Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Siesta Festival 2012 za nami [RECENZJA]

Marcin Mindykowski
Buika - najważniejszym instrumentem był jej głos
Buika - najważniejszym instrumentem był jej głos Tomasz Bołt/Archiwum
Jeśli przyjmiemy, że miarą sukcesu festiwalu jest frekwencja - z sukcesem zakończonej w niedzielę, drugiej edycji gdańskiego Siesta Festivalu nie ma co dyskutować. Podczas trzech weekendowych koncertów z gwiazdami muzyki świata sala Filharmonii Bałtyckiej była wypełniona po brzegi.

Podobnym wzięciem cieszyły się imprezy odbywające się w gdańskich klubach - Miasto Aniołów i Parlament.

Sukces nie wziął się znikąd: przypomnijmy, że zanim rok temu festiwal zagościł w Gdańsku, jego dyrektor programowy - dziennikarz i podróżnik Marcin Kydryński - przez 10 lat na antenie radiowej Trójki prowadził audycję "Siesta", w której prezentował wybraną przez siebie muzykę etno. Potem firmował tym szyldem autorskie składanki płytowe, które znalazły tysiące nabywców. Można zaryzykować stwierdzenie, że o ile część publiczności przywiódł do filharmonii zdrowy snobizm, o tyle jej lwia grupa to słuchacze "wychowani" na audycji i płytach Kydryńskiego, ufający jego gustowi i dobrze kojarzący zaproszonych przez niego artystów.

Czytaj także: Electronic Beats w Gdańsku po raz pierwszy (RECENZJA FESTIWALU)
Siesta Festival prezentuje muzykę świata, koncentrując się na ciepłych zakątkach globu - głównie afrykańskich i hiszpańskojęzycznych. Oczywiście, dziś "czysta" muzyka etno - rdzennie korzenna, korzystająca tylko z folkowego instrumentarium - jest rzadko spotykana. Goście Siesty prezentują więc raczej propozycje oparte na tradycji, ale przefiltrowane przez jazzową czy poprockową oprawę brzmieniową.

Festiwal otworzył Tito Paris - artysta z Wysp Zielonego Przylądka. W osadzonym w konsekwentnej motoryce i wytwarzanym przez aż siedmiu muzyków tle instrumentalnym co rusz znajdowało się miejsce na solowe popisy każdego z nich, a nawet - dla gościnnego występu Anny Marii Jopek.

Siesta Festival 2011. Przeczytaj jak było w zeszłym roku

Niekonwencjonalny koncert dała w sobotę Buika, która zagrała z dużo skromniejszym instrumentarium - fortepianem i instrumentami perkusyjnymi. Najważniejszym instrumentem był więc jej głos - zachrypnięty, ekspresyjny, wyrażający zmienne nastroje. Ciężar koncertu niemal w całości spoczął na jej ekstrawertycznej osobowości. Było to dość ryzykowne - jej postawa, chwilami egzaltowana i infantylna, w połączeniu z długimi "przerywnikami", mogła budzić irytację. Publiczność kupiła jednak jej spontaniczny styl bycia i podziękowała artystce owacją na stojąco.

Na drugim biegunie emocjonalnym był finałowy koncert Yasmin Levy. Prawdziwa gwiazda współczesnej world music pokazała, że z gwiazdy ma niewiele - jej występ operował kameralnym, urzekającym nastrojem. Levy kultywuje tradycję Żydów sefardyjskich - ludności do XV wieku zamieszkującej Półwysep Iberyjski - posługując się oryginalnym dialektem judeo-hiszpańskim: ladino, tworząc na tej bazie też własne kompozycje. Operując anielsko czystym głosem i wtajemniczając publiczność w stojące za jej utworami historie, stworzyła poruszający, wyciszony, ale buzujący od emocji wieczór.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki