Podobnym wzięciem cieszyły się imprezy odbywające się w gdańskich klubach - Miasto Aniołów i Parlament.
Sukces nie wziął się znikąd: przypomnijmy, że zanim rok temu festiwal zagościł w Gdańsku, jego dyrektor programowy - dziennikarz i podróżnik Marcin Kydryński - przez 10 lat na antenie radiowej Trójki prowadził audycję "Siesta", w której prezentował wybraną przez siebie muzykę etno. Potem firmował tym szyldem autorskie składanki płytowe, które znalazły tysiące nabywców. Można zaryzykować stwierdzenie, że o ile część publiczności przywiódł do filharmonii zdrowy snobizm, o tyle jej lwia grupa to słuchacze "wychowani" na audycji i płytach Kydryńskiego, ufający jego gustowi i dobrze kojarzący zaproszonych przez niego artystów.
Czytaj także: Electronic Beats w Gdańsku po raz pierwszy (RECENZJA FESTIWALU)
Siesta Festival prezentuje muzykę świata, koncentrując się na ciepłych zakątkach globu - głównie afrykańskich i hiszpańskojęzycznych. Oczywiście, dziś "czysta" muzyka etno - rdzennie korzenna, korzystająca tylko z folkowego instrumentarium - jest rzadko spotykana. Goście Siesty prezentują więc raczej propozycje oparte na tradycji, ale przefiltrowane przez jazzową czy poprockową oprawę brzmieniową.
Festiwal otworzył Tito Paris - artysta z Wysp Zielonego Przylądka. W osadzonym w konsekwentnej motoryce i wytwarzanym przez aż siedmiu muzyków tle instrumentalnym co rusz znajdowało się miejsce na solowe popisy każdego z nich, a nawet - dla gościnnego występu Anny Marii Jopek.
Siesta Festival 2011. Przeczytaj jak było w zeszłym roku
Niekonwencjonalny koncert dała w sobotę Buika, która zagrała z dużo skromniejszym instrumentarium - fortepianem i instrumentami perkusyjnymi. Najważniejszym instrumentem był więc jej głos - zachrypnięty, ekspresyjny, wyrażający zmienne nastroje. Ciężar koncertu niemal w całości spoczął na jej ekstrawertycznej osobowości. Było to dość ryzykowne - jej postawa, chwilami egzaltowana i infantylna, w połączeniu z długimi "przerywnikami", mogła budzić irytację. Publiczność kupiła jednak jej spontaniczny styl bycia i podziękowała artystce owacją na stojąco.
Na drugim biegunie emocjonalnym był finałowy koncert Yasmin Levy. Prawdziwa gwiazda współczesnej world music pokazała, że z gwiazdy ma niewiele - jej występ operował kameralnym, urzekającym nastrojem. Levy kultywuje tradycję Żydów sefardyjskich - ludności do XV wieku zamieszkującej Półwysep Iberyjski - posługując się oryginalnym dialektem judeo-hiszpańskim: ladino, tworząc na tej bazie też własne kompozycje. Operując anielsko czystym głosem i wtajemniczając publiczność w stojące za jej utworami historie, stworzyła poruszający, wyciszony, ale buzujący od emocji wieczór.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?