Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia jak podziemna twierdza. Labirynt sztolni wciąż skrywa zagadki

Ksenia Pisera
Tylko do tej pory badacze gdyńskiego podziemia zliczyli ponad 250 schronów, w tym kilkanaście tunelowych
Tylko do tej pory badacze gdyńskiego podziemia zliczyli ponad 250 schronów, w tym kilkanaście tunelowych Archiwum
Niemcy podczas II wojny światowej budowali w Gdyni ogromne ilości sztolni przeciwlotniczych. Nie wszystkie zostały nawet odkryte. Niektóre mogą stać się turystyczną atrakcją - pisze Ksenia Pisera

Publikujemy tylko 5 proc. treści. Resztę, 95 proc. przeczytasz po zalogowaniu się.

Major Giuseppe Calafiori był komendantem II Włoskiego Batalionu Zadymiania. Na jego rozkaz było 600 żołnierzy. Był rok 1942. Barak dowództwa, w którym mieszkał Calafiori, stał przy ul. Kapitańskiej w dzisiejszym Grabówku w Gdyni. Część z jego ludzi natomiast stacjonowała w schronie. Pod ziemią, w obiekcie o powierzchni 400 metrów kw. czekali na alarm lotniczy. Każdorazowo gdy rozbrzmiewał, włoscy soldato wyczołgiwali się z pod ziemi w okolicach Dworca Gdynia Główna. Po ponad 60 latach do tego bunkru, prawdopodobnie jako pierwsi, zeszli gdyńscy eksploratorzy podziemia.

"Zadymiarze" z Włoch

- Myśl o tym, że w tym miejscu może znajdować się schron przyszła, gdy analizowaliśmy niemieckie plany Gdyni z 1944 roku - mówi Michał Szafrański z Gdyńskiego Klubu Eksploracji Podziemnej. - Naszą uwagę zwróciło to, że pozostałe baraki nie miały części podziemnej. Obecne ukształtowanie terenu też wskazywało że może znajdować się tam schron.

Zadaniem ludzi majora Calafiori'ego podczas II wojny światowej było sztuczne zadymianie miasta. Gęsta mgła, którą wytwarzali, lekko unosiła się nad ziemią i wodą. Na początku nie wiadomo było co to był za środek, którego Włosi używali do zamglenia. Jednak gdy już opadł na ziemię tworzyły się krople środka tak żrącego, że powodował masowy pomór drobiu i królików, wypalał podeszwy butów.

- Kapitan Cesarie Maturi zdradził tajemnicę tego środka w 1987 roku - pisał Kazimierz Małkowski, badacz i kronikarz dziejów Gdyni, podczas wojny łącznik w Tajnym Hufcu Harcerzy w Gdyni, który pomógł członkom GKEP ustalić kto zajmował schron. - Zadymianie następowało z butli pod ciśnieniem przez przenikanie kwasu solnego stanowiącego syntezę chloru i tlenu. Środek ten był łatwo rozpuszczalny w połączeniu z wilgotną atmosferą.

Jednak chemikaliów w podziemiach Gdyni Włosi po sobie nie zostawili. Gdy członkowie GKEP zeszli do schronu znaleźli pozostałości sanitariatów i natrysków oraz przedmioty codziennego użytku pamiętające czasy wojny, m.in. urządzenie do froterowania podłóg niemieckiej firmy Kluzit.

Takich oraz większych bądź mniejszych odkryć pod Gdynią może być setki. Tylko do tej pory badacze gdyńskiego podziemia zliczyli ponad 250 schronów, w tym kilkanaście tunelowych budowanych metodą górniczą, czyli sztolni przeciwlotniczych. W Gdyni niemieccy okupanci mieli pod dostatkiem darmowej siły roboczej, czyli ludności polskiej i kaszubskiej. Dla hitlerowców konieczne było budowanie schronów, ponieważ w tutejszym porcie znajdowała się baza Kriegsmarine, narażona na atak alianckich samolotów.

Wielu mieszkańców Gdyni nie zdaje sobie sprawy, że codziennie spaceruje nad skomplikowaną i wciąż nie do końca zbadaną, siecią sztolni przeciwlotniczych

Schrony typu tunelowego zwykle lokalizowano pod wzniesieniami terenu, z wejściami u podnóży zbocza. Ich budowa wymagała niewielkiej ilości materiałów takich jak stal czy cement, ponieważ zabezpieczenie przed bombami lotniczymi stanowiła gruba warstwa ziemi nad tunelem. Najdłuższa sztolnia w Gdyni ma prawie dwa kilometry długości i łączy Oksywie Górne z komendą portu wojennego. Ten tunel, znajdujący się około 35 metrów pod powierzchnią gruntu, służył jako schron dla niemieckiej załogi fabryki min akustycznych. W poszczególnych dzielnicach obiekty tego typu powstawały jako schrony dla ludności cywilnej. Tak jak jedna ze sztolni na Działkach Leśnych, biegnąca od ul. Olsztyńskiej do ul. Witomińskiej.

- Pospieszne prace nad jej budową prowadzono jeszcze jesienią 1944 r. - podają członkowie GKEP. - Tunel drążono jednocześnie z dwóch stron. Według niepotwierdzonych informacji uzyskanych od Stowarzyszenia Strzelectwa Sportowego "Walther", przy budowie tunelu mieli pracować jeńcy francuscy oraz miejscowa ludność pod nadzorem przedstawicieli Organizacji Todt. Obiekt był oznaczony kryptonimem B75. Niektórych prac wykończeniowych nie zdołano wykonać, ponieważ w związku ze zbliżającym się frontem, robotników pracujących przy budowie skierowano do kopania rowów przeciwczołgowych. Jeszcze w trakcie budowy, podczas alarmów lotniczych tunel służył jako schron dla ludności. Taką funkcję pełnił również w marcu 1945 r,, gdy dzielnica Działki Leśne znajdowała się pod ciężkim ostrzałem artyleryjskim.

Klimat jak w jaskini

W latach 50. część tunelu od strony ul. Witomińskiej była wykorzystywana jako magazyn warzyw, owoców i cukru Przedsiębiorstwa Państwowego Warzywa - Owoce. W późniejszych latach użytkowana była przez warsztat stolarski, komis rowerowy oraz zakład kamieniarski. Od 2006 r. mieści się tam prywatna strzelnica sportowa. W użytkowanej części tunelu działa oświetlenie. Obiekt jest objęty ewidencją budowli ochronnych, przewidzianych do wykorzystania jako ukrycie dla 1030 osób w sytuacji podwyższenia gotowości obronnej państwa oraz wpisany do gminnej ewidencji zabytków.

- W sztolni wytworzył się mikroklimat typowy dla jaskiń - kontynuują członkowie GKEP. - Przez cały rok panuje tam temperatura około 10 stopni C. Ponieważ kanały wentylacyjne nie zostały ukończone wentylacja odbywała się poprzez wlot-wylot sztolni. Z tego względu zamiast typowych hermetycznych drzwi schronowych zastosowano kraty umożliwiające przeciąg. Znajdujące się od strony ul. Witomińskiej przedsionki z drzwiami ochronno-hermetycznymi, podobnie jak zamurowane wejście przy ul. Olsztyńskiej, pochodzą z czasów powojennych.

Według mieszkańców Działek Leśnych pod sąsiednim wzgórzem znajduje się podobny tunel, do którego wejścia miały zostać po wojnie zasypane.

- Dotarliśmy do zdjęcia lotniczego z czasów wojny, na których widać, że we wskazanych miejscach trwała jakaś budowa. - mówi Szafrański. - Obecnie jednak po wejściach nie ma śladu. Będziemy dokładnie badać teren przy użyciu georadaru, czyli specjalnego urządzenia, które umożliwia sprawdzenie, co znajduje się pod ziemią i wykrycie np. pustych przestrzeni.
Podziemne sztolnie znajdują się również w rejonie ulicy Biskupa Dominika oraz przy kościele Franciszkanów. Wejście do tej ostatniej zasypano na początku lat 90. podczas budowy pawilonów sklepowych. Pod asfaltem zachowały się jednak tory kolejki wąskotorowej, która służyła do wywożenia urobku. Wbrew często spotykanym legendom, kolejką wąskotorową nie można było dojechać do bulwaru. - To wersja stworzona we wczesnych latach 90. przez pewną dziennikarkę, która w swoich artykułach opisywała tak sensacyjne historie, że w środowisku eksploratorów pod dziś dzień krążą na ten temat żarty - mówi Szafrański. - W rzeczywistości wylot sztolni znajduje się w ogródku przy ul. Legionów.

Nieodkryte zagadki

Istnienia niektórych obiektów można się póki co tylko domyślać. Na przykład w niektórych archiwach niemieckich znajdują się informacje, że w obiektach fabrycznych z czasów wojny, usytuowanych na terenie portu wojennego poza ponad tysiącem metrów korytarzy, powinna znajdować się hala o powierzchni 2,5 tysiąca metrów kw. - Niektórzy mieszkańcy spacerując po Gdyni nawet nie wiedzą, że kilkanaście metrów pod stopami mają kilometry podziemnych korytarzy - mówi Szafrański. Na Pomorzu podobne obiekty są tylko w Gdyni. Członkowie GKEP pracują nad tym, żeby wyciągnąć spod ziemi ich historię. Obecnie prowadzą rozmowy z władzami miasta o przystosowaniu jednego z obiektów dla turystów. W przyszłości jest też szansa, że w niektórych sztolniach powstaną inne atrakcje turystyczne.

- Obecnie próbujemy uzyskać fundusze od miasta, które pozwoliłyby wykonać remont w schronach pod ulicami Olsztyńską i Witomińską - mówi Jarosław Kłodziński, radny miasta oraz członek GKEP. - Trzeba tam poprawić m.in. wejścia tak, by nikt nie miał problemów z dostaniem się do schronu.
Członkowie GKEP dla wybranych schronów przygotowali również biznesplany. Mogłyby tam powstać m.in. strzelnica lub minisala koncertowa.

- Na Wzgórzu św. Maksymiliana jest wyjście ewakuacyjne istniejącej sztolni o głębokości około 14 metrów. Tam mogłaby być ścianka wspinaczkowa - mówi Kłodziński. - Nawiązaliśmy kontakt z firmą, która byłaby tym zainteresowana.

Stowarzyszenie zaprasza osoby mające wiedzę na temat lokalizacji zapomnianych schronów w Gdyni do podzielenia się informacjami. Adres e-mail: [email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki