Od października ub. roku Monika jest numerem jeden na liście polskich pacjentów zakwalifikowanych do pilnej transplantacji. Wciąż jednak nie ma dla niej dawcy. Kilka miesięcy wcześniej, identyczne urządzenie, tyle że o wiele mniejsze, uratowało życie 4-letniej Lence leczonej w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Z tą różnicą, że jej serce zregenerowało się i podjęło samodzielną pracę.
O tym, że jedynym ratunkiem dla młodej kobiety będzie przeszczep serca wiadomo było od marca ub. roku. Wtedy to dr hab. med. Piotr Siondalski, który w Klinice Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku specjalizuje się w transplantacjach, wpisał Monikę na tzw. listę planową. Obstawiona lekami kobieta mogła jeszcze wtedy wrócić do domu, gdzie z utęsknieniem czekał na nią mąż i dwie córeczki - 8-letnia Sandra i kilka lat starsza Sara.
- Wszystko zaczęło się sześć lat temu od silnego przeziębienia - opowiada Monika. Wkrótce potem coś złego zaczęło się dziać z sercem. Trafiłam do szpitala na oddział kardiologii. Zrobili mi badania, przypisali leki. Zgłaszałam się do kontroli, czułam się w miarę dobrze. Jednak serce z roku na rok słabło. W początkach 2012 r. nagle się zatrzymało.
Monikę reanimowano, serce ruszyło, ale było już wiadomo, że choroba postępuje. Jak tłumaczą lekarze - spowodowane infekcją wirusową zapalenie mięśnia sercowego doprowadziło do tzw. kardiomiopatii rozstrzeniowej, w której powiększone serce coraz trudniej się kurczy, prowadząc do niewydolności.
Jesienią ub. roku Monikę przyjęto na oddział kardiologii. Kilka tygodni później wszczepiono jej pompę, która jest co prawda w posiadaniu kliniki kardiochirurgii, ale ma jedną wadę - może być stosowana tylko przez 30 dni. A to oznaczało, że jeśli do tego czasu nie znajdzie się dawca, dla Moniki nie będzie już ratunku.
Jedyną szansą dla niej był jeden z najnowszych wynalazków - pompa excor niemieckiej firmy Berlin Heart. Jak tłumaczy prof. Jan Rogowski, szef gdańskiej kardiochirurgii - takie urządzenie, do jednorazowego użytku produkowane dla konkretnego pacjenta kosztuje pół miliona złotych. Zgodę na jego zakup musi wyrazić Ministerstwo Zdrowia. A że pacjentka była w stanie zagrożenia życia, resort nie miał argumentów, by odmówić.
Czym różni się excor od pomp starszego typu, które kardiochirurdzy wykorzystywali wcześniej?
- Tym czym mercedes od syrenki - kwituje profesor Rogowski.
Monice wszczepiono takie urządzenie kilkanaście dni temu.
- Stan chorej się wyrównał, jest stabilny, wspomagane tak serce pracuje jak zdrowe, wszystkie narządy są prawidłowo ukrwione - twierdzi dr Piotr Siondalski. - Teraz Monika może bezpiecznie czekać aż znajdzie się dla niej dawca - dodaje.
Początkowo jednak pompa excor pracowała dzięki sporych rozmiarów urządzeniu napędowemu stojącemu przy łóżku Moniki na jednej z sal pooperacyjnych. O tym, by z niego wstać i choć trochę pospacerować, mogła tylko pomarzyć. Specjaliści z Berlin Heart przez cały czas monitorowali pracę excora. Gdy w ubiegły piątek potwierdziło się, że pracuje bez zarzutu, zamienili jednostkę napędową na tzw. mobilną, wielkości bagażu podręcznego, który wolno wziąć do samolotu.
- Wreszcie mogę chodzić i chyba już dziś będę mogła wrócić na zwykły oddział, gdzie leżą inni chorzy - cieszy się Monika. Teraz najważniejsze, by znalazł się dla niej dawca.
Z dr hab.med. Piotrem Siondalskim, kardiochirurgiem, transplantologem, rozmawia Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Przed Moniką pompa excor miała wspomagać pracę serca innej, młodej kobiety?
- To prawda. W końcu ubiegłego roku do mechanicznego wspomagania serca została zakwalifikowana młoda, 21-letnia matka. Tuż po porodzie rozwinęła się u niej niewydolność serca. Na pompie do maksimum 30-dniowego wspomagania była przez trzy tygodnie, przygotowywaliśmy ją do wszczepienia excora, na szczęście w tym czasie jej serce zdążyło odpocząć i samo podjęło pracę. I pompa excor i transplantacja okazały się niepotrzebne. To rzadki przypadek. System mechanicznego wspomagania serca albo daje temu narządowi czas na regenerację, albo jest "pomostem" do transplantacji.
Ilu chorych musi korzystać z takiego urządzenia?
Ok. 10 proc. pacjentów zakwalifikowanych do przeszczepu potrzebuje wspomagania mechanicznego serca. Biorąc pod uwagę , że na taką operację stale czeka w Polsce 360 osób, łatwo można obliczyć, że 36 z nich wymaga wspomagania, bez którego nie doczekają się nowego serca. Skoro każdy chory w Polsce ma prawo do leczenia dializami aż do przeszczepu nerki, to takie samo prawo należy się chorym z niewydolnym sercem.
Dlaczego Monika tak długo czeka na dawcę serca?
- Bo dawców serca jest mniej niż chorych, którzy go potrzebują. Bo współpraca z oddziałami intensywnej terapii jest skomplikowana, bo lekarze zawsze pytają rodzinę o zgodę na pobranie narządów, choć z punktu widzenia prawa tego robić nie muszą. Serce dla naszej pacjentki musi być odpowiedniej wielkości, również grupa krwi dawcy musi być zgodna z jej grupą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?