Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: W NCK odbył się benefis Roberta Brylewskiego (ZDJĘCIA)

Marcin Mindykowski
Benefis Roberta Brylewskiego w Ratuszu Staromiejskim
Benefis Roberta Brylewskiego w Ratuszu Staromiejskim Grzegorz Mehring
Benefisy w Ratuszu Staromiej-skim mają tę specyfikę, że honorowani są nimi nie tylko nobliwi poeci i pisarze, ale też osoby z kręgu kultury alternatywnej. Podobnego zaszczytu, z okazji 30-lecia pracy artystycznej i zbliżających się 50 urodzin, dostąpił w poniedziałek punkowiec z krwi i kości - Robert Brylewski. I choć okazja była dosyć umow-na (artysta swój pierwszy zespół Kryzys założył w 1978 roku, więc tak naprawdę 30-lecie pracy na scenie świętował trzy lata temu), muzyk nie krył wzruszenia.

Urodzony w 1961 roku gitarzysta, wokalista i autor piosenek należy od przeszło 30 lat do czołowych osobowości polskiej sceny muzycznej, a szczególnie odznaczył się jako pionier punk-rocka i reggae w naszym kraju. Zakładał i prowadził zespoły Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael i Armia, które mają nie tylko bardzo wielu wiernych fanów, ale i zagwarantowane miejsce w historii.

ZOBACZ ZDJĘCIA Z BENEFISU ROBERTA BRYLEWSKIEGO

- Robert Brylewski jest, w pewnym sensie, człowiekiem, który się pomylił. Z pewnością obiło mu się kiedyś o uszy hasło "No future". Kiedy je usłyszał w drugiej połowie lat 70., pewnie nie spodziewał się, że będzie miał przyszłość i to całkiem sporą - mówił w laudacji na cześć bohatera wieczoru nasz redakcyjny kolega Tomasz Rozwadowski.

I faktycznie: Brylewski jest dziś uważany za ojca chrzestnego rodzimej sceny niezależnej i prekursora w Polsce takich gatunków, jak punk rock, nowa fala i reggae. Zespoły, w których występował, trudno zliczyć, ale do najważniejszych z nich należą Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael i Armia. W poniedziałek pierwsze trzy z nich, pod wodzą jubilata, zagrały minikoncerty. Utwory z jego dorobku wykonali też m.in. Leszek Dranicki, Polyester Beat, Enchantia i Biafro. O swoich związkach z Brylewskim mówili zaś trójmiejscy przyjaciele: Jerzy Jankau, Tymon Tymański, Jarek Janiszewski i Larry Okey Ugwu.

I tak Gdańsk, w którym Brylewski zadomowił się już chyba na dobre, znalazł się w awangardzie pomnikowego uhonorowywania punkowców-rebeliantów.

Młodym brakuje dziś głosu o ważnych sprawach

Z Robertem Brylewskim rozmawia Marcin Mindykowski

Benefis zorganizowany przez Nadbałtyckie Centrum Kultury nie kłuje trochę w Twoją punkową niezależność?
To dla mnie sytuacja nowa o tyle, że jestem przyzwyczajony do działania w grupie, a tu nagle postanowiono skupić się na mojej osobie. Do tego taka propozycja zdarzyła się w mieście, w którym właściwie niewiele pomieszkuję, raczej tu wpadam. Ale czuję się tym mile uhonorowany i wzruszony. Bo np. w moim rodzinnym mieście [Warszawie - red.] jestem dla władz anonimowym obywatelem.

W latach 80. w Brygadzie Kryzys i Izraelu przecierałeś drogę nieznanym w Polsce gatunkom: punkowi i reggae, które idealnie nadawały się do wyrażenia buntu...
Komuna - z tym octem na półkach, syrenkami, maluchami - była dla nas abstrakcyjną krainą. Tymczasem na Zachodzie było pełno świetnej, naturalnej muzyki. Bo oba te nurty, czyli punk rock i reggae - w przeciwieństwie np. do new romantic, które było pomysłem cwanych menedżerów - wyszły z ulicy, z domów, z mieszkań, a nie z wytwórni płytowych.

Jak sam mówiłeś, byliście wtedy dywersyjnym bandem, który chciał drążyć drażliwe tematy społeczne. Dziś nie brakuje kogoś takiego w młodym pokoleniu?

Tak, i to bardzo duży problem. Są tysiące zdolnych, wykształconych muzyków, doskonałe instrumenty i sprzęt w niskiej cenie, ale nie ma bohatera - rock'n'rollowego poety, który stoi na środku i wali prosto z mostu o tym, co jest dookoła najważniejsze. To taki smok bez głowy. Przypuszczam, że dzisiaj nikt nie potrafi rozkodować, gdzie popełniono jakiś błąd w sprawach społecznych. I to może prowadzić do alkoholu, narkotyków, frustracji.

Jako niemal 50-latek wciąż czujesz się punkowcem?

Mimo że mało przeklinam, nie przepadam za przemocą i nie lubię piwa, jest to na pewno wpisane w moją "ikonę". Ale jak patrzę na moich kolegów na Zachodzie, którzy dożyli tych lat, to narzuca mi się pytanie: kto - jak nie punkowcy - powinien grać na stare lata? Raz, że nie zarobili na emeryturę, a dwa, że potrafią pokazać się na scenie bez botoksu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki