, a drugą wśród zwolenników oszczędności. Była to pewna rysa w grupie państw-przyjaciół spójności, budowanej możliwie szeroko, łącznie z Włochami i Hiszpanią. Ten solidarny front wytrzymał próbę czasu, w czym duża zasługa Tuska. Dlatego spójność obroniła się przed cięciami ostatniej nocy. Również dlatego, że upominały się o swoje tzw. regiony przejściowe Zachodniej Europy, od Hiszpanii po Saksonię i Brandenburgię.

Kanclerz Merkel zdobyła pieniądze na landy byłej NRD.
Kraj, który najwięcej wpłaca do europejskiej kasy ma najwięcej do powiedzenia, więc wiedzieliśmy, że tak się stanie. Tyle że znaleziono dla nich tańsze rozwiązanie, niż ogólna zmiana reguł polityki spójności.

Przeczytałam gdzieś, że dobra pozycja Donalda Tuska wynikała między innymi z jego niezłych kontaktów z niemiecką panią kanclerz.
Oczywiście, że w tak nerwowych sytuacjach, a nie ma nic bardziej drażliwego niż rozmowy o pieniądzach, niezwykle ważne jest, czy politycy się rozumieją. Premier Tusk zdawał sobie sprawę, iż Niemcy, jako największy płatnik, szukają oszczędności i łatwiej im zapłacić cenę niskiego budżetu, by pozyskać Anglików. Z kolei kanclerz Merkel była świadoma, jaką wagę ma ten budżet dla Polski. Bardzo ważne jest, by rozumieli się także w przyszłości.

Jak postrzegano naszą delegację?
Z respektem, bo Polska potrafi osiągać swoje cele. Z sympatią, bo jest tradycyjnie już pozytywna i solidarna z innymi krajami. Wielu widzi w Donaldzie Tusku przyszłego szefa Komisji Europejskiej. Uważnie go słuchają. Widziałem przy innych okazjach, że gdy zabiera głos, odkładają telefony i tablety… Także pracownicy Komisji Europejskiej, którzy stanowili centrum obliczeniowo-strategiczne mieli powody, by chwalić polską delegację. W czasie tego bezsennego 24-godzinnego maratonu mieli do dyspozycji tylko wodę mineralną, gdy delegacje narodowe były obficie wyposażone w jadło i napoje. Dałem więc sygnał Polakom i w pomieszczeniach komisji pojawiły się tace z polską wędliną. Wzbudziło to zrozumiały entuzjazm o czwartej nad ranem! Dzięki tej pomocy humanitarnej przetrwaliśmy (śmiech).

Jak to jest Panie komisarzu, że podczas tych szczytów wszyscy kłócą się i kłócą, a potem każdy wyjeżdża z poczuciem, że osiągnął sukces?
Compromise is the name of the game - mówi się w Brukseli - ta gra zwana jest kompromisem. Nie jest łatwa, ale Europejczycy uczą się jej od lat. Na tym fundamencie zbudowana jest cała Unia Europejska. Tym razem, w trudnych przecież czasach, chodziło też o to, by każdy z przywódców mógł ogłosić w swoim kraju zwycięstwo. I udało się. Widać to, gdy czyta się europejską prasę.

Ale to jeszcze nie koniec. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schultz straszy, że PE nie zaakceptuje tego "najbardziej wstecznego budżetu".
Budżet jest mały, ale nie wsteczny. Mimo mniejszych pieniędzy, jak wspomniałem, rośnie pula na badania i rozwój, dla studentów i inne wydatki zwrócone ku przyszłości. Ocalały więc te elementy modernizacji, o które nam chodziło przy konstruowaniu budżetu. Rzeczywiście, zmniejsza się udział wydatków na spójność i rolnictwo. Jest to więc budżet - jak miś w filmie Barei - "na miarę naszych możliwości". Parlament Europejski ma szansę poprawić to, co uzgodniły rządy.

W Polsce opozycja z miejsca zaczęła premiera szczypać, że za mało, że jak się to przeliczy…, że rolnicy powinni byli otrzymać więcej, że składka rośnie…
Jest problem z politykami, którzy gotowi są napisać każde głupstwo, byle tylko zaskarbić sobie łaski prezesa Kaczyńskiego i znaleźć się na listach do Parlamentu Europejskiego. Współczuję! Trzeba doprawdy karkołomnych wysiłków, by głosić klęskę, gdy Polsce rośnie, a całej Europie maleje! Gdy jest więcej niż wtedy, gdy premier pisowskiego rządu Marcinkiewicz wykrzykiwał "yes, yes, yes", a przecież wtedy było łatwiej, bo wszystkim rosło w optymistycznej Europie roku 2005. Tylko się ośmiesza ktoś, kto wypisuje bzdury o "ciosie w rolnictwo", gdy budżet rolny UE maleje o 39 mld euro, a polscy rolnicy mogą zyskać więcej…

Politycy PiS mówią, że kwoty są nieporównywalne wskutek inflacji.
To kolejna nieprawda, bo wszystkie kwoty podaje się w cenach przeliczonych na rok 2011, czyli porównywalnych. Dotyczy to zarówno środków z lat 2007-13, jak i tych na lata 2014-20. Przy uwzględnieniu inflacji w cenach bieżących Polska uzyskała około 500 miliardów złotych - więcej nawet niż wymarzył sobie prezes PiS. Martwić może natomiast niski poziom całego budżetu UE, a ja poczuwam się do odpowiedzialności za całość, a nie tylko koperty narodowe.

Premier Tusk stwierdził: był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Pan także mógłby to powiedzieć?
Tak. Dlatego, że w ekstremalnie trudnych warunkach uzgodniono wspólną, europejską wizję przyszłości do roku 2020. Zaś Polsce idzie historyczna karta. Od czasu wyboru Polaka na papieża, powstania Solidarności, bezkrwawej rewolucji 1989 roku, która stała się wzorem dla pozostałych demoludów, aż po Euro 2012, kiedy Polska zdała egzamin, jako sprawny organizator wielkiej imprezy i kraj przyjazny dla gości… Umiejętne zabiegi o perspektywę finansową, która obiecuje wielokrotnie więcej niż powojenny plan Marshalla, to rodzaj wisienki na tym historycznym torcie. Postrzegam to w kategoriach sprawiedliwości dziejowej.

Czy jednak damy radę sensownie wydać te pieniądze? To wprawdzie nie Pańskie zmartwienie, ale niektórzy straszą rodaków procedurami, które będą tak rygorystyczne, że będzie z tym kłopot.
Procedury są dostosowane do tych krajów, które sobie najgorzej radzą, co oczywiście irytuje tych, którzy gospodarnie obchodzą się z europejskimi funduszami. Polska doskonali sztukę pozyskiwania eurofunduszy od lat na poziomie gminnym, regionalnym i centralnym. Damy radę.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki