Nie będę zdawał relacji. Powiem tylko: warto było pójść (jeśli ktoś nie dotarł, to ma szansę jeszcze dziś być na podobnym spotkaniu na Oruni, a w sobotę - w Oliwie). Po co? Odpowiem banalnie: po to, by mieć udział w decyzji o tym, jakie będzie miasto w przyszłości. Sporo osób twierdzi jednak, że "takie spędy są bez sensu". Z wielu powodów. A najważniejszy z nich to doświadczenie.
Zbiorowym doświadczeniem wielu gdańszczan jest jałowość wysiłków zmierzających do wywarcia wpływu na decyzje miejskie, i to już na najniższym, lokalnym poziomie. Strzyżenie miejskich trawników, naprawa miejskich chodników, montaż miejskiego oświetlenia - to niespełnialne marzenia blisko miejsca zamieszkania. Mimo wniosków i petycji mieszkańców takie "drobne" sprawy nie są załatwiane. Stąd częste (i uzasadnione) przekonanie, że władza miejska robi, co chce, a równie skutecznie można pisać na Berdyczów lub wołać na puszczy.
Władza nie zaprzecza. Mówi, że nie ma pieniędzy, ochoty albo "woli politycznej". I że "wie lepiej" nie tylko w sprawach lokalnych, ale - tym bardziej - mających znaczenie wykraczające poza pojedyncze podwórka czy ulice. Spektakularne przykłady wszechmądrości władzy to odrzucenie wszystkich uwag zgłoszonych przez mieszkańców do planów zagospodarowania Brzeźna, a kilkanaście miesięcy wcześniej - Wrzeszcza. No i zupełnie fenomenalne oświadczenie prezydenta miasta, z którego wynika, że wysypisko śmieci na Szadółkach nie śmierdzi…
Mimo niewątpliwej wszechmądrości i samozadowolenia miejskiej władzy upieram się: na spotkania dotyczące strategii Gdańska należy iść. Dlaczego? Bo ich tematem są marzenia. Jeśli te marzenia - na poziomie społecznym - zostaną przedyskutowane i sformułowane, to będzie krok w kierunku ich realizacji. "I tak władze miasta odrzucą wszystkie uwagi"- stwierdził jeden z moich znajomków, skądinąd ekspert od spraw miejskich. Ja na to mówię: odrzucenie wszystkich uwag w sprawach strategii to byłby kardynalny błąd. Bo sytuacja dla polityków miejskich organizujących konsultacje nie jest komfortowa. Jeśli marzenia nie zostaną w przyszłej strategii przyjęte (a to jest możliwe), to jednak pozostaną w formie zapisanej i - prędzej czy później - zostaną odkurzone i położone na stół. Niektórzy takie zapiski określają jednym słowem, świetnie znanym z życia publicznego: program.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?