Niemalże w tym samym czasie, zmartwiona podobną sytuacją na polanie we własnej dzielnicy, odezwała się Rada Dzielnicy Babie Doły, składając pismo ze swoimi postulatami. Na razie jedyne czego się dowiedziała, to to, że należało zrobić to dyskretnie i napisać do jednego z wiceprezydentów prywatnie, a nie tak, żeby wszyscy wiedzieli. Może kiedyś, poza własnym, nadwątlonym PRem, administrujący miastem zajmą się zgłoszonym problemem, by żółtego szlaku jednak nie wydłużać ponad miarę.
Sikamy zatem na potęgę. Mamusie, nieraz niemalże na ulicy, wysadzają swoje bobasy, ciesząc się, że przynajmniej nie skończyło się akcji: „Zgłaszam awarię!”, dorośli – w zdecydowanej większości panowie – tworzą kolejne odcinki żółtego szlaku na każdym możliwym skwerku, placyku czy nawet niestety w mniej oświetlonych bramach, czy przejściach podziemnych. Często nie z lenistwa czy wygody, ale – z braku innej opcji.
I o ile problem leśnych polan piknikowych można rozwiązać w miarę prosto toaletami przenośnymi, o tyle w centralnych punktach miasta ich stawianie byłoby lekko absurdalne. Rodzi się pytanie o dostępność miejskich szaletów, których zostało coraz mniej oraz o to, czy nie można by, jak w niektórych krajach, zaprosić do współpracy przedsiębiorców? Dziś, w obawie przed przypadkowymi gośćmi, lokale bronią się, jak mogą, przed osobami „z ulicy” wymyślając opłaty albo kody do toalety. Zatem „sikaczy” czy „minerów” u nich nie ma, ale oczywiście nie znikają. Pojawią się co najwyżej w pobliskich chaszczach czy bramie.
A gdyby tak uznać możliwość bezpiecznego dla siebie i innych zaspokojenia potrzeb fizjologicznych w przestrzeni miejskiej za prawo człowieka? Gdyby wybudować zgodę społeczną wokół tego tematu i wypracować rozwiązanie: „WSZĘDZIE BEZPŁATNIE”? Ruch rozproszyłby się po wszystkich lokalach i instytucjach, nikomu nie sprawiając dużego problemu, trawniki i drzewa odetchnęłyby z ulgą, z żółtych szlaków pozostałby w Gdyni tylko ten turystyczny, a woń uryny ulotniłaby się z miejskiej przestrzeni?
Ktoś powie: czemu za darmo? Czemu miasto miałoby pokrywać w całości koszt szaletów miejskich? Bo to tańsze niż dopuszczać do degradacji miasta, klombów, krzaków, drzew, pergoli śmietnikowych czy parków. Bo to wielka ulga dla osób, zmagających się z różnymi dolegliwościami, które nie zawsze mogą cierpliwie poczekać, aż wrócą do domu… Bo to zmniejszenie ryzyka narażania osób spacerujących po mieście na kłopotliwe widoki. Bo to, co zaoszczędzisz w jednym miejscu, wydasz w drugim na renowacje, odmalowywanie itd. Bo wreszcie – dla ludzi odwiedzających Gdynię to po prostu przykre doznanie, a i wizerunkowo – lipa.
*A ponadto uważam, że Polanka Redłowska nie powinna być sprzedana i powinna być ogólnodostępna (i mieć toalety).
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?