Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gen. Roman Polko: Priorytet to bezpieczeństwo RP, a misje mają temu właśnie służyć [ROZMOWA]

rozm. Tomasz Modzelewski
Generał Roman Polko
Generał Roman Polko Bartek Syta
Z gen. Romanem Polko, byłym dowódcą GROM i byłym zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmawia Tomasz Modzelewski.

Przebywa Pan właśnie w Nowym Jorku. Jak amerykańscy i polscy weterani, z którymi się Pan spotyka, reagują na zapowiedź ograniczenia wysyłania polskich wojsk, jak to ujął prezydent, na "antypody świata"?
Amerykańscy weterani są po prostu zdziwieni. Dla nich to oczywiste, że żołnierza hartuje się w boju. Najlepsze ćwiczenia nie oddadzą tego wszystkiego, co czuje człowiek w bezpośredniej walce, gdy gra toczy się o życie, a nie o ocenę. Polskich weteranów zastanawia i wprowadza w zakłopotanie brak konsekwencji. Z jednej strony podkreślamy, jak ważny dla bezpieczeństwa Polski jest sojusz NATO i dobre transatlantyckie relacje ze Stanami, a z drugiej odżegnujemy się od wspólnych misji, które realizowaliśmy i realizujemy.

Ale patrząc od innej strony na wykonywane zadania i bezpieczeństwo: jaki będzie cel w dalszej afgańskiej misji, jeśli rola żołnierzy ma się sprowadzać do pomocy w odbudowie? Albo do prowadzenia szkoleń? A tak jest na przykład w Mali.

Infrastruktura to zadanie dla wojsk inżynieryjnych, które powinny się zgrywać z naszymi natowskimi partnerami, po to aby poznać ich potrzeby i możliwości na wypadek konieczności działania na naszym terenie. Z kolei szkolenie to jedno z typowych zadań wojsk i służb specjalnych. To my sami decydujemy o tym, w jakim zakresie chcemy uczestniczyć w misji. W czasach LWP głównie woziliśmy wodę, w ostatniej dekadzie braliśmy udział w wojnie. Łatwiejsze misje przygotowują nas do tych trudniejszych: gdybym nie spędził blisko dwóch lat w byłej Jugosławii w 1992-3 roku, to nie byłbym w stanie dobrze zorganizować pierwszej natowskiej misji w Kosowie, a później dowodzić GROM, gdy realizowaliśmy zadania w Iraku i Afganistanie.

Powiedział Pan ostatnio także, iż "Gdyby nie czas spędzony w byłej Jugosławii, Afganistanie i Iraku, to wychodząc do rezerwy, nie wiedziałbym, czy byłem żołnierzem, czy nie. Bez udziału w misjach będziemy mieć z wojska coś w rodzaju kadry bokserów, którzy tylko trenują." Mali to już nie jest Kosowo sprzed ponad dekady...
Nie lekceważyłbym żadnych wyzwań, szczególnie tych, których do końca nie znamy.

Inny argument, który ma przemawiać za misjami, to testowanie sprzętu w praktyce. Jakiego sprzętu? Tego, z którym w Afganistanie był problem, bo nie potrafił zapewnić bezpieczeństwa? I dopiero po czasie żołnierze zostali dozbrojeni? Do Polski wróciło już ponad 40 trumien...

Armia jest narzędziem służącym do budowania i wzmacniania bezpieczeństwa państwa. Jeśli nie będziemy go testować w praktyce, to jak będziemy w stanie ocenić, czy jest sprawne? Zamiast tego będziemy słyszeć, że jesteśmy "silni, zwarci i gotowi". Oczywiście na bojowe misje można wysyłać tylko dobrze wyposażonych i wyszkolonych żołnierzy, ale i tak należy liczyć się z tym, że mogą ginąć. Czasem, niestety, brakuje żołnierskiego szczęścia.

Ograniczenie misji zagranicznych ma przynieść realne oszczędności w wydatkach, a prezydent wyraźnie zwraca uwagę na przesunięcie środków na potrzeby związane z modernizacją armii…
Taką "modernizację" już przeżywałem. W obecnej jednostce komandosów, na początku lat 90. zakupiono nowoczesne wyposażenie. Ale zabroniono nam go używać, co by się nie zużył. Jaki sens ma modernizacja, jeśli sprzęt nie jest testowany w praktyce, i to najlepiej w warunkach bojowych. Czy ktoś inwestowałby dzisiaj w krytykowanego rosomaka, gdyby nie sprawdził się w Afganistanie? Poza tym ONZ w dużej części rekompensowała nam wydatki poniesione na misje realizowane pod błękitną flagą. Kiedy wysyłano nas na misje do Kosowa, Afganistanu czy Iraku, to na pytanie o koszty zawsze padały słowa polityków o tym, że wojsko i tak musi się szkolić i podobne wydatki musielibyśmy i tak ponosić w kraju.

Ale czy nie jest tak, że tradycyjna wojna staje się przeszłością, a reakcji na zagrożenia asymetryczne żołnierze nie nauczą się chociażby w Afganistanie? Bo jeśli takie zagrożenie powstanie tutaj, w kraju, to odpowiadamy na nie tutaj, w warunkach polskich, a nie pustynnych…
Alvin Toffler w swoich publikacjach wyraźnie przestrzega przed odkładaniem w niebyt tradycyjnych zagrożeń, które zresztą także w dużym stopniu cechowała asymetria. W Afganistanie wyraża się ona w tym, że ubogie lepianki niszczone były bronią wartą miliony dolarów. Warto sobie uzmysłowić, o jakiej skali ekspedycyjnego zaangażowania mówimy. Posiadając stutysięczną zawodową armię, jest to obecność poza granicami kraju około dwóch, trzech procent tych sił, a obecnie nawet mniej. Oczywiście, że absolutnym priorytetem naszych Sił Zbrojnych powinno być bezpieczeństwo państwa, a misje zagraniczne temu celowi mają właśnie służyć.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki