Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia: Oszuści wyłudzali kredyty i przejmowali mieszkania. Główny sprawca wciąż na wolności

Dorota Abramowicz
Niewykluczone, że zastosowana w Gdyni metoda na wyłudzenie pieniędzy i mieszkań zostanie niedługo już sprawdzona w innym mieście
Niewykluczone, że zastosowana w Gdyni metoda na wyłudzenie pieniędzy i mieszkań zostanie niedługo już sprawdzona w innym mieście Archiwum PP
Gdyńska prokuratura wykryła doskonale zorganizowany proceder przywłaszczania nieruchomości i wyłudzania wysokich kredytów. Do Sądu Okręgowego w Gdańsku trafił właśnie akt oskarżenia przeciw Henrykowi Z. i Jolancie D., którym za oszustwa i fałszowanie dokumentów może grozić kara do 10 lat pozbawienia wolności. Niewykluczone, że zastosowana w Gdyni metoda na wyłudzenie pieniędzy i mieszkań zostanie niedługo już sprawdzona w innym mieście. Zwłaszcza, że główny organizator procederu nadal jest na wolności.

Do osób chcących wynająć lub sprzedać nieruchomości w Gdyni zgłaszali się klienci. Twierdzili, że bank udzieli im kredytu na kupno po sprawdzeniu informacji dotyczących mieszkania. Następnie, korzystając z podrobionych pełnomocnictw, brali pożyczki w banku lub u osób prywatnych, przedstawiając jako zabezpieczenie spłaty dom lub lokal.

Pożyczki nie spłacali, więc mieszkanie przejmował - bez wiedzy poszkodowanych - nowy właściciel. Proceder był tak dopracowany, że początkowo nawet śledczym trudno było uwierzyć w wersję przedstawianą przez ofiary oszustów.

- Był to opracowany w najdrobniejszych szczegółach patent, taki przestępczy "przepis na ciasto" - mówi Małgorzata Goebel, zastępca prokuratora rejonowego w Gdyni. - Sprawcy wykorzystali znajomość zasad kierujących rynkiem mieszkaniowym, posługiwali się kradzionymi i podrobionymi dokumentami, wykorzystali informacje, uzyskane od właścicieli.

- Sprzedała pani mieszkanie? - na początku kwietnia ub. roku do Dominiki zadzwonił konserwator, opiekujący się posesją na Kamiennej Górze w Gdyni. - Przed chwilą był tu jakiś pan, pokazał dokumenty i zażądał wydania kluczy. Nie wpuściłem go, ale...

Dominika zamarła. Wprawdzie latem 2011 r. zwróciła się do biura pośrednictwa o pomoc w wynajmie lub sprzedaży wartego milion złotych mieszkania, ale - chociaż pojawił się potencjalny nabywca - do transakcji nie doszło. Tymczasem wydania kluczy żądał mężczyzna, który dysponował dokumentem o przeniesieniu na niego prawa własności. W dodatku coś mówił o pożyczce. Jakiej pożyczce? - 405 tysięcy złotych, których pani nie spłaciła - wyjaśniał Janusz W., który trzymał w ręku poświadczające to dokumenty.
Wyjątkowo sprytne oszustwo

Sprawę zgłoszono na policję, która początkowo z nieufnością przyjmowała wersję Dominiki. A może pożyczyła pieniądze, nic nie mówiąc mężowi lub zaplątała się w podejrzane interesy? Kobiecie groziła utrata mieszkania...

- Na szczęście potwierdzono, że właścicielka mieszkania, padła ofiarą wyjątkowo sprytnego oszustwa - mówi mec. Janusz Kaczmarek, który podjął się reprezentowania interesów młodej kobiety.
Śledczy ustalili, że po zamieszczeniu w "Anonsach" ogłoszenia o wynajęciu apartamentu na Kamiennej Górze, w sierpniu 2011 r. do biura zgłosił się budzący zaufanie mężczyzna. Przedstawił się jako Krzysztof K., pokazał dowód i zadeklarował, że zainteresowany jest raczej kupnem lokalu. Mieszkanie wynajmie na pół roku, ale w tym czasie weźmie kredyt i ostatecznie zapłaci niespełna milion złotych za okazyjną ofertę.

- Bank żąda, bym wcześniej dostarczył niektóre dokumenty - uprzedził Dominikę. - Potrzebuję odpisu księgi wieczystej, aktu notarialnego darowizny mieszkania na pani rzecz, zaświadczenia o nie zaleganiu przez panią z opłatami...

Dominika zdecydowała się pomóc kupcowi. Przekazała papiery, pan K. zapłacił za wynajem.

Niespłacona pożyczka

Tymczasem we wrześniu 2011 r. do gdyńskiej firmy zajmującej się pośrednictwem finansowym zadzwonił niejaki Paweł K. Powiedział, że jest pełnomocnikiem osoby, która chce pożyczyć 400 tys. złotych. Zabezpieczeniem pożyczki będzie przeniesienie tytułu własności atrakcyjnego lokalu na Kamiennej Górze. Dysponował wszelkimi dokumentami, w tym autentycznym notarialnym pełnomocnictwem, udzielonym przez Dominikę U.

Brakowało tylko odpisu aktu małżeństwa Dominiki, przebywającej wówczas za granicą. To jednak nie powstrzymało oszustów. Pod koniec września w gdyńskim USC pojawiła się kobieta z dowodem na nazwisko Dominiki i złożyła wniosek o wydanie odpisu aktu małżeństwa. Urzędniczka nie miała żadnych podejrzeń, wydała papier.

I tak Paweł K. w wejherowskiej kancelarii notarialnej podpisał z pożyczkodawcą Januszem W. umowę, z której wynikało, że jeśli do końca marca 2012 r. Dominika nie spłaci 405 tys. zł, mieszkanie pozostanie własnością Janusza W. Pieniądze zostały przelane na założone w tym celu konto, a następnie wypłacone w kilku trójmiejskich bankomatach.

W lutym 2012 r. Krzysztof K. zrezygnował z kupna mieszkania Dominiki, miesiąc później odesłał klucze. Pożyczka nie została spłacona, więc w lokalu na Kamiennej Górze pojawił się nowy właściciel.

Kolejni oszukani

Śledztwo nie było łatwe. Prawdziwy Paweł K. stracił dowód jeszcze w 2010 r. w jednym z gdańskich tramwajów. Prawdziwy Krzysztof K. zmarł dokładnie w dniu oficjalnego przejęcia przez W. na własność mieszkania Dominiki. Ustalono, że kilka miesięcy wcześniej wystąpił o wydanie nowego dowodu osobistego, twierdząc, że poprzedni stracił.

Potwierdzono również, że kobieta przedstawiająca się w urzędach jako Dominika U. różniła się wyglądem od prawdziwej Dominiki, a fałszywi panowie K. to jedna i ta sama osoba.

Kiedy policjanci typowali podejrzanych o oszustwo, Prokuratura Rejonowa w Gdyni zaczęła analizować podobne zgłoszenia. Dotarto do państwa S., którzy sprzedawali dom na Chyloni. Do nich też zgłosił się kupiec, który chciał wziąć kredyt na zakup domu i potrzebował m.in. numeru księgi wieczystej.

Potem z jednego z banków próbowano wyłudzić ponad 400 tys. zł kredytu. Ustanowiono hipotekę i dom dziwnym trafem był już notarialnie własnością niejakiego G. Prawdziwy G. stracił wcześniej laptop, a pieniądze z banku miał odbierać... Krzysztof K. Kiedy państwo S. po raz kolejny usiłowali sprzedać nieruchomość, okazało się, że na domu została ustanowiona hipoteka na rzecz banku.

Zatrzymano tylko słupy

Identyczny patent zastosowano wobec małżeństwa, które chciało sprzedać mieszkanie przy ul. Władysława IV (przeszło na własność toruńskiej firmy, która udzieliła 184 tys. zł pożyczki) oraz pracującego za granicą mężczyzny, który wynajął lokal przy al. Piłsudskiego. Tylko czujność matki właściciela zapobiegła utracie mieszkania.

Policja zatrzymała w tej sprawie dwie osoby - Henryka Z., występującego m.in. jako panowie K. oraz jego znajomą Jolantę D., która m.in. udawała Dominikę. Z., wcześniej już karany, przyznał się do części zarzutów. Twierdzi jednak, że został "wynajęty" przez nieznaną mu osobę, która załatwiała fałszywe dokumenty, zakładała fałszywe konta w bankach i czuwała nad logistyką operacji.

Wiele wskazuje, że proceder został opracowany przez zorganizowaną grupę przestępczą. Zatrzymani byli jedynie "słupami". Henryk Z. nie ma żadnego majątku i znajduje się pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdyni.
Z Małgorzatą Goebel zastępcą prokuratora rejonowego w Gdyni rozmawia Dorota Abramowicz

Jak to możliwe, że osoba wynajmująca mieszkanie może pod jego zastaw brać tak wysokie pożyczki lub legalnie sprzedawać wynajęty lokal?
Wiele wskazuje, że był to przemyślany proceder. Wygląda to tak, jakby ktoś opracował patent, taki przestępczy "przepis na ciasto". Znajomość zasad kierujących rynkiem mieszkaniowym, podrobione dokumenty, znalezienie osoby, która umiała zdobyć zaufanie wynajmujących, pożyczających, notariuszy, urzędników - to wszystko składało się na powodzenie przedsięwzięcia.

Oszuści ingerowali nawet w zapisy w księgach wieczystych!
Ułatwiały im to informacje, przekazywane przez właścicieli mieszkań.

Banki żądają wielu informacji przy udzielaniu kredytów, więc była to na pozór zupełnie naturalna prośba.
Ludzie są zbyt ufni, a praktyka pokazuje, że w takich sytuacjach warto strzec swojej prywatności. W żadnym przypadku nie można udostępniać obcym numeru PESEL, ksero dokumentów takich jak dowód osobisty czy prawo jazdy. Najlepiej nie mówić zbyt wiele o sobie.

Wszystko, co powiem może być wykorzystane przeciw mnie?
Tak to wygląda. W jednym z tych przypadków podanie miejsca pracy żony właściciela ułatwiło zadanie oszustom. W innym przypadku czujność matki osoby wynajmującej, która zainteresowała się, że ktoś, kto płaci za wynajem, nie korzysta z mieszkania, zapobiegła jego sprzedaży.

Czy ów przestępczy patent był wykorzystywany także poza Pomorzem?
Nic na ten temat nie wiadomo, ale nie możemy tego wykluczyć. Tak samo nie możemy wykluczyć, że za jakiś czas znów ktoś "twórczo" wykorzysta ten przepis w innej części kraju. Dlatego też nigdy za dużo ostrożności.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki