Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyńska Szkoła Filmowa istnieje od trzech lata, a już stała się kuźnią reżyserskich talentów

Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Bołt
To kuźnia przyszłych reżyserów, do której ciągną ludzie z talentem. I z wiarą, że kiedyś zawojują filmowy świat. Tu dojrzewają następcy Wajdy, Pasikowskiego i Machulskiego. Gdyńska Szkoła Filmowa ma dopiero trzy lata, ale już słyszymy o jej wyjątkowych studentach, których dyplomowe prace zdobywają nagrody na międzynarodowych festiwalach.

Ostatnio o gdyńskiej "filmówce" znowu zrobiło się głośno, bowiem do grona wykładowców szkoły dołączyła prawdziwa gwiazda polskiego kina Katarzyna Figura. Pojawiło się nawet przekornie stawiane pytanie - czy gdyńska "filmówka" będzie kiedyś bardziej znana niż łódzka?

Elżbieta Benkowska, była studentka gdyńskiej szkoły, której 15-minutową "Olenę" nominowano do Złotej Palmy w Cannes, teraz kontynuuje naukę w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Właśnie pracuje nad kolejnym, już pełnometrażowym obrazem. I rozpiera ją entuzjazm. Przeprasza, że nie ma czasu na rozmowę, bo znajduje się w ferworze walki na planie. Mówi tylko, że gdyńska szkoła nauczyła ją tego, że w filmie nigdy nie wolno odpuszczać.

Łukasz Ostalski, jej kolega z roku, zyskał sławę swoim 30-minutowym filmem dyplomowym "Matka".
Jego praca to swoisty fenomen. "Matka" jeździ po międzynarodowych i krajowych festiwalach, zdobywając nagrody (ma ich już kilkanaście). Łukasz Ostalski tłumaczy, że to w gdyńskiej szkole zrozumiał, że trzeba coś mieć do powiedzenia, jeśli się chce ludziom zawracać głowę własnymi filmami.

Jak się robi taką "Matkę", która przebojem zdobywa festiwale? - Recepta jest prosta - odpowiada z lekkim uśmiechem. - Najpierw muszę znaleźć coś, co mnie porusza. A potem namówić do pracy ludzi zdolnych, którzy oddadzą serce temu projektowi. Danusia Stenka, grająca tytułową matkę, oddała mojemu filmowi całe serce. Za co jestem jej nieustannie wdzięczny.

Łukasz podkreśla jednocześnie, że w gdyńskiej szkole znalazł coś ważnego - mianowicie wspólny język z wykładowcami, którzy na początku wydawali się ludźmi z odległej planety.

Jerzy Rados, wicedyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej, nie kryje zadowolenia z absolwentów i studentów, ale także z tego, że Katarzyna Figura, czyli ktoś, kto się wydaje być z innej planety, dołączyła do grona wykładowców. Zdaniem Radosa, studenci często czują zawstydzenie, skrępowanie w momencie, kiedy na plan filmowy przychodzi znany aktor zawodowy. A warsztaty Figury powinny ich z tym oswoić. Nauczyć pracy reżysera z aktorem, i to wybitnym.

Otwarci i odważni

O radości z nowej przygody mówi sama Katarzyna Figura. Jej zdaniem, kluczowym momentem dla filmu jest właśnie spotkanie reżysera z aktorem. I to ono często decyduje o tym, czy będzie to coś wielkiego, czy... wielkie nic. Aktorka dodaje, że wspaniali reżyserzy, z którymi pracowała, potrafili wydobyć z niej nieoczekiwane możliwości. I nad tym chciałaby popracować ze studentami, żeby się nie bali, żeby byli otwarci na aktora, szli wyżej, dalej i w inny filmowy wymiar.

Na pytanie - czy myślała o tym, żeby jak Woody Allen napisać sobie scenariusz, wyreżyserować na jego podstawie film, no i jeszcze w tym filmie zagrać, odpowiada, że całe życie myśli o takim scenariuszu. I pewnie on kiedyś powstanie. Ale będzie to coś bardzo osobistego, na co jeszcze nie jest gotowa.

Pytana o rolę, która jej się marzy, odparła, że to nie jest jakaś konkretna postać. Ale chciałaby zagrać pełnokrwistą bohaterkę, która ma szansę na wyrażenie jakiejś cząstki prawdy o człowieku.

- Zawsze marzyłam o zagraniu postaci, która żyła w czasach największych opresji, myślę o dwóch wojnach i zawieruchach politycznych ubiegłego wieku. Takiej roli nie było mi dane do tej pory zagrać.

Katarzyna Figura, jak przyznaje, kocha też kino gatunkowe. Marzy więc o niesamowitej, absurdalnej komedii. Takiej, po której odleciałaby w kosmos.

Być może któryś ze studentów szkoły zaproponuje jej rolę w takim swoim odlotowym filmie - spekulowano.
Łukasz Czerwiński, student II roku reżyserii, jest też z wykształcenia aktorem. Przez trzy lata pracował w gdyńskim Teatrze Muzycznym. A teraz z niecierpliwością czeka na zajęcia z Katarzyną Figurą. Jest ciekawy, co aktorka powie o pomysłach studentów na film. Ale też ma nadzieję, że opowie im, jak to jest na planie z tej drugiej strony kamery. Pytany o swój ulubiony film z aktorką, od razu odpowiada: - "Kingsajz" siedzi mi w głowie. Na nim się wychowałem.

Podczas nauki w gdyńskiej szkole aktorstwo musiał zawiesić na kołku, bo szkoła jest bardzo zaborcza. Zajęcia przez dwa lata, od rana do wieczora. I może tylko trzy, cztery dni w miesiącu są wolne. A i wtedy pracuje się nad ćwiczeniem filmowym. Mimo takiego tempa na zajęcia przychodzą wszyscy. Nie odpuszczają.

Maciej Bartosz Kruk - II rok reżyserii, na pytanie, czy wybrał sobie łatwy kawałek chleba, odpowiada zdecydowanie: - Chyba najtrudniejszy, jaki można sobie wyobrazić. Uzmysławiają nam to w szkole na każdym kroku. I my to czujemy.
Żartuje, że on do filmu szedł naokoło. Najpierw studiował filmoznawstwo, potem polonistykę i edukację artystyczną. Ale film mu nie odpuszczał. Dla niego ta szkoła to jeden wielki poligon.

Czego Katarzyna Figura może ich nauczyć? - Tego, kim jest aktor, jak z nim pracować, jak mu pomagać, żeby odnalazł to, co warto wydobyć z roli. Chodzi o to, żeby reżyser rozumiał, co się dzieje w głowie aktora - tłumaczy.
Miłosz Sakowski, były reporter w TVN24, mówi, że dla niego ta szkoła była ostatnim dzwonkiem na zmianę. Opowiadanie obrazem zawsze było mu bliskie. Pociągało. Ale przyszedł czas na to, żeby opowiadać własne historie, a nie tylko je relacjonować.
Czego już się o zawodzie reżysera dowiedział? Tego, że nie jest łatwo. I łatwo nie będzie, bo nikt na nich nie czeka. - Cały czas słyszę, że muszę przejąć inicjatywę. Bo nie ma worka z pieniędzmi, z którego można czerpać na film. Trzeba mieć swój pomysł i umieć zainteresować nim producenta - opowiada.

Miłosz w tym roku był na planie filmu Roberta Glińskiego "Kamienie na szaniec". Pracował jako asystent. I tam miał szansę "tę robotę" poznać od środka. Był przy próbach z aktorami, pomagał kreować sceny i zmieniać je na etapie scenariusza. Przyglądał się też montażowi. Taki plan to dopiero szkoła filmowa w pigułce - wyjaśnia.

Praca nad thrillerem

Eryk Lenartowicz, syn aktorów, który większość swojego młodego życia spędził w Australii, jest najmłodszym studentem gdyńskiej "filmówki". Kiedy zdawał, miał 19 lat.

Do Polski przyjechał osiem lat temu, tu kończył liceum. A teraz chce się nauczyć opowiadać historie kamerą. Jest fanem polskiego kina. Tego starszego. Na pytanie o ulubiony film, od razu wymienia "Pociąg" Jerzego Kawalerowicza.
- Nic go nie przebije - mówi z fascynacją w głosie.

On sam pracuje w szkole nad thrillerem. To film na dyplom. Czy nie kusiła go szkoła z wieloletnią tradycją i historią, jak ta w Łodzi? Mówi, że mógł wybrać. Był tam nawet na konsultacjach. Ale klimat mu nie odpowiadał. Było zbyt gwiazdorsko. I on czuł się nie do końca tam chciany. A tu wsiąkł od razu.

Sławomir Pultyn, jeden z wykładowców w gdyńskiej "filmówce", opowiada, że ich szkoła ma kilka atutów. Po pierwsze, nauka jest darmowa. Po drugie, nie ma ograniczeń wiekowych. Najstarsi studenci dobiegali czterdziestki, a najmłodszy to 19-latek. A po trzecie, twórcy szkoły - a właściwie Robert Gliński - wymyślili, że szkoda czterech lat studiowania w innych "filmówkach", o tradycyjnym modelu nauczania. Że warto wyjąć z tego klasycznego modelu to, co jest najważniejsze dla każdego filmowca. I tego uczyć go intensywnie. Rzemiosła. Przesiew na egzaminie jest ostry. Szuka się przecież osobowości. Pierwszy etap to m.in. ocena nadesłanych krótkich filmów amatorskich: animowanych, dokumentalnych lub fabularnych, i pomysłu na fabułę oraz dokument. To pokazuje, czy ktoś ma talent do opowiadania historii. Bo reżyser to nikt inny jak opowiadacz. Z tej grupy mniej więcej połowa zapraszana jest na drugi etap egzaminu, już do szkoły. Tu studenci losują kartki ze zdaniami w stylu: dzisiaj rano wyszedłem z domu, zapominając zielonego parasola. I tę historię trzeba rozwinąć. Następnie losuje się dialogi, z których przy pomocy aktorów i rekwizytów muszą stworzyć scenę. Dialog może wyglądać tak: Kochasz mnie? Kocham. To udowodnij. Po tych zadaniach znowu zostaje mniej więcej połowa do trzeciego etapu, czyli do rozmów.

Pultyn tłumaczy, że w tej szkole uczy się przez "dotyk". To są głównie warsztaty takich reżyserów jak Robert Gliński, Wojciech Marczewski czy Sławomir Fabicki. To też różne spojrzenia na pracę reżysera i na kino, różne pokolenia. Taki artystyczny tygiel.

Ambitne plany

Jerzy Rados z kolei zdradza, że właśnie w gdyńskiej "filmówce" przymierzają się do wprowadzenia warsztatów z kina gatunkowego. Tego się nie robi w żadnej polskiej szkole filmowej - przekonuje. Tymczasem polskie kino gatunkowe jawi się jako kompletna pustynia - tłumaczy i dodaje, że na ten pomysł bardzo pozytywnie zareagowali Juliusz Machulski, Jacek Bromski i Michał Kwieciński, specjaliści od kina gatunkowego.

- Zamysł jest taki, żeby poza dramatem psychologicznym, historycznym i rozrachunkowym, w których się specjalizujemy, powstawały komedie, thrillery, horrory, filmy akcji, przygodowe i dla dzieci. Na każdy z tych gatunków jest miejsce w naszym kraju. Projekt warsztatów kina gatunkowego to odpowiedź na zapotrzebowanie młodych ludzi. Nie wszyscy chcą się nurzać w ciężkich tematach i problemach. Część naszych studentów ma już swoje pomysły scenariuszowe na thriller, komedię czy kino akcji. Jeszcze tylko trzeba opanować warsztat takiego kina. Nauczyć się, jak tworzyć suspense, budować napięcie czy inteligentnie rozśmieszać. Na szczęście są jeszcze mistrzowie z dawnych, dobrych lat, z czasów "Seksmisji" czy kina "Psów". I trzeba z tego korzystać, póki jeszcze czas - kończy Rados z nadzieją.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki