Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gimnazja nie są winne, że młodzież się zmienia

Katarzyna Piotrowiak
Z Piotrem Skrzypeckim, śląskim kuratorem oświaty w latach 1998-2002, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

W tym roku mija dziesięć lat od wdrożenia eksperymentu o nazwie "gimnazja". We wrześniu 2009 r. wprowadzono obniżenie wieku szkolnego. Nastroje były podobne?

Wprowadzenie gimnazjów wywoływało większe emocje niż obecnie wdrażanie obniżenia wieku szkolnego. Związane to było w końcu ze skróceniem cyklu kształcenia w szkołach podstawowych o 2 lata, a nieraz wręcz z likwidacją niektórych szkół podstawowych, do tego wielu nauczycieli obawiało się utraty pracy albo jej zmiany. Emocji więc nie brakowało.

Nie było żadnych konfliktów?

Głównym założeniem reformy było stworzenie gimnazjum jako osobnej szkoły, nie połączonej z podstawówką, ale różnie to wychodziło samorządom.

Co reforma dała uczniom i nauczycielom?

Szkoły zmieniły się w ostatnich 10 latach. Nie wiem, czy ostatnio były prowadzone jakieś badania sprawdzające efekty reformy, ale moim zdaniem udało się osiągnąć cel startowy, czyli wyrównanie szans edukacyjnych w gminach wiejskich, dla których szkoły stały się oczkiem w głowie. W miastach infrastruktury nie brakowało, ale na wsiach trzeba było postarać się o nowy budynek dla gimnazjum, które bardzo często stawało się później wizytówką gminy.

Wnioskuję, że był pan zwolennikiem reformy gimnazjalnej?

Tak, przyjąłem wszystkie argumenty przedstawiane przez ówczesny rząd. Chodziło w końcu także o zmianę w podejściu do ciągłości nauczania w szkołach. Niestety, nie wszystko udało się wcielić w życie.
No właśnie. Przez lata uczniowie powtarzali ten sam materiał w gimnazjum i liceum. To był główny zarzut obecnych reformatorów, którzy uznali, że nie ma sensu mówić o Mieszku I w obu typach szkół. Reforma powstawała wtedy bardzo szybko, więc nie obyło się bez błędów. Nie udało się też do końca przygotować systemu kształcenia nauczycieli. On nadal jest archaiczny i nie zmienia się. Tymczasem system powinien być w pełni zintegrowany od podstawówki po szkołę wyższą.
Dlaczego program nauczania sprzed 10 lat tak szybko się zestarzał?

Najważniejszym celem było wprowadzenie gimnazjów, potem, niestety, zmieniały się ekipy polityczne i nie udało się wszystkiego wprowadzić. System kształcenia zintegrowanego od podstawówki po szkołę wyższą gdzieś umknął.

Gimnazja stały się szkołą przeżycia dla nauczycieli.

No właśnie - bo nie byli do końca przygotowani. Wiadomo było przecież, że to będzie trudny etap kształcenia i nie obędzie się bez kłopotliwych momentów wychowawczych, związanych z pracą z uczniem w trudnym wieku. Dlatego potrzebny był system wsparcia nauczycieli.

Wielu z nich podkreśla, że ich praca w gimnazjum polega przede wszystkim na rozwiązywaniu problemów wychowawczych. Uczenie, nauczanie jest dopiero na drugim miejscu.

Gimnazja nie są niczemu winne, uczniowie po prostu się zmieniają. Mają inne podejście do wielu spraw, podobnie jak wychowujący ich rodzice. Młodzież szybciej dojrzewa, zaś rodzice w sposób dalece liberalny podchodzą do wielu spraw, są bardziej zapracowani, mają mniej czasu. Rzeczywistość się zmienia, a szkoła pozostała taka sama, na dodatek nauczyciel nie ma mocnego wsparcia, musi się zajmować resocjalizacją, nie tylko w gimnazjum, ale nawet już w podstawówce.

Zatem, pana zdaniem, szkoła stoi w miejscu?

Zadaniem szkoły nie jest resocjalizacja. Od tego są fachowcy. Szkoła jest gotowa do rozwiązywania zadań związanych z kłopotami w nauce, a także oczywiście wychowawczymi o mniejszym kalibrze. Nauczyciel nie musi być terapeutą dla uczniów, którzy mają poważne problemy z prawem.

Może uczelnie powinny inaczej podejść do kształcenia przyszłych nauczycieli?

Proces kształcenia na studiach powinien być wzbogacony o zajęcia warsztatowe. Nauczyciela trzeba przygotować do rozwiązywania konkretnych problemów. Jeśli młody nauczyciel po studiach nie zetknął się wcześniej ze środowiskiem z pogranicza kryminalnego, nie będzie wiedział, jak postępować. To po prostu umiejętność. Obecnie w szkołach przebywa gros młodzieży naruszającej prawo, ale nikt jej jeszcze na niczym nie złapał.
Czy obniżenie wieku szkolnego z 7 do 6 lat zmieni sytuację w gimnazjach?

Inwestycja w najmłodsze dzieci jest bardzo ważna. Część dzieci przeżywa różne wewnętrzne traumy, mają rozmaite kłopoty. Kiedy więc takie dziecko trafia do szkoły, jego samoocena jest bardzo niska, już na starcie czuje się gorsze. Dzieci nie muszą odczuwać na wejściu smaku porażki, choć oczywiście rozumiem argumenty przeciwników, którzy uważają, że szkoły powinny być lepiej przystosowane do tak małych dzieci. Trzeba jednak zrobić wszystko, żeby te dzieci czuły się lepiej, wtedy nie będą wagarować, co obecnie zdarza się nawet najmłodszym.

W ubiegłym roku problemy z frekwencją na zajęciach miało prawie dwa tysiące uczniów do 16 roku życia.

Łatwo powiedzieć, że szkoła jest winna. Dzieci pochodzą z różnych rodzin. Sukcesem jest zrobić rozpoznanie środowiskowe. Czasami jednak nawet dobrzy terapeuci mają z tym problem.

Czego nie udało się zrealizować w 1999 roku i co obecnie ciąży oświacie najbardziej?

Gimnazja mają kłopoty z młodzieżą w dużych miastach, dotyczy to zwłaszcza szkół-molochów. Problem w tym, że zgodnie z założeniami miały to być małe szkoły. Kwestie budżetowe zdecydowały o efekcie. Zabrakło pieniędzy na realizację koncepcji ówczesnego rządu. Nie dokończono reformy programowej, system miał być jednorodny, od przedszkola do szkoły wyższej, a więc nie udało się wykształcić nauczycieli tak, jak tego chcielibyśmy. A przecież przykładów nie trzeba daleko szukać. We Francji osobno kształci się nauczyciela do liceum, osobno do pracy z młodszymi uczniami. Każdy z nich w trakcie praktyki jest kontrolowany przez odpowiedni instytut metodyczny, jego rozwój jest z góry pilotowany. Są punkty, są oceny. U nas wszystko jest przypadkiem. Jak to możliwe, że szkoły nie biją się o najlepszych studentów kończących studia ze specjalnością pedagogiczną? Absolwent kończy je na przykład z pierwszą lokatą i nie może znaleźć pracy w szkole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gimnazja nie są winne, że młodzież się zmienia - Dziennik Zachodni

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki