Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańskie dzieło Stika pocięte i wycenione na 1,2 mln złotych. Afera kontenerowa

Łukasz Kłos
Kontenery stały na dziedzińcu SP nr 65. Służyły klubowi kajakowemu do przechowywania sprzętu sportowego. Ktoś wpadł na pomysł, że można by je ozdobić w ramach ulicznych warsztatów plastycznych. CSW Łaźnia sprowadziło prawdziwą gwiazdę - brytyjskiego artystę Stika, a szkoła skrzyknęła dzieci
Kontenery stały na dziedzińcu SP nr 65. Służyły klubowi kajakowemu do przechowywania sprzętu sportowego. Ktoś wpadł na pomysł, że można by je ozdobić w ramach ulicznych warsztatów plastycznych. CSW Łaźnia sprowadziło prawdziwą gwiazdę - brytyjskiego artystę Stika, a szkoła skrzyknęła dzieci Anna Szynwelska
Pocięte i wystawione na sprzedaż - w takiej formie sławny artysta brytyjski znalazł swoje dzieło, które cztery lata temu wykonał społecznie wspólnie z młodzieżą z Dolnego Miasta w Gdańsku. Na rynku dzieł sztuki artystyczne kontenery zyskały wartość 1 mln zł.

Afera zaczęła się w samym sercu Londynu, ale poszło o dwa kontenery magazynowe stojące jeszcze niedawno na szkolnym placu na gdańskim Dolnym Mieście. Kontenery nie byle jakie, bo pokryte malowidłem autorstwa światowej sławy „streetartowca” z Wysp Brytyjskich, tworzącego pod pseudonimem Stik. Zagubione w Polsce, odnalazły się rozkawałkowane przy Pimlico Road w Londynie, w galerii sztuki współczesnej Lamberty. Każda z części (Stik, spray na metalu, Gdańsk 2011) wystawiona została na sprzedaż za około 10 tys. funtów szterlingów. Wartość kompletu w przeliczeniu na polską walutę oscyluje w granicach 1,2 mln złotych, z tym że - jak informuje galeria - pierwsi chętni już się znaleźli. Rekonstrukcja formy magazynowej dzieła jest więc obecnie niemożliwa.

- Największą pretensję Stik ma o to, że ktoś z jego pracy społecznej zrobił sobie prywatny biznes. Chciałby, aby prace wróciły w przestrzeń, w której je stworzył - mówi Jadwiga Charzyńska, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia. - Problem praw autorskich wciąż jest w Polsce bagatelizowany. Ważne, że zaczyna się o tym mówić.

Kropka, kropka, kreska, kreska...

To właśnie Łaźnia zaalarmowała niedawno o zaginięciu kontenerowych dzieł Stika. Komunikat centrum rozpoczyna się słowem wprowadzenia: - Jeżeli odwiedziłeś Londyn w ciągu ostatnich 10 lat, bez wątpienia widziałeś tajemnicze patykowate postaci spoglądające ze ścian budynków i billboardów. Na pierwszy rzut oka proste, subtelne w formie - tylko sześć kresek i kropki jako oczy - ale jednocześnie pełne treści i emocji.

Dzieła Stika nasuwają proste skojarzenia z twórczością dzieci w wieku 3 do 5 lat, nazwanego w psychologii okresem ideoplastyki. Odróżnia jednak od nich wyraźne, jednolite tło: różowe, czerwone, niebieskie czy żółte, jak kontenery na Dolnym Mieście. Stik nieco mniej szczegółowo podchodzi do twarzy postaci (zawsze okrąg z dwiema kropkami, charakterystyczne dla późnego „okresu bazgroty dziecięcej”). Za to w odróżnieniu od dzieci swoje postaci często przedstawia w ruchu bądź pozach, twórczo wkomponowując w przestrzeń podłoża (ściana, drzwi, komin, kontener).

Czyj kontener

Gdańskie dzieła Stika powstały w 2011 roku. Stworzył je wspólnie z młodzieżą podczas warsztatów plastycznych zorganizowanych w ramach rewitalizacji Dolnego Miasta. The British Council oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP postanowiły wesprzeć edukację artystyczną dzieci z dzielnicy i dofinansowały Brit Cult Festival, którego elementem była „streetartowa akcja” z udziałem brytyjskiej gwiazdy sztuki ulicznej. Szkoła Podstawowa nr 65 zapewniała przestrzeń, a Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia zaprosiło artystę. Nośnikiem twórczości stały się kontenery stojące od dłuższego czasu na szkolnym podwórzu. Dotąd, jak też i później, służyły za składzik na sprzęt sportowy dla klubu kajakowego UKS Motława Gdańsk. Sprawę gmatwa struktura właścicielska kontenerów. Wedle tłumaczeń dyrekcji szkoły, placówka tylko dzierżawiła kontenery klubowi UKS Motława. Na to prezes Mieczysław Skokowski zapewnia, że zostały one jedynie użyczone, a ich faktycznym właścicielem jest weteran klubu Bogdan Iwaniak. Tak czy siak, wszystkie strony zapewniają, że w 2011 r. było porozumienie i zgoda na pomalowanie kontenerów.

Kontenery stały na podwórzu podstawówki, nie wzbudzając większej uwagi. Sytuacja skomplikowała się kilka tygodni temu, kiedy Stik odnalazł swoje dzieła w londyńskiej galerii sztuki Lamberty. W dodatku pokawałkowane i wystawione na sprzedaż za równowartość 1,2 mln zł. Na oficjalnej stronie internetowej artysty zamieszczono oświadczenie, w którym potępiono „zniszczenie i komercyjne wykorzystanie” dzieła wykonanego „we współpracy z młodymi członkami społeczności Gdańska”. - Pozostałości tego dzieła sztuki nie będą uwierzytelniane - brzmiało podsumowanie.

Myślał, że to dzieci pomalowały

Od tego momentu relacje głównych stron „zamieszania” zaczynają się wyraźnie rozjeżdżać. Artysta zawiadomił o odkryciu CSW Łaźnia, które z kolei wydało komunikat, że prace powstałe we współpracy ze Stikiem „zniknęły z przestrzeni publicznej Dolnego Miasta” w „okolicznościach nieznanych” centrum. Łaźnia informuje również, że powiadomiła prokuraturę „celem wyjaśnienia zaistniałej sytuacji”.

W rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckiem” Jadwiga Charzyńska, dyrektor CSW Łaźnia, przyznaje że okoliczności zniknięcia kontenerów nie były tak do końca nieznane. Otrzymała ona bowiem informację od dyrekcji szkoły, że kontenery musiały zostać usunięte, że znajdują się w pewnych rękach i że dyrekcja placówki zna osoby, które dysponowały kontenerami.

- Dlatego sam fakt ich zniknięcia przed kilkoma miesiącami nas nie niepokoił - tłumaczy dyrektor Charzyńska. - Zawiadomienie do prokuratury objęło wyłącznie kwestię naruszenia praw autorskich. Wystąpiliśmy niejako w imieniu artysty.

Krótko mówiąc, CSW interesuje nie to, dlaczego kontenery zniknęły, ale kto je pociął i dostarczył na sprzedaż do galerii sztuki. Kontakt z ich byłym właścicielem Bogdanem Iwaniakiem jest niemożliwy - od niedawna przebywa za granicą. Przed wyjazdem zdążył jednak udzielić wywiadu TVP Info, w którym wyjaśnił, że musiał je zabrać z terenu szkoły w związku z prośbą jej dyrekcji. Nie były mu potrzebne, więc je sprzedał: większy za 11 tys. zł, a mniejszy za 7 tys. zł. Malowidłem się nie przejmował , bo - jak mówił - myślał, że pomalowały je dzieci.

Rozwiązanie tymczasowe

Kto dostarczył dzieła Stika do galerii Lamberty? Odpowiedź przynosi sam jej właściciel Andrew Lamberty: - Umowę nabycia podpisałem z Piotrem Potempą, którego zresztą nająłem jako pośrednika w zakupie - tłumaczy w korespondencji z „Dziennikiem Bałtyckim”. Po raz pierwszy Lamberty zobaczył je jesienią ubiegłego roku. To właśnie wtedy miał podjąć decyzję o zatrudnieniu pośrednika. Podkreśla, że dzieła zakupił w pełni legalnie i „z pełną dokumentacją”. Jak twierdzi, galeria zabezpieczyła je przed nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi i „przygotowała do wykorzystania we wnętrzach”.

- Łaźnia nie zwróciła uwagi na usunięcie kontenerów, dopóki Stik się z nimi nie skontaktował - przekonuje Lamberty.

Ani Lamberty’ego, ani Potempy nie widziała na oczy dyrektor SP nr 65. - A to dziwne, bo przecież zdawałoby się, że ktokolwiek byłby zainteresowany tymi kontenerami, pierwsze kroki powinien skierować do nas - mówi Jolanta Kwiatkowska-Reichel. - Nie rozumiem zamieszania, jakie dziś robi Łaźnia, bo od początku współpracy przy tym projekcie wiadomo było, że rozwiązanie z kontenerami jest jak najbardziej tymczasowe. Ich ozdobienie malowidłem odbyło się na zasadzie „przy okazji” projektu edukacyjnego. Nigdy nie było mowy o jakiejkolwiek trwałej ekspozycji. Kontenery stały cztery lata i mogę dziś stwierdzić, że o rok za długo. Już jesienią 2014 r. sygnalizowałam, że miasto planuje modernizację szkoły i wkrótce będziemy potrzebowali wolnego placu.

Bezprawna integracja

Teraz sprawę wyjaśnia gdańska policja pod nadzorem prokuratury. Na razie postępowanie jest na etapie sprawdzającym. Śledczy przesłuchali świadków i zgromadzili dokumentację. Wkrótce mają podjąć decyzję o tym, czy wszcząć w tej sprawie zasadnicze postępowanie.

- Czy mówimy o płótnie, czy o kontenerze, które ktoś w akcie twórczym pokrył malowidłem, to i tak poruszamy się w obrębie zagadnienia praw autorskich - mówi mec. Bogusław Wieczorek, specjalista w tematyce własności intelektualnej. - Oczywiście, każdy właściciel dzieła ma prawo sprzedać swój egzemplarz. Ba, może go nawet zniszczyć lub wyrzucić na śmietnik. Dlatego nie dopatrywałbym się winy w działaniach właściciela kontenera. Natomiast z całą pewnością niewłaściwe jest postępowanie tego, kto ten specyficzny utwór podzielił i przekazał do sprzedaży jako dzieło Stika. Stanowi to bowiem bezprawną ingerencję w integralność dzieła.

Mecenas dowodzi jednocześnie, że w takiej sytuacji o swój udział w przyszłych zyskach może dopominać się także... Bogdan Iwaniak, pod warunkiem że udowodni, iż nie znał autentycznej wartości artystycznych kontenerów. Ekspert podkreśla jednocześnie, że w całej sprawie zabrakło najwyraźniej przewidzenia konsekwencji. - Bo i o ile prostsza byłaby sytuacja, gdyby na przykład organizator warsztatów wykupił bądź przejął te kontenery przed ich ozdobieniem. A następnie, zgodnie z wolą artysty, wystawił w przestrzeni publicznej, by cieszyły oczy mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki