Przedsiębiorstwo, choć już we wrześniu ubiegłego roku zakończyło prace, zlecone przez miasto, do dziś nie dostało znacznej części zapłaty - łącznie ponad 300 tys. zł. Na nic zdają się kolejne interwencje u władz Gdyni.
Gdyńscy włodarze nie chcą słyszeć o zapłacie za wykonany remont, tłumacząc, iż na San-Went nałożone zostały kary umowne za spóźnienia w przekazaniu dokumentacji odbiorowej. W tym czasie firma przedstawiła dwie niezależne opinie prawne, kancelarii , z których wynika, iż kary te naliczono bezzasadnie.
Zdaniem przedstawicieli firmy magistrat zwleka też z odpowiadaniem na ich pisma, mimo że - zgodnie z kodeksem postępowania administracyjnego - urzędnicy mają na odpowiedź 30 dni.
- Nasza cierpliwość już się skończyła - zapowiada Jacek Derlecki, prokurent spółki. - Idziemy do sądu. Pokażemy, jak w Gdyni traktuje się miejscowe firmy. Jeśli będzie trzeba, zorganizujemy też pikietę pod Urzędem Miasta.
Nasi pracownicy są zdesperowani, bo przez opóźnienia z płatnościami ze strony urzędu, nie mamy im z czego płacić pensji. Sami znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Zalegamy hurtowniom za materiały budowlane, które zostały zamówione na potrzeby remontu szkoły. Pieniędzy ciągle nie ma, więc dostawcy zaczynają pozywać nas do sądu o spłatę zaległości. Grozi nam nawet upadłość.
San-Went przed dwoma laty rozpoczął remont części żywieniowej i wejścia głównego szkoły. Dach najnowszego gdyńskiego budynku oświatowego, oddanego zaledwie 10 lat temu, zaczął się wtedy zapadać. Badająca potem sprawę prokuratura uznała, że gmach był źle zaprojektowany i wykonywany niezgodnie ze sztuką budowlaną, oskarżając o zaniedbania jego projektantów i byłą miejską urzędniczkę, nadzorującą budowę.
- Ten budynek, m.in. na skutek karygodnych zaniedbań gdyńskich urzędników, był tak spartaczony, że nadawał się praktycznie do rozbiórki - mówi Łukasz Derlecki, specjalista ds. organizacji produkcji San-Went. - Dzięki remontowi, w który zaangażowaliśmy wysokiej klasy ekspertów, udało nam się go jednak uratować. Tymczasem miasto odwdzięcza nam się teraz w taki sposób.
Przedstawiciele firmy podkreślają, iż remont gmachu wykonali rzetelnie i w terminie.
Kary umowne nałożone zostały na nich natomiast za spóźnienia dokumentacji odbiorowej, na które - jak mówią - wpływu nie mieli.
- Nie mogliśmy zdać 21 września dziennika budowy, jak było zapisane w umowie, bo miasto zamówiło roboty dodatkowe, które właśnie trwały - mówi Jacek Derlecki. - W takim wypadku dziennik musi znajdować się na budowie.
- Dokumenty odbiorowe zwrócono nam pod błahymi pretekstami - brak pieczęci czy podpisu. Kiedy złożyliśmy je drugi raz, znowu otrzymaliśmy listę poprawek, zupełnie innych, niż za pierwszym razem. Nie było szans, aby zdać dokumenty w ciągu 7 dni, wszystko to zajęło aż 21 dni. Ale my nie byliśmy w stanie nic na to poradzić.
Rozmowa w tekście w sobotnim wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?