Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk-kraj: Donosy - czyli nasz sport narodowy

Jacek Klein, Alicja Zboińska, Piotr Brzózka
Policja, urzędy skarbowe, oddziały ZUS są zasypywane skargami na sąsiadów, pracodawców, byłych małżonków, polityków i kierowców. W Gdańsku dzięki donosom przez trzy lata skarbówka ściągnęła aż 17 milionów złotych.

Sąsiad zajechał właśnie drogim samochodem, żona innego nosi się w futrze z gronostajów. Sprawdźcie, jak ich na to stać, skoro niewiele zarabiają - piszemy w urzędowych donosach. Nie możemy przeżyć, że innym, najczęściej tym, których nie lubimy lub z którymi jesteśmy skonfliktowani, powodzi się lepiej. Zatem donosimy.

Więcej doniesień, mniej anonimów
Do donoszenia skłania nas nie tylko zawiść, ale także chęć naprawy poniesionej krzywdy czy poczucie łamania zasady równości wobec prawa.

- Przedsiębiorcy piszą: ja płacę podatki, jestem uczciwy, a wiem, że sąsiednia firma nie płaci. Jednocześnie jej pracownicy czy właściciele korzystają ze świadczeń zdrowotnych czy innego rodzaju finansowanych przecież z "moich" podatków - mówi Andrzej Bartyska, rzecznik prasowy Urzędu Kontroli Skarbowej w Gdańsku. - To częste sygnały, bo tę kategorię traktujemy właśnie jako sygnały, nie donosy. Czasem ewidentnie widać, że donos ma na celu zniszczenie konkurencyjnej firmy. Wieloletnie doświadczenie pozwala nam rozpoznać je już na wstępie. Drugą kategorią są zawiadomienia będące krzykiem rozpaczy osób, które nie ze swojej winy znalazły się w sytuacji trudnej czy nawet bez wyjścia. Puszczają im nerwy i w ten sposób chcą ukarania winnych, ich zdaniem, swojego położenia. Trzecią kategorią są donosy podyktowane sąsiedzką zawiścią. Informatorzy uważają, że skoro oni nie mogą sobie pozwolić na luksusy, to innych zapewne stać na nie dlatego że ukrywają dochody.

Donosimy coraz częściej. Do Izby Skarbowej w Gdańsku w ubiegłym roku wpłynęło 51 donosów, zaś do 28 października tego roku już - 92 donosy. W 2007 roku do UKS dotarły 204 donosy, dwa lata później było ich już 302, a do końca października tego roku ponad 330.

- Ludzie piszą do nas w rozmaitych sprawach - dodaje Bartyska. - Skarżą się nawet, że sąsiad bezustannie wierci dziury w ścianach. Takie donosy zwracamy nadawcy lub kierujemy do odpowiednich instytucji. Zdecydowana większość spraw dotyczy jednak podatków. Warto także zauważyć, że coraz mniej jest anonimów. Sygnały podpisane przez nadawcę są bardzo dokładnie opisane, zawierają dużo konkretów, zdarzają się nawet dopiski, że jeżeli chcemy więcej się dowiedzieć, informator służy kontaktem. Podpisują się np. byli księgowi zwolnieni z pracy, a mający dogłębną wiedzę o finansach i podatkach swojej byłej firmy.

"Informatorzy" Izby Skarbowej też coraz częściej się podpisują.
- Zdarzają się także donosy, które zawierają prośbę o przekazanie informacji zwrotnej, jakie działania urząd podjął lub ma zamiar podjąć - mówi Barbara Szalińska, rzecznik prasowy Izby Skarbowej w Gdańsku.

Tak do UKS lub do izby najczęściej trafiają donosy dotyczące niewywiązywania się z zobowiązań podatkowych przez sąsiadów, znajomych lub właścicieli firm. Inny rodzaj stanowią donosy na pracowników administracji podatkowej.
Sprawdź, czy sam jesteś w porządku
Dla urzędników nie ma znaczenia, jakimi pobudkami kierują sie informatorzy, to czy donos jest anonimowy, czy podpisany. Wszystkie są "obrabiane" w działach analiz. Zgromadzony materiał, m.in. z tzw. białego wywiadu, czyli z serwisów społecznościowych czy z wszelkich rozliczeń i zeznań podatkowych, podlega następnie ocenie. W 10-20 proc. przypadków okazuje się, że jest coś na rzeczy, i idą one do kontroli.

- Wobec około połowy z nich wydawane są decyzje - dodaje Bartyska. - Dzięki nim rocznie średnio odzyskujemy 5-6 milionów złotych niezapłaconych podatków. To niemała kwota.

Jest kategoria sygnałów, które się sprawdzają w 100 proc. To przypadki nienabijania należności na kasę fiskalną. Podczas sezonowych akcji pracownicy UKS są zaczepiani przez przechodniów czy turystów i informowani, że w jakimś punkcie gastronomicznym czy handlowym nie otrzymali paragonu.

Czasem można jednak zginąć od miecza, którym się wojuje.
- Kiedyś dostaliśmy doniesienie od pracownika, wspólnika spółdzielni, zwolnionego z pracy - dodaje Andrzej Bartyska. - Nie był zadowolony ze sposobu rozliczenia się z pracodawcą, co bardzo dokładnie opisał. Kontrola nie wykazała nieprawidłowości w spółdzielni. Przy okazji jednak zbadano jej rozrachunki z donosicielem i okazało się, że informator powinien zapłacić podatek od wynagrodzenia otrzymanego od spółdzielni. I zapłacił go wraz z odsetkami.

Niegrzecznemu zdjęcie zrobię
Grube portfele sąsiadów czy wspólników interesują nas chyba najbardziej, ale niekiedy zachowanie rodaków denerwuje nas tak bardzo, że się decydujemy podnieść słuchawkę czy napisać e-maila. Gdańska policja rocznie dostaje setki sygnałów, najczęściej anonimowych.

- Dzwonią do nas świadkowie bójek, rozbojów czy niszczenia mienia - mówi st. sierż. Aleksandra Siewert z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Sąsiedzi zawiadamiają nas o libacjach czy awanturach w mieszkaniach, gdzie przebywają małe dzieci. To poważne sprawy, takich sygnałów oczekujemy, abyśmy mogli natychmiast zainterweniować. Napływa też sporo e-maili w sprawie łamania przez kierowców przepisów. Są do nich załączone często dobrej jakości zdjęcia zaparkowanych w niedozwolonym miejscu samochodów. Możemy podjąć działania, ponieważ dokumentują one dokładnie miejsce zdarzenia i mogą być podstawą do ukarania kierowców.
Informatorzy jednak zawracają głowę policjantom także błahymi sprawami.

- Zimą często otrzymujemy skargi, że jeden sąsiad przerzucił odgarnięty śnieg na posesję drugiego sąsiada. Mieszkańcy dzwonią do komisariatu, że sąsiad bierze prysznic, a to im przeszkadza, i domagają się natychmiastowej interwencji. Ale cóż my mamy zrobić w takiej sprawie.
Pan Roman - pogromca kierowców
Pan Roman, łodzianin w podeszłym już wieku, ma dużo wolnego czasu. Donoszenie na kierowców rozmawiających przez telefony komórkowe podczas jazdy traktuje jak misję społeczną. Prawie codziennie czyha na kierowców uzbrojony w aparat fotograficzny. Nigdy nie wiadomo, na jakim skrzyżowaniu się pojawi. Bezlitośnie robi zdjęcie każdemu kierowcy przyłapanemu na łamaniu kodeksu drogowego. Materiał fotograficzny z numerami rejestracyjnymi samochodów wysyła do drogówki. Codziennie trafia do policjantów nawet 15 fotografii, czasem także filmiki. Przeglądaniem tylko donosów pana Romana zajmuje się aż dwóch policjantów.

- Gdy materiał jest zilustrowany zdjęciem, to każda taka sprawa jest dobrze udokumentowana i zostaje przez nas skierowana do sądu, z wnioskiem o ukaranie kierowcy mandatem. W przypadku filmików czasem zawodzi jakość i kierowcy się upiecze - mówi jeden z nich.

Policjanci codziennie odbierają także kilka telefonów od wkurzonych kierowców, których zdenerwował inny uczestnik ruchu drogowego.

- Kierujący skarżą się na to, że ktoś zajechał im drogę albo nieprawidłowo wykonał manewr - mówi młodszy aspirant Grzegorz Wawryszuk z biura prasowego łódzkiej policji. - Podają miejsce zdarzenia, numery rejestracyjne auta, nie zawsze chcą jednak czekać na przyjazd radiowozu.

Chorujesz, to leż, a nie jedziesz na wakacje
Masz zwolnienie lekarskie, gdyż kuszą cię zagraniczne wojaże, a urlop już się skończył? Uważaj, może szef uwierzy, że akurat zachorowałeś, ale trudniej będzie oszukać ZUS. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ubezpieczyciela powiadomi "życzliwy" znajomy, a na dowód dołączy link z portalu Nasza-klasa z najnowszymi zdjęciami z wycieczki. Do ZUS wpływa coraz więcej takich donosów.

Nie upiekło się np. kierowcy autobusu, który powinien leżeć we własnym łóżku, złożony chorobą, a się zdecydował zasiąść za kółkiem. Donos zrobił swoje, a kierowca nie miał szans na tłumaczenia w rodzaju: "To nie ja, tylko mój brat bliźniak albo sobowtór". Monika Kiełczyńska, rzecznik I Oddziału ZUS w Łodzi: - Kierowca miał po drodze wypadek, był więc namacalny dowód w postaci notatki policyjnej.

Donosy do ZUS nie mają granic, można więc zaryzykować stwierdzenie, że przed ubezpieczycielem nie ma ucieczki. Oczywiście pod warunkiem że teoretycznie chory ma "życzliwego" sąsiada lub się pokłócił z dalekim kuzynem. Taka osoba nie ma oporów przed poinformowaniem, że pobierający górniczą emeryturę ciągle pracuje, a przed ZUS próbował uciec do Hiszpanii. I znów się nie udało.
Nie udaje się natomiast donosicielom, którym się nie chce zagłębić w przepisy. W swoich listach przybliżają ubezpieczycielowi sylwetki rencistów, którzy są co prawda niezdolni do pracy, ale tylko częściowo. Skarżącym się nie podoba, że sobie dorabiają, bo na pewno łamią prawo. A figa - mogą zarobić miesięcznie nawet kilkaset złotych. ZUS to wie, rencista wie, tylko donosiciel nie ma o tym pojęcia, ale kontrola odbyć się musi.
Widzisz zło, zgłoś to, ale się przedstaw
Prof. Jacek Wódz, socjolog, mówiąc o polskich donosicielach, przywołuje słowa Melchiora Wańkowicza: "Gdy kanonika w Warszawie spotka awans, to szewca w Poznaniu aż boli wątroba. Z zazdrości oczywiście".

- Jesteśmy społeczeństwem zawistnym. Wolimy dowalić sąsiadowi, zamiast pracować tak ciężko jak on. Nie zastanawiamy się, dlaczego jemu w życiu się udało, tylko zazdrościmy i podejrzewamy, że musiał ukraść wszystko, co ma - mówi prof. Wódz. - Jesteśmy też społeczeństwem zapóźnionym, dziedziczymy mentalność z czasów ogromnego rozwarstwienia społecznego, gdy mieszczaństwo gardziło chłopstwem, szlachta mieszczaństwem, a wszyscy gardzili Żydami. Dziś wciąż jest w nas mnóstwo pogardy dla tych, którzy żyją inaczej. Jednocześnie jednak tej pogardy się wstydzimy. Dlatego dowalamy innym, jednocześnie nie podpisując się pod donosami. To charakterystyczne dla społeczeństw zapóźnionych. Słowacy zachowują się podobnie. A Czesi nie, bo mentalnie są 200 lat przed nami - mówi Jacek Wódz.

Profesor nie jest jednak absolutnym przeciwnikiem informowania władzy o poczynaniach sąsiadów. Wszystko zależy od tego, jak to robimy. Bo informacja, pod którą się nie podpisujemy, to właśnie naganny donos. Jednak informacja podpisana imieniem i nazwiskiem to zawiadomienie. Nienaganne, wręcz przeciwnie. Prawo i moralność nakładają na nas bowiem - zdaniem profesora - obowiązek informowania odpowiednich służb o nieprawidłowościach.

- Jeżeli w Szwajcarii ktoś jedzie 200 kilometrów na godzinę, to trzech na pięciu wyprzedzonych kierowców zadzwoni na policję i o tym poinformuje. Oczywiście przedstawiając się - mówi prof. Wódz.

Kontrowersyjny program uczniowskiego donoszenia zorganizowała w Piotrkowie Trybunalskim lokalna policja. Powstaje strona internetowa ze skrzynką kontaktową dla dzieci. Można pisać do woli. Tomasz Jędrzejczyk, naczelnik Wydziału Prewencji piotrkowskiej policji, tłumaczy, że nie chodzi tu o szukanie tajnych współpracowników, ale o wyrobienie od małego właściwych reakcji na otaczające zło. Dla poprawy własnego bezpieczeństwa oczywiście. W ciągu pierwszych trzech tygodni służby odbierają od uczniów 20 doniesień: o pobiciach, kradzieżach, groźbach. W większości uniemożliwiają dokładniejsze sprawdzenie sygnału. Nie ma w nich szczegółów, niestety, nie wszyscy podają prawdziwy adres zwrotny.

Czerwonych skrzynek jeszcze nie mamy
Jest szansa, że po tym tekście donosów jeszcze przybędzie. Służby celne zauważyły, że fala donosów rośnie po informacjach medialnych. Jeśli gazety napiszą, że celnicy zatrzymali gdzieś handlarzy lewym spirytusem, z tego terenu zaczynają spływać zawiadomienia o podobnym, a niezauważonym procederze uprawianym w okolicy.

Żeby nie było jednak tak czarno, nadmieńmy, że są kraje, gdzie się żyje jeszcze trudniej. W Chinach na wielu blokach, a nawet na mniejszych domkach, wiszą czerwone skrzynki. Za ich pomocą praworządni obywatele mogą poinformować władze o niepraworządnych poczynaniach swoich sąsiadów. Wystarczy wrzucić list. Nie trzeba się nawet szczególnie fatygować, cała infrastruktura jest pod oknem...

Przeciw
Witold Matuszyński, Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe.
- Jestem zadeklarowanym przeciwnikiem wszelkich donosów, niezależnie od tego czego dotyczą. Kojarzą mi się z czymś - najłagodniej mówiąc - nieprzyzwoitym. Taki sposób przekazywania informacji dyskredytuje osobę, która się tego podejmuje. Swoje wątpliwości należy wyjaśniać u źródła, jeżeli mamy podejrzenia, że sąsiad robi coś niezgodnego z prawem, spytajmy go o to, a nie donośmy urzędnikom.
Sądzę, że takie stanowisko to także kwestia mojego wychowania. Od dziecka byłem uczony, że nie należy w ten sposób rozwiązywać problemów, rodzice nie tolerowali takiego zachowania.
Tego samego uczę moje dzieci: gdy 12-letnia córka dopytuje się, skąd nasza sąsiadka, spotkana w windzie, ma jakąś rzecz, radzę jej, żeby nie dopytywała się mnie, tylko dowiedziała się u źródła.
W naszym oddziale Stowarzyszenia Antymobbingowego także nie tolerujemy donosów. Owszem, trafiają do nas skargi pracowników, który się czują poszkodowani przez swoich szefów, i staramy się im pomóc. Nigdy jednak nie podejmujemy interwencji bez wyraźnego przyzwolenia pracownika, nie tłumaczymy szefom, że ktoś przyszedł na nich donieść. Często zresztą pracownicy nie podają nazwy firmy, zależy im, by udzielić porady, bez wchodzenia w szczegóły. Nie wyobrażam sobie, że się zajmiemy ordynarnym donosem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki