Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia: Dzięki nim maltretowany kot odzyskał spokój

Irena Łaszyn
W gdyńskiej siedzibie Animalsów bezpańskie koty czują się jak u siebie. Wędrują po biurkach, sadowią się między paprotkami
W gdyńskiej siedzibie Animalsów bezpańskie koty czują się jak u siebie. Wędrują po biurkach, sadowią się między paprotkami Tomasz Bołt
Mateusz nie był pierwszym widzem. Ale pierwszym, który zareagował świętym oburzeniem. Kilka dni przed Wigilią wszedł do internetu, by odszukać "Jingle cats", koci zespół "wymiaukujący" kolędy. Przypadek sprawił, że trafił na "Kota kaskadera". Okrutny filmik, na którym mały chłopiec dręczy kota. Chwyta go za głowę i ogon, wywija nim, uderza zwierzęciem o ścianę.

Kot się poddaje torturom z rezygnacją, bez większej nadziei chowa się pod kanapą. Jakby wiedział, że młody oprawca wkrótce go dopadnie i raz jeszcze się zamachnie. Autor opatrzył swoje "dzieło" komentarzem: "To mój 2 filmik. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie. Kto jest większym hardkorem. Kotobójca, czy kot, który to przeżył". Zapowiada, że będzie ciąg dalszy.

Policja ustaliła autora sadystycznego film

- Gdy syn nam to pokazał, natychmiast powiadomiliśmy Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt "Animals" -opowiada mama Mateusza. - To było przerażające. Ale równie przerażający był fakt, że nikt przed nami na to barbarzyństwo nie zareagował. Przecież film był na YouTube od dwóch miesięcy, zanim zobaczył go nasz syn, obejrzało go ponad sto innych osób!

Mateusz ma 12 lat, mieszka pod Poznaniem. OTOZ Animals, choć jest organizacją ogólnopolską, ma siedzibę w Gdyni. Tu więc trafił sygnał o znęcaniu nad zwierzęciem.

- Już 23 grudnia zawiadomiliśmy o popełnieniu przestępstwa Komendę Miejską Policji w Gdyni, prosząc o ustalenie personaliów autora filmu, właścicieli zwierzęcia, prawnych opiekunów dziecka oraz o pociągnięcie ich do odpowiedzialności karnej, adekwatnej do stopnia szkodliwości popełnionego czynu - mówi Ewa Gebert, prezes stowarzyszenia.
- Wystąpiliśmy też do prokuratury o dopuszczenie do udziału w sprawie w charakterze pokrzywdzonego i oskarżyciela posiłkowego.

Ewa Rudzińska, inspektor OTOZ Animals, przypomina, że zwrócili się też o odebranie zwierząt właścicielom.

Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że autor filmu, czyli użytkownik portalu o nicku Sharki 175, ma 15 lat, jest bratem trzylatka znęcającego się nad kotem i mieszka w Krakowie.
Policjantom, dzięki adresowi IP, udało się te dane ustalić błyskawicznie. W Polsce zawrzało. Nie tylko miłośnicy zwierząt byli w szoku. Zwłaszcza gdy fragmenty "Kota kaskadera" pokazała telewizja. Zanim filmik usunięto z internetu, miał około 80 tys. wejść i 10 tys. komentarzy. Już dawno żadna sprawa nie wywołała tylu emocji. Jedni się domagali odebrania praw rodzicielskich rodzicom, którzy "niczego złego nie zauważyli", inni chcieli linczu. Nawet trzylatka mało kto bronił.

Internautka 1: - Na razie kot, kolejną ofiarą będzie ,,mistrz", jak uczeń go przerośnie. Uczony od małego ma duże szanse. Nawet takie małe dziecko musi mieć w sobie potwora, aby w ogóle czerpało przyjemność z czegoś takiego.
Internautka 2: - Nikt nie twierdzi, że 3-latek ma trafić do więzienia czy poprawczaka, ale powinien być rzetelnie naprostowywany przez psychologów, bo jego psychika jest mocno nadwątlona.

Krakowscy specjaliści już podobno wkroczyli do akcji. Jak jest dokładnie - nie bardzo wiadomo, bo rodzina młodego filmowca otoczona jest szczelnym kordonem informacyjnym. Dla dobra wszystkich. Zwierzaki (bo w mieszkaniu było ich więcej: cztery koty i dwa psy) trafiły do krakowskiego schroniska. Najbardziej przerażona wydawała się kotka z filmiku. Inspektorzy z krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, którzy po nią przyjechali, zapamiętali, że niemal wtopiła się w ziemię, gdy zobaczyła wyciągnięte w swoją stronę ręce. Z trudem umieścili ją w transporterze. Weterynarz twierdzi, że kotka - o, dziwo - nie ma złamań, nie można jednak wykluczyć urazów neurologicznych.

Prawdopodobnie pójdzie do adopcji, gdy się uprawomocni odebranie zwierząt jej dotychczasowym właścicielom. Utworzyła się kolejka chętnych.
Ale prawdziwi miłośnicy zwierząt nie ruszają szturmem do Galicji. Takie Mariki są bowiem w każdym mieście. Podobnie jak osoby o miękkich sercach. Niekiedy na siebie trafiają. Pracownicy schronisk dla zwierząt potwierdzają, że ostatnio adopcje zdarzają się częściej. Zbyt rzadko jednak, by takie przytuliska straciły rację bytu. Nadal pękają w szwach.

- Prowadzimy sześć schronisk, w tym gdyńskie Ciapkowo - mówi Anna Drewa, inspektor ds. ochrony zwierząt OTOZ Animals. - W ubiegłym roku, tylko do 31 października, udało się nam znaleźć dom dla 3241 psów i 1070 kotów.

Mirosław Nowak odwiedza Ciapkowo kilka razy w tygodniu, wyprowadza psy na spacer, przygląda się niektórym mieszkańcom i cierpi.

- Oboje z żoną mamy miękkie serca - przyznaje. - Uważamy, że każde zwierzę powinno mieć swój dom. Wzięliśmy już ze schroniska trzy koty i psa. Na 43 metrach kwadratowych jest więc nas ośmioro, bo dwa koty mieliśmy wcześniej.

Niektóre zwierzaki brali tylko na trochę, oferując dom tymczasowy, zanim ktoś inny nie adoptuje ich na zawsze, ale potem już nie chcieli oddać. Najnowszy nabytek to kot Figo. Zabiedzony, z wielkim kołtunem na grzbiecie. Kacper jest od września. To mały biały pies, mieszaniec, znaleziony na Pustkach Cisowskich. Miał połamane żebra i wybity ząb. Ktoś mocno się nad nim znęcał. Zapewne - kobieta, bo przez pierwsze tygodnie panicznie bał się pań. Po czterech miesiącach spędzonych w ich domu czuje się tu jak u siebie, nawet sypia w pańskim łóżku.

Pan Mirek oglądał ten filmik o dręczonym kocie. Z trudem powstrzymywał emocje. A i teraz, na samo wspomnienie, ledwie nad nimi panuje. Opowiada więc, że oglądał kiedyś program o amerykańskiej bojówce zajmującej się obroną zwierząt. Gdy trafiał do nich sygnał, że psu czy kotu dzieje się krzywda, grupa zamaskowanych osób jechała do właściciela i wymierzała mu sprawiedliwość, np. mężczyźnie, który przywiązanego do budy psa okładał gumową pałką, robiła to samo. Program był kontrowersyjny, podobnie jak sposób załatwienia sprawy, ale gdy człowiek się spotyka z takim bestialstwem, musi się hamować.

Inspektor Ewa Rudzińska, od dwóch lat w Animalsach, mówi, że już niejeden film o dręczonych zwierzakach widziała, ale ten był wyjątkowo wstrząsający. W dodatku starannie opracowany, z napisami w takim bajkowym stylu i muzyką w tle. Koszmar. A podobno w komputerze 15-latka były jeszcze inne.
Inspektor Anna Drewa wyjaśnia, że nie tylko nastolatkowie dręczą zwierzęta. Właśnie wraca z Sądu Rejonowego w Wejherowie, gdzie trwa rozprawa przeciwko właścicielowi pewnego dalmatyńczyka.

- Ten pan wydawał się nie rozumieć zarzutów - mówi pani Ania. - Choćby tego że pies trzymany był na krótkim łańcuchu i w kolczatce, która powodowała kilkucentymetrowe rany. W te rany wdała się posocznica, pies nie przeżył. A mężczyzna dociekał: Czy łańcuch jest czymś złym? My wszyscy na wsi tak robimy. To walenie głową w mur.

Inspektor Ewa Rudzińska uważa, że wiejskim Burkom, przywiązanym do budy, dzieje się wielka krzywda. Bo te budy często nie mają ścian, nie spełniają podstawowych standardów. Zdarza się więc stara zdezelowana szafka albo zardzewiała beczka.

Prokurator Grażyna Wawryniuk informuje, że w 2010 roku w okręgu gdańskim zarejestrowanych było łącznie 115 spraw o znęcanie się nad zwierzętami, czyli przestępstwa z art. 35 ustawy o ochronie zwierząt. Skierowano 16 aktów oskarżenia do sądu. Ludzie coraz częściej reagują na krzywdę zwierząt.

Obrońcy zwierząt to potwierdzają, ale dodają jednocześnie, że te rozprawy kończą się zwykle grożeniem paluszkiem, czyli grzywną lub wyrokiem w zawieszeniu. Rzadko brutalny właściciel trafia za kraty. Ale zdarzają się takie przypadki. Krakowski sąd skazał np. pewnego mężczyznę na półtora roku więzienia za to, że zmuszał swojego pitbulla do zabijania osiedlowych kotów.

A prezes Ewa Gebert opowiada o innej sprawie, którą OTOZ Animals pilotuje. Ona też zaczęła się od filmiku w internecie. Tyle że byli na nim… myśliwi i ich psy, rozszarpujące młodego dzika. Myśliwi, podobnie jak ten gospodarz spod Wejherowa, nie bardzo rozumieli zarzuty. Było to przecież - tłumaczyli - tradycyjne polowanie z nagonką.

W siedzibie Animalsów, w centrum Gdyni, wciąż dzwonią telefony. Ci, którzy pod koniec grudnia informowali o filmiku na YouTube i dręczonym kocie, teraz dziękują za interwencję.

- Mam nadzieję, że krakowski sąd stanie na wysokości zadania - oświadcza mama Mateusza spod Poznania. Tego, który był pierwszy, bo szukał kotów śpiewających kolędę "Cicha noc".

Animalsowe koty, zabrane ze schroniska "na tymczas", wędrują po biurkach, sadowią się wśród segregatorów, zasypiają w cieniu paprotki. Miziaki - mówią o nich inspektorki. One by je wszystkie przygarnęły - ale oprócz biurowych, mają jeszcze domowe. Każda po kilka. A pani prezes, jak na szefową przystało - oprócz sześciu kotów, ma jeszcze sześć psów. Dlaczego tyle? Wzrusza ramionami i odpowiada: Bo potrzebowały pomocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gdynia: Dzięki nim maltretowany kot odzyskał spokój - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki