Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Święto 1 maja w 1956 roku w Domu Prasy

Barbara Szczepuła
Dom Prasy mieści się przy Targu Drzewnym w Gdańsku
Dom Prasy mieści się przy Targu Drzewnym w Gdańsku Grzegorz Mehring
Dlaczego sekretarz partii walił głową w podłogę? Co działo się w pomieszczeniu z dalekopisami PAP? Kto kogo nazwał świnią? - wspominamy, co działo się 1 maja 1956 w Gdańsku.

Jak niezwykły był to dzień, nie zrozumie nikt, kto go nie przeżył w PRL. Furkot szturmówek, grzmot werbli, pieśni masowe płynące pod niebo, skandowane okrzyki radości, portrety przywódców płynące nad grupami przodowników pracy i sportowców, "równaj krok, podnieś wzrok i naprzód marsz", platformy, na których wieziono weteranów walki i pracy oraz makiety nowych statków (tego roku był to dziesięciotysięcznik Bolesław Bierut), konne wozy pełne chłopów z PGR i kolorowo odzianych działaczek trzymających transparenty o tym, że sojusz robotniczo-chłopski ma się dobrze. Za nimi znający swoje miejsce w szeregu inteligenci pracujący, głównie inżynierowie i lekarze… Z trybuny zadowoleni i uśmiechnięci towarzysze z komitetu patrzyli na radosny lud pracujący jak niegdyś królowie na swoich poddanych. A gdy już wszyscy przeszli przed trybuną, pokrzyczeli i pośpiewali, spełnili swój obywatelski obowiązek, zaczynały się zabawy. W parkach i na placach grały orkiestry, z ciężarówek sprzedawano towary niedostępne w dzień powszedni, takie jak na przykład kiełbasa z musztardą, odbijano ćwiartki z "czerwoną kartką".

***
Dziennikarze mieli 1 maja 1956 roku ręce pełne roboty, bo jak zwykle trzeba było opisać radosny, świąteczny nastrój pochodu. Z trasy przemarszu biegli prosto do redakcji, by przygotowywać sprawozdania. W Domu Prasy przy Targu Drzewnym w Gdańsku dziennikarze "Głosu Wybrzeża", który był organem KW PZPR, spotkali się z kolegami z "Dziennika Bałtyckiego", który formalnie był bezpartyjny. Mieściły się tam obie redakcje, zaś na parterze znajdował się Klub Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, gdzie można było coś zjeść, napić się kawy, a także wódeczki. Tego dnia pito przede wszystkim wódkę. Jedni wychylali kieliszek za kieliszkiem z radości, że idą polityczne zmiany, bo tajny referat towarzysza Chruszczowa z XX Zjazdu KPZR był już powszechnie znany, inni pili z rozpaczy, bo identyfikowali się z minioną epoką i w nowej rzeczywistości ich kariery były zagrożone. Do tego doszły niesnaski międzyredakcyjne.

Żurnaliści z "Dziennika" nie lubili kolegów z "Głosu", bo ci mieli dojścia do komitetu, lepiej zarabiali i na dodatek otrzymywali talony do sklepów, jak się to wówczas mówiło, za żółtymi firankami. Około czternastej byli już nieco podochoceni, funkcyjni balowali na całego, a tych, którzy pisali sprawozdania, pozostawiono bez kontroli. Jeden z dziennikarzy zaczął grać na pianinie i towarzystwo ruszyło w tany. Wkrótce puściły partyjne hamulce i zaczęto grać obce klasowo przeboje, towarzysze kręcili towarzyszkami i podrzucali je do góry, a panie majtały w górze nóżkami tak, że nawet odsłaniały bieliznę. Wszyscy wrzeszczeli przy tym dziko, co budziło zainteresowanie przechodniów, bo klub mieścił się na parterze i przez wielkie okna widać było dokładnie, co się dzieje w ekskluzywnym, niedostępnym dla zwykłych śmiertelników lokalu. Pierwszy upił się zasłużony towarzysz P., dyrektor RSW Prasa. Zaczął szarpać się z pewną towarzyszką, towarzyszka uciekła przed nim na schody wiodące do redakcji, on popędził za nią, zepchnął ją w dół raz, a potem drugi. Towarzyszom, którzy stanęli w jej obronie, towarzysz P. dał po pysku. I wulgarnie zwymyślał od reakcjonistów! Zauważono, że przyglądają się temu widowisku dzieci, które przyszły tu z rodzicami po zakończeniu pochodu. Synek redaktora X. płakał, bo zgubił tatusia. Miał jeszcze w rączkach papierową chorągiewkę. Towarzyszka C. zaczęła szukać redaktora X. i znalazła go w jednym z redakcyjnych pokoi z jakąś kobietą, w niedwuznacznej sytuacji. Skąd się wzięła kobieta, nie wiadomo, obcy ludzie krążyli po gmachu, na korytarzach widziano kilku marynarzy.
K., plastyk z "Głosu", podrywał panią, z którą przyszedł S. z "Dziennika". - Gdybym był trzeźwy - wyznał następnego dnia S. - dałbym mu w mordę, bo tak mnie wychowano. Towarzyszki wzięły plastyka w obronę: pił jak wszyscy, ale poza tym dobrze rysuje.

Najbardziej przeżywał referat Chruszczowa towarzysz J. I nic dziwnego. Był pierwszym sekretarzem podstawowej organizacji partyjnej w wybrzeżowej RSW Prasie i kierownikiem działu partyjnego w "Głosie", czyli créme de la créme nomenklatury partyjnej. Przez lata starał się jak mógł, by utrwalać socjalizm. Jak miał teraz pisać? Stracił bojowość i zapał. Wychylił więc szybko kilka kieliszków, ale alkohol mu nie posłużył, więc towarzysze zaprowadzili go do gabinetu, by odsapnął. Zamiast odpoczywać nieszczęsny J. dostał ataku szału, rzucił się na podłogę, walił głową o dywan i krzyczał: - Nie dotykajcie mnie! Obłudnicy! Faryzeusze! Takiego biblijnego nazewnictwa użył w pijanym widzie I sekretarz POP PZPR. Inni towarzysze zeznali potem, że był niekompletnie ubrany. Ktoś zatelefonował do jego żony i doniósł, że J. zwariował. Sekretarz redakcji "Głosu", który J. nie lubił, był zadowolony. - Nadszedł odpowiedni moment, żeby go wykończyć! - powiedział do kolegów, usiłując adiustować tekst, który przywiozła z Gdyni jedna z towarzyszek. Kiepsko mu to szło, drukarze, którzy około szesnastej pojawili się w pracy, na próżno czekali na materiały. Zaś II sekretarz POP zaczął grozić jednemu z dziennikarzy: - Jak się spotkamy w ciemnej ulicy, to k…, zobaczysz…

Część towarzystwa przeniosła się do piwnicy, do pomieszczenia delegatury Polskiej Agencji Prasowej. Powodzeniem cieszył się pokoik, w którym stał tapczan. Ktoś zerwał kłódkę z drzwi i - jak doniesiono potem władzom partyjnym - "wykorzystywano to miejsce na schadzki". Mówiono nawet o orgiach!

Wieczorem aktywiści Związku Młodzieży Polskiej próbowali zakończyć zabawę, ale nikt z redaktorów nie chciał opuścić lokalu. Obywatel F. z "Dziennika" zatelefonował więc po pogotowie milicyjne. Gdy milicjanci weszli do gmachu, M., sekretarz redakcji "Głosu", wskazał im właśnie F. jako największego chuligana. Zemsta była słodka: milicjanci zabrali F. do komisariatu, choć był spokojny i wcale się nie awanturował.

M. zachował partyjną czujność mimo upojenia alkoholowego i wyznaczył dwóch pijanych redaktorów do nadzorowania gazety, ktoś mu bowiem doniósł, że makietę kolumn z relacją z pochodu pierwszomajowego robi fotoreporter z żoną, oboje bezpartyjni! Jak zauważyli potem towarzysze z KW PZPR, "kierownictwo polityczne przy czytaniu gazety nie było zabezpieczone". To było nawet gorsze niż pijaństwo.

Po dwudziestej pierwszej z piwnicy, w której stał tapczan, zaczął wydostawać się dym. - Pali się, pali się - krzyczeli rozbawieni towarzysze, a zecerzy, którzy byli trzeźwi, zabrali się do gaszenia ognia. Redaktorzy błaznowali dalej, ktoś krzyczał: panowie, wyjmujemy sikawki i gasimy pożar! K., plastyk z "Głosu", chwycił gaśnicę i rycząc z zadowolenia, polewał kolegów pianą. Gdy przyjechali strażacy, H. zabrał jednemu z nich hełm, wyrwał sikawkę i biegał po podwórku, a biedny strażak gonił go ku uciesze towarzystwa.

Takie były zabawy, spory w one lata…
***
Następnego dnia wybuchł skandal. Towarzysze z KW zwołali w trybie nagłym otwarte zebranie partyjne w RSW Prasie.

- Boleśnie całą rzecz przeżywam - kajał się towarzysz M., zastępca redaktora naczelnego "Głosu", jeden z najbardziej pijanych uczestników pierwszomajowej imprezy. - Jest mi wstyd, że taka zabawa mogła się zdarzyć w środowisku dziennikarskim. Towarzysz Y. rzucił ni z tego ni z owego: - Atmosfera w redakcji "Głosu" jest okropna. Instruktorzy z KW i KC coraz rzadziej do nas przyjeżdżają… M. podchwycił wątek: - Po XX Zjeździe jest ferment wśród dziennikarzy! Niektórzy "osłabli w produkcji", towarzysz J. na przykład, kierownik działu partyjnego, tak silnie to przeżył, że w ogóle nie mógł pisać! Towarzyszka O. miała żal, że towarzysz S. nazwał ją podczas pierwszomajowej zabawy świnią. Mało tego, następnego dnia przepraszając powiedział:

- Pomyliłem się, nazywając was świnią, bo przecież nie macie ogona… Towarzyszka O. zaczęła krytykować W., redaktora naczelnego "Głosu", którego nie znosiła. Nie było go wprawdzie na zabawie, ale poinformowała towarzyszy z KW, że W. ignoruje jej propozycje ideologiczne, a zamiast kierować redakcją zwiedza zagraniczne porty i pisze o nocnym życiu. Chce zrobić z "Głosu" "Express Wieczorny"! Ktoś inny uzupełnił, że naczelny interesuje się też nocnym życiem Gdyni i często jeździ tam na rekonesans.

- W redakcji brak ideowości - poparły O. koleżanki. - Szczególnie po XX Zjeździe odczuwamy brak inspiracji. Znany publicysta zadeklarował się jako zwolennik nowej polityki: - Powstała grupa ludzi, którzy myślą, że im wszystko wolno! Wydaje im się, że są właścicielami Polski Ludowej. To towarzysze o podwójnej moralności, piętnują pijanych robotników, a sami chleją na umór. Na łamach "Głosu" nie widać XX Zjazdu!

- Niepotrzebnie szukamy wroga klasowego - starał się uspokoić zebranych towarzysz L., bo przecież winne były przede wszystkim erotyczne zapędy uczestników zabawy!

Na koniec zebrania zaproponowano kary partyjne dla kilku najbardziej pijanych i awanturujących się towarzyszy. Naganę z ostrzeżeniem miał otrzymać P., dyrektor RSW Prasy. Niektórzy towarzysze bronili go, a jako usprawiedliwienie przywoływano fakt, że nie ma wyższego wykształcenia. - Chcą zrobić ze mnie kozła ofiarnego! Ze mnie i z "Głosu Wybrzeża"! Nawet hitlerowcy tak nie postępowali! - krzyczał oburzony P.

***
2 maja w "Głosie Wybrzeża" sprawozdanie z pochodu pierwszomajowego zajęło dwie kolumny. "We wczorajszym pochodzie, mimo że szedł we mgle, mimo że był skromniejszy i bardziej powściągliwy, czuło się wiosnę. Wiosnę obudzonych w ludziach nadziei, wiosnę ulgi i wiary, że życie nasze w trudnym i ciężkim przełamywaniu poważnych schorzeń będzie zdrowsze, pełniejsze i lepsze".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki