Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia. Dokwaterowali im sześć osób do kawalerki i zostawili na ulicy

Jacek Wierciński
Nim państwo Sz. zastali zamknięte drzwi, Jerzy M. wprowadził do ich kawalerki 6-osobową rodzinę
Nim państwo Sz. zastali zamknięte drzwi, Jerzy M. wprowadził do ich kawalerki 6-osobową rodzinę Piotr Hukało
Państwo Sz. z Gdyni Chyloni przez pożyczkę 50 tys. zł stracili 26-metrowe mieszkanie. Ich przypadek to element śledztwa dotyczącego pożyczek pod zastaw lokali, obejmującego podejrzenia co do ponad 20 mieszkań.

Państwo Sz. w środę po południu stracili dom, a cały ich dobytek został za drzwiami mieszkania na gdyńskiej Chyloni. Nowy właściciel Jerzy M. kupił kawalerkę, w której mieszkają, od swojego syna, a ten wcześniej przejął lokal od nich jako zastaw pożyczki. Prokuratura ma wątpliwości, czy wcześniejsze dokwaterowanie dwójce gdynian na 26 metrach kwadratowych 6 osób jest zgodne z prawem, a samo przejęcie mieszkania bada w ramach kolejnego (trzeciego już) dużego śledztwa dotyczącego tzw. mafii mieszkaniowej.

- W całym domu jest bałagan, a ja śpię na połączonych fotelach. Nie sposób żyć w tych warunkach na 26 metrach kw.! Ten człowiek bezprawnie wymienił nam zamki w drzwiach i zniszczył życie - twierdzi pani Barbara Sz. Jerzy M. pod jej nieobecność wymienił zamki i wprowadził do mieszkania 6-osobową rodzinę z Rumunii.

Duże śledztwo w sprawie „mafii mieszkaniowej”

Kiedy we wtorek rozmawiamy w połączonej z korytarzykiem kuchni mieszkania na gdyńskiej Chyloni, M. stoi obok i zaprzecza, nazywając Barbarę i jej męża Andrzeja kłamcami, oszustami i darmozjadami.

- Udało mi się uzyskać prawomocny wyrok eksmisyjny, ale oni złożyli skargę do Sądu Najwyższego. W momencie jej rozpatrzenia, za pół roku, znów obowiązywać będzie okres ochronny. Nie naciskam, by państwo Sz. się wyprowadzili, mam jednak prawo dysponować swoją własnością i postanowiłem podnająć część mieszkania rodzinie z Rumunii - twierdzi Jerzy M.

Państwo Sz. twierdzą, że wyrok nie jest prawomocny, a im przysługuje prawo do lokalu socjalnego, więc dopóki magistrat go nie zaproponuje, mają prawo zostać. Eksmisję zgodnie z prawem może przeprowadzić wyłącznie komornik, ale wczoraj, gdy Sz. wrócili z banku, zastali zamknięte drzwi, a część swoich rzeczy wyrzucone na klatkę schodową. Radca prawny z kancelarii Anny Bufnal wezwał policję, ale funkcjonariusze odmówili interwencji. Również wizyta na komisariacie w Chyloni na niewiele się zdała.

- Spisali protokół i powiedzieli, że do interwencji nie ma podstaw. Powiedzieli, że możemy zniszczyć drzwi, które należą do nowego właściciela. Zostałam na ulicy tak jak rano wyszłam, w samej bluzeczce - mówi pani Barbara, która noc spędziła u rodziny.

Rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdyni kom. Michał Rusak: - Jeżeli podłoże sprawy ma charakter sporu cywilnoprawnego, to my w takich czynnościach nie uczestniczymy. Nie ma takiej procedury. Policjanci byli gotowi znaleźć interwencyjnie lokal na noc dla tych ludzi. Komisariat w Chyloni zna dobrze temat, przyjął zawiadomienie i są wykonywane czynności w tej sprawie.

Od poniedziałku Prokuratura Rejonowa w Gdyni prowadzi postępowanie na okoliczność zagrożonego karą do 3 lat więzienia „uporczywego” utrudniania korzystania z mieszkania. - Państwo Sz. i właściciel tego mieszkania zostali przesłuchani, weryfikowane są okoliczności - relacjonuje prokurator Tatiana Paszkiewicz.

Dramat państwa Sz. rozpoczął się w 2011 r., gdy zdecydowali się na tzw. prywatną pożyczkę. Z 6-miesięcznym terminem spłaty zaciągnęli dług u syna pana Jerzego, Łukasza M. Zabezpieczeniem wpisanym w akcie notarialnym było przeniesienie na niego własności mieszkania.

Jerzy M. z synem, od którego kupił mieszkanie, kontaktu nam odmówił. Sam twierdzi, że Sz. zachowali się nieuczciwie, ponieważ - choć nie spłacili 50 tys. zł, które, jak twierdzi, przeznaczyli na spłatę alimentów pana Andrzeja - wciąż, nie płacąc czynszu, zajmują lokal, „wyciągnęli” z jego konta prawie 3,5 tys. zł i utrudniali mu życie, kierując skargi do sądu.

Będąca w przededniu emerytury Barbara i rencista - Andrzej twierdzą z kolei, że pomimo zapisów zawartych w podpisanej „z nożem na gardle” umowie otrzymali tylko 30 tys. zł, które przeznaczyli na leczenie. Pokazują też zapis umowy, z którego wynika, że różnica między wysokością pożyczki a rynkową ceną lokalu powinna być zwrócona Andrzejowi. Ich zdaniem, 26-metrowa kawalerka jest warta 120 tys. zł.

Przeciwnego zdania jest pan Jerzy, który od syna mieszkanie kupił za 55 tys. zł i uważa, że (wciąż zamieszkane przez Sz.) tyle właśnie było warte.

- Sytuacja państwa Sz. jest przedmiotem wszczętego w maju śledztwa dotyczącego ponad dwudziestu podobnych zdarzeń udzielania pożyczek, których finałem było przenoszenie własności na inną osobę. To śledztwo prowadzone na okoliczność oszustwa z ewentualnym wyzyskaniem przymusowego położenia innej osoby przez nakładanie na nią obowiązku świadczenia niewspółmiernego ze świadczeniem wzajemnym - wyjaśnia prok. Tatiana Paszkiewicz.

Postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie „przeciwko” komukolwiek i jak dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. (Ze względu na „dobro śledztwa” nie możemy o nim napisać nic więcej).

Pytany o śledztwo Jerzy M. przekonuje, że jest spokojny, bo „to naturalne, że prokuratura zajmuje się sprawdzaniem”. Twierdzi, że kupił mieszkanie i z wyłudzaniem, a zwłaszcza tzw. mafią mieszkaniową „nie ma absolutnie nic wspólnego”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki