Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Uczczą pamięć prałata Jankowskiego

Dorota Abramowicz
Pogrzeb prałata Jankowskiego
Pogrzeb prałata Jankowskiego A.Kopaczewski
Był kapelanem Solidarności. Przyjmował na plebanii kościoła św. Brygidy głowy państw. Wzbudzał kontrowersje, ale także bez rozgłosu pomagał wielu ludziom. Dokładnie przed rokiem, 12 lipca, zmarł w Gdańsku ks. prałat Henryk Jankowski.

We wtorek w intencji ks. prałata Jankowskiego zostanie o godz. 18.30 w bazylice św. Brygidy odprawiona msza święta. Po mszy odbędzie się koncert zespołu Emanuele, kierowanego przez ks. kanonika Franciszka Kucia. Niedługo z inicjatywy Społecznego Komitetu Budowy Pomnika ks. Prałata Henryka Jankowskiego przed bazyliką św. Brygidy stanie sylwetka zamyślonego kapelana. Autorem koncepcji jest polsko-ukraiński artysta Gennadij Jerszow.

Izby pamięci księdza Henryka Jankowskiego na plebanii św. Brygidy nie będzie, ale w pamięci ludzi jest wciąż obecny - z księdzem Ludwikiem Kowalskim, proboszczem parafii św. Brygidy w Gdańsku, rozmawia Dorota Abramowicz

W ostatnich latach życia schorowanego księdza Henryka Jankowskiego zamilkły telefony od wielu dawnych i sławnych znajomych, a na plebanii przy św. Brygidzie odwiedzała go tylko garstka najwierniejszych przyjaciół. Czy dziś, rok po śmierci prałata, ktoś jeszcze o nim pamięta? Nie pytam o polityków i historyków, ale o obecność postaci księdza w pamięci tak zwanych zwykłych ludzi...
O księdzu Jankowskim nie zapomniano. Ciągle przychodzą do kościoła zarówno pojedyncze osoby, jak i całe wycieczki z przewodnikiem. Wchodząc do świątyni, widzę, jak stają przy sarkofagu, w miejscu gdzie pochowano księdza prałata, modlą się. Zostawiają znicze, kwiaty.

Przy sarkofagu?
Wokół niego. Cały czas musimy trzymać rękę na pulsie, dbać, by był porządek w tym miejscu. Ludzie, nie tylko z Gdańska, odwiedzają nasz kościół nie tylko, by popatrzeć na miejsce ostatniego spoczynku znanego człowieka, ale też po to by oddać mu cześć. Dopytują się także o nieoficjalne informacje na temat księdza Henryka Jankowskiego - gdzie mieszkał, jak żył, proszą, by pokazać im słynną plebanię.

Pokazujecie?
Czasem wpuszczamy jakąś grupę pielgrzymów lub wycieczkę na podwórko...

Pamiętam z jego mieszkania na piętrze ściany - od sufitu po podłogę - obwieszone zdjęciami ze słynnymi ludźmi, portretami, podziękowaniami, dyplomami. Był tam i Jan Paweł II z księdzem Jankowskim, prezydenci i premierzy, ludzie sławni i znani. Robiło to wrażenie. Jeśli jest tak duże zainteresowanie osobą byłego proboszcza, to może warto otworzyć na plebanii izbę pamięci księdza Jankowskiego?
Niestety, izba pamięci nie powstanie. Nie mamy w ogóle pamiątek po księdzu Jankowskim.

Co się z nimi stało?
Wszystko, co było w mieszkaniu księdza prałata, zabrała rodzina. Nie udało się nam jej przekonać, by pozostawiła cokolwiek. Szkoda, że zainteresowani nie mogą obejrzeć dowodów uznania dla postawy prałata, świadectw nadania mu tytułów i dyplomów, podziękowań nie tylko od polityków, ale także od instytucji charytatywnych i osób prywatnych. Nie mam jednak na to żadnego wpływu.
Za życia mówiło się o księdzu Jankowskim jako o postaci niejednoznacznej, akcentując jego działania polityczne i wypominając biznesowe. Czy to się zmieniło przez ostatni rok?
Z upływem czasu coraz wyraźniej widzę, że w ludzkiej pamięci ksiądz Henryk Jankowski jest nie tylko pierwszym duchownym, który odprawił mszę świętą dla strajkujących robotników w stoczni, ale człowiekiem, który pomagał innym.

O jego działalności charytatywnej sporo pisaliśmy przed rokiem...
Ale czy wiemy o niej wszystko? Sam też dowiaduję się coraz to nowych rzeczy. Kiedy przy różnych okazjach przedstawiam się, że jestem proboszczem parafii św. Brygidy, często słyszę - "dzięki księdzu Jankowskiemu dziecko moich znajomym było operowane za granicą", albo "to od prałata dostałem drogie leki dla matki". I nie są to opowieści pojedynczych świadków! Wiele osób wspomina, że kiedy przychodzili do niego z prośbą, słyszeli: "Dlaczego tak długo czekaliście? Trzeba było od razu się do mnie zwrócić!". O tym nie pisały gazety, tym się ksiądz nie chwalił. Problemy indywidualnych osób rozwiązywano podczas prywatnych spotkań.

Wiele spraw udało się prałatowi załatwić dzięki współpracy z Polonią w USA, na przykład transporty leków, które potem rozdzielano w parafii między poszczególne szpitale i kliniki...
Nie tylko transporty leków. Niedawno dowiedziałem się od osoby z USA, współpracującej przed laty z księdzem prałatem, że wysłał on z Polski ponad 300 dzieci do Stanów Zjednoczonych na operacje okulistyczne! To było ogromne i właściwie nieznane społeczeństwu przedsięwzięcie. Współpracownik w USA kontaktował się z lekarzami, załatwiał miejsca w klinikach, a ksiądz prałat utrzymywał kontakty z polskimi lekarzami i rodzicami oraz niestrudzenie szukał sponsorów.

Może już nadeszła pora na rzetelną, opracowaną przez historyków biografię księdza?
W najbliższym czasie zostanie wydana, przy współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej, 40-stronicowa publikacja na temat księdza prałata Henryka Jankowskiego. Termin wydania - koniec sierpnia tego roku, w rocznicę zakończenia strajków w 1980 roku. Ponadto jeden z księży - ksiądz Sławomir Skoblik, wikariusz w bazylice Mariackiej w Gdańsku - pisze obecnie pracę doktorską na temat działalności prałata. Mam nadzieję, że niedługo już powstanie takie naukowe opracowanie.

Czy dziś mówi się już o księdzu Jankowskim bez emocji, jakie towarzyszyły wieściom o jego instytucie lub o głoszonych przez niego kazaniach?
Po roku od śmierci byłego proboszcza św. Brygidy emocje odeszły na bok. Stać nas już na inne spojrzenie na jego osobę.

Na razie słyszymy o powstającym w Gdańsku pomniku prałata i o kontrowersjach w Starogardzie Gdańskim, gdzie nie zaopiniowano pozytywnie jego kandydatury na honorowego obywatela stolicy Kociewia.
Pomnik na skwerze ks. prałata Henryka Jankowskiego to inicjatywa oddolna ludzi, którzy go znali i szanowali. Jest już gotowy ciekawy projekt pana Giennadija Jerszowa, autora reliefu nagrobnego prałata w kościele św. Brygidy. A kontrowersje? Zawsze będą, bo jedną miarą nie można mierzyć człowieka.
Ostatnie lata księdza Jankowskiego zdominowała walka z chorobą, która nierzadko odbierała mu zdolność racjonalnego postrzegania świata. Łatwo było wykorzystać jego wcześniejszy autorytet, łatwiej niektórym było mówić o nim bez szacunku albo wyłudzić ostatnie pieniądze...
Przez ten ostatni okres przyglądałem się jego samotności. Była ona przejmująca. Księdza prałata opuścili bliscy i dawni przyjaciele. Pozostała tylko niewielka grupa tych najwierniejszych.

Jak sobie dawał radę z tą samotnością?
Bardzo to było smutne. Szukał kontaktu z ludźmi, szans na rozmowę. Zapamiętam go takiego osamotnionego... Ksiądz prałat schodził w plebanii do kuchni, zagadywał panie kucharki. Zdawał sobie sprawę z tego, że ci, którzy kiedyś tłumnie go odwiedzali, szczycąc się przyjaźnią z kapelanem Solidarności, nagle zniknęli. Telefon zamilkł...

Nikt nie dzwonił?
Niewielu. Wie pani, kto do niego najczęściej telefonował?

Kto?
Jedną z takich osób był ksiądz arcybiskup Sławoj Leszek Głódź. Dzwonił codziennie lub co drugi dzień.

Kilka rozmów telefonicznych to niewiele dla osoby, wokół której przez kilkadziesiąt lat kręciły się tłumy.
Rzeczywiście, niewiele. Czasem ksiądz Henryk Jankowski stukał do mojego okna, by zaprosić na kawę, porozmawiać. "Pojedźmy gdzieś" - mówił.

Jechaliście?
Jechaliśmy. Do Sopotu, na molo. Do Gdyni. W Gdańsku przejeżdżaliśmy obok stoczni i pomnika Poległych Stoczniowców. Wspominał wtedy, jakie perturbacje były związane z jego budową, opowiadał o strajku, o swoich nadziejach i obawach. O czasach, kiedy był naprawdę potrzebny.

Żył wspomnieniami?
Lubił opowiadać o tym, co przeżył. O ludziach, których poznał, o sprawach, które załatwił. Rzeczywiście, żył wspomnieniami...

Przygnębiające jest to, co ksiądz mówi. I brzmi jak przestroga dla tych, którzy czują się dziś tak ważni i tak są zajęci sprawami najwyższej wagi, że zapominają o tych, którzy im kiedyś pomogli...
Przestroga? Może. Przypominam sobie dziś ostatnie chwile księdza prałata. Kiedy umierał, poszedłem do niego. Powiedziałem - może przyniosę oleje święte? A on na to - ty mi Pana Jezusa przynieś. Pobiegłem do kościoła, wyjąłem z tabernakulum hostię. Spowiedź, namaszczenie chorych, komunia święta. Dzisiaj myślę, że tym jedynym, który go naprawdę nie opuścił, był Chrystus.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki