Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Sprawca napastowania seksualnego na wolności

Łukasz Kłos
Pani Beata, 38-letnia gdańszczanka, w listopadzie ub. roku była napastowana seksualnie w małym lesie przy ul. Focha. Teraz otrzymała oficjalną wiadomość z sądu, że sprawca, po 4 miesiącach aresztu, wyszedł na wolność. Jest przerażona perspektywą spotkania tego mężczyzny - tym bardziej, że mieszka on w pobliżu miejsca, w którym kobieta pracuje.

Pani Beata zadaje pytanie - dlaczego ja muszę się bać? Ze strony sądu pada odpowiedź: bo takie są przepisy.
Sprawę opisywaliśmy na naszych łamach. Pani Beata pracuje jako opiekunka do dziecka, codziennie z wózkiem wychodzi na spacer. 15 listopada zatrzymał ją starszy mężczyzna.

- Chwycił mnie mocno za rękę. Z początku chciałam się wyrwać, ale uścisk uniemożliwiał mi to. Zrozumiałam, że nie dam rady mu się wyrwać, a nawet jeśli udałoby mi się, to i tak nie ucieknę z dzieckiem.

Mężczyzna zagroził jej gwałtem i powiedział, że ma stać spokojnie, to skończy się tylko na masturbacji.
- Cały czas mnie przytrzymywał. Trwało to kilka, może kilkanaście minut, zanim skończył. Chciał, żebym go dotykała... Cały czas drżałam o dziecko, odwróciłam wózek, nie chciałam, żeby na to patrzyło. Ja musiałam na to patrzeć, kazał mi. Wiedziałam, że muszę mu być posłuszna. Na koniec pocałował mnie w rękę, powiedział, że jest bardzo dobrym człowiekiem i życzył mi miłego dnia.

Czytaj więcej na ten temat: Gdańsk: Mężczyzna napastował w parku Focha kobietę. Policjanci zareagowali bez zarzutu?

Następnego dnia, na spacerze, pani Beata struchlała, kiedy spotkała swojego oprawcę. Ten uśmiechnął się do niej kpiąco i ukłonił.

Jerzy Ż. został zatrzymany po trzech dniach. Został wobec niego zastosowany areszt tymczasowy.

- Zatrzymany przez policjantów 64-latek był już wcześniej karany m.in. za doprowadzenie osoby do "innej czynności seksualnej", za co odbywał 4-letnią karę pozbawienia wolności. Teraz grozi mu do 5 lat więzienia - poinformowała wówczas Magdalena Michalewska, rzecznik prasowy policji. - Odetchnęłam z ulgą - mówi pani Beata.

5 marca stawiła się w sądzie na rozprawie przeciwko 64-letniemu Jerzemu Ż. - Kiedy go zobaczyłam, poczułam wielki stres. Całe tamto zdarzenie stanęło mi przed oczami. Nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Czułam na sobie jego świdrujące spojrzenie. Poprosiłam, żeby opuścił salę rozpraw. To było dla mnie naprawdę ciężkie przeżycie.

Trzy dni później zapadł wyrok - mężczyzna dostał 1,5 roku więzienia, ale uchylono mu areszt. Pismo w tej sprawie dotarło do p. Beaty w tym tygodniu. - Nie mogłam uwierzyć... Myślałam, że może jest bardzo chory i wypuszczono go, żeby mógł się leczyć w szpitalu. Tak to sobie tłumaczyłam, bo nie chciałam wierzyć, że wypuszczono go tak po prostu.

Prawda jest jednak inna.
Sąd uchylił areszt powołując się na przepis, który mówi, że jeśli zapadnie nieprawomocny wyrok niższy niż trzy lata pozbawienia wolności, to sąd nie może zastosować (dla wydłużenia okresu aresztu) argumentu: "zagrożenie wysoką kara pozbawienia wolności". I wtedy wypuszcza się oskarżonego na wolność.

Co dalej w sprawie? Kiedy i czy w ogóle Jerzy Ż. trafi za kratki? Najpierw zostanie złożona apelacja - wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Można liczyć się z tym, że rozprawa apelacyjna odbędzie się mniej więcej za 3 miesiące.

Czytaj również: Kobieta oskarża byłego męża o molestowanie córki

Sąd apelacyjny będzie mógł wydać wyrok lub zwrócić sprawę do ponownego rozpatrzenia. Jeśli zapadnie wyrok skazujący, wówczas zostanie wyznaczony okres, w którym Jerzy Ż. będzie musiał stawić się w zakładzie karnym do odbywania kary. W tym przypadku można liczyć, że znajdzie się za kratkami za ok. 6 miesięcy.

Inaczej się stanie, jeśli sąd apelacyjny orzecze "powrót sprawy do ponownego rozpoznania". Wówczas, do okresu pół roku, trzeba będzie doliczyć kolejnych kilka miesięcy, może kolejny rok, może dłużej.

W tym czasie pani Beata będzie musiała się liczyć z tym, że na spacerze z 1,5 rocznym dzieckiem, które ma pod opieką, spotka swojego oprawcę. Co wtedy będzie czuć? - Potworny lęk, taki sam, jak wtedy, gdy patrzył na mnie w sądzie - mówi kobieta.

Czytaj również: Pomorze: Ministerstwo Sprawiedliwości zlikwiduje pięć sądów rejonowych?

W opisanym przypadku problem polega na przewlekłym działaniu sądów - mói Bolesław Senyszyn adwokat, były sędzia. - Przecież sprawa mogłaby się wyjaśnić przed sądem apelacyjnym w 3 tygodnie, nie zaś 6 miesięcy. To jest problem, który widać na przykładzie tej sprawy.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki