Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia do przeglądu. Zasiedziali zaśniedziali. Felieton Zygmunta Zmudy-Trzebiatowskiego

Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski
Przeczytałem ostatnio o zmianach w składzie wiceprezydentów Gdańska. Nie znam byłego już wiceprezydenta Aleksandrowicza i nie ocenie jego pracy, ale idea wymiany co pewien czas części składu wydała mi się godna uwagi. To już zresztą druga na tym szczeblu dokonana za rządów pani prezydent Dulkiewicz. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to świadczy o złym doborze kadr, ale można widzieć wartość w tym, że nikt nie czuje się „przyspawany” do stołka, a wreszcie, że w składzie decyzyjnym pojawiają się świeże pomysły, inne spojrzenia, zmienia się suma doświadczeń i perspektyw. Oczywiście, w każdym gronie, które ma dobrze pracować, potrzebna jest względna stabilność, ale - względna.

W Gdyni mamy odwrotnie. Powołanie na stanowisko jest niemalże dożywotnie, a przynajmniej do emerytury. Tak było z panią wiceprezydent Łowkiel, która być może skończyłaby swoją misję w 2010 roku, ale wtedy wyglądałoby, że odpowiada za decyzję o wycince drzew na Oksywiu, gdzie dziś stoi osiedle mieszkaniowe – więc dla zasady musiała zostać na kolejną kadencję. Tak było z wiceprezydentem Stępą, który godnie doczekał emerytury na wiceprezydenckim stanowisku, a od trzech lat nadzoruje dziedzictwo kulturalne Gdyni w nowym wydziale. Wiceprezydent Michał Guć do zarządu miasta powołany został jeszcze w ubiegłym tysiącleciu. Sekretarz miasta i dyrektor urzędu w jednej osobie, Jerzy Zając, dotrwał na swoim stanowisku niemalże do końca swoich dni, mimo dramatycznego stanu zdrowia. A sam prezydent Gdyni przetrwał już 5 prezydentów USA i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa…

I nie – to nie zachęta do tego, by rytualnie co kilka lat, wszystkich wymieniać dla zasady i higieny. Raczej obawa, że to, z czym mamy do czynienia w Gdyni też z żadną higieną nie ma wiele wspólnego. To taki mix wzajemnej lojalności, wspólnoty doświadczeń i obaw – to jak zgrany team, który, gdy siada przy stole, nie musi w ogóle mówić by się rozumieć. W zasadzie każdy już wie, co powiedzieliby pozostali. Dla wzajemnego samopoczucia – idealne, dla miasta – dramatyczne. Nie ma nikogo, kto się dziwi, zadaje pytania, kwestionuje. Nie ma partnerskiej rozmowy – trudno by była, gdy jedna z osób przy stole jest dla siebie i innych źródłem wszelkiej wiedzy i prawdy. Nie ma nikogo, kto zrobi coś inaczej, bo przecież „zawsze tak było”. Nie ma osoby, która powie: „dlaczego tak mamy robić?” bo przecież sama od lat tak robi. Nie ma przy stole osoby, która nie „zurzędniczała”, która ma świeże doświadczenia zarządcze czy biznesowe. Nie ma nawet osoby, która powie „ej, czy my powinniśmy wydawać na to tyle pieniędzy?”. Gdy wokół zmęczonego generała siedzą sami kaprale, nie padają żadne pytania.

Pytania od innych też nie padają, bo nie tworzy się okazji do wymiany myśli z osobami z zewnątrz,. Nawet wizje terenowe w dzielnicy organizuje się z udziałem wyselekcjonowanej grupy, by nie psuć sobie nastroju. To już nawet nie jest ta wieża z kości słoniowej – to putinowski bunkier, odgrodzony od wszystkich i zabarykadowany. Skojarzenie z barykadą nie jest przypadkowe, gdy odwiedza się gmach na Piłsudskiego. Okazuje się, że tam naraz jest wojna i pandemia: wejście na wyższe poziomy ogrodzono taśmą, wyłączono windę, a konsultacja jest możliwa, a jakże – ale telefonicznie. I wiecie co? Ostatnia jedna pani nie wiedziała, że tak nie można, że petenci to zagrożenie, źródło zarazków, trądu i wszystkiego co najgorsze i po prostu zażądała, by osoba z drugiej strony słuchawki do niej zeszła. I świat na chwile się zatrzymał, pani urzędniczka zeszła a urząd nadal stoi! Nie rozpadł się na kawałki, a pracownicy nie dostali zbiorowo trądu, małpiej ospy, cholery ani choroby wenerycznej. Nie wiadomo zresztą, czego się boją, bo pani pytana, co jest powodem takiego stanu odpowiedziała: „zarządzenie pana prezydenta”. Nie pandemia, nie wojna, nie stan wyższej konieczności, ale … zarządzenie. I to jest prawdziwy powód. Ma być cicho i beztrosko. Nikt spoza ekipy siedzącej od ćwierćwiecza przy stoliku nie powinien się tam kręcić. Jak to powiedział kiedyś pewien urzędnik: „praca fajna, tylko ci petenci przeszkadzają!”

*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna (a władza niezasiedziała)

ZYGMUNT ZMUDA - TRZEBIATOWSKI

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki