Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk pod butem Francuzów. Czas wielkiej biedy

Andrzej Nieuważny
Archiwum Autora
Zdobycie Gdańska przez wojska napoleońskie w 1807 r. przyjęto w mieście z radością i nadzieją na przyszłość. Rychło się okazało, że oto nadszedł czas wielkiej biedy.

Epoka napoleońska to czas wojen i strat. Jednak Gdańsk wyciągnął wyjątkowo zły los. Żadne - poza nim - miasto w Europie nie było dwa razy krwawo oblegane! Do tego doszło, typowe dla handlowych miast Północy, wycieńczenie gospodarki. Wojna obeszła się z gdańszczanami jak najgorzej.

Gdańsk wzięty!

Gdy 27 maja 1807 roku dowodzący oblężeniem napoleoński marszałek Francois-Joseph Lefebvre odebrał przed Ratuszem Głównomiejskim kapitulację pruskiego generała Kalkreutha, zaczęło się sześcioletnie panowanie Francuzów nad Motławą.

"Nadszedł wreszcie dzień wejścia X korpusu do miasta. Wszystkie pułki z marszałkami i generałami na czele defilowały po długiej ulicy, która przecina całe miasto. Bruk z ulic był zerwany, przedmieścia zrujnowane, ale miasto wewnątrz zdawało się nie bardzo dotknięte wojną. Niestety! Zgodnie z zasadą: biedni dostają baty, a bogatych się oszczędza. Jak każe zwyczaj, miasto wykupiło swoje dzwony, co było sprawiedliwym i zasłużonym wynagrodzeniem dzielnych kanonierów za oszczędzenie kościołów. Jednak Gdańsk miał zapłacić jeszcze całkiem inne sumy..." - zapisał Charles d'Agoult.

Zdobycie twierdzy i jej magazynów zdawało się Napoleonowi przełomem w wojnie z Prusami i Rosją. Kazał francuskim biskupom bić w dzwony i odprawić "modlitwy dziękczynne do Boga wojskowych, aby zechciał wciąż sprzyjać Francuzom i czuwać nad szczęściem ojczyzny". Zamieszkujący w Kamieńcu Suskim (niem. Finckenstein) cesarz przybył do Oliwy 31 maja. Nazajutrz wjechał uroczyście do miasta przez Bramę Wyżynną. Mieszkając przez półtora dnia przy Długim Targu, mianował Lefebvre'a księciem gdańskim, a gubernatorem - zaufanego gen. Jeana Rappa.

Wolne Miasto?

Po traktacie tylżyckim Gdańsk został Wolnym Miastem pod kuratelą królów saskiego (zarazem księcia warszawskiego) i pruskiego. Granice uregulowała tzw. konwencja elbląska z 6 grudnia 1807 roku. Na obszarze około 2120 km kw. (to pięć razy więcej niż dzisiejsze Trójmiasto) w 1810 roku zamieszkiwało ponad 60 tys. osób, z czego jedna trzecia na wsi.

Po 1793 roku pruskie panowanie odebrało Gdańskowi samorządność, ale sprzyjało dobrobytowi. Gdańszczanie liczyli więc, że huczne ogłoszenie Wolnego Miasta (21 lipca 1807 r.) oznacza powrót do przedrozbiorowych "dawnych dobrych czasów", lecz z "pruską" koniunkturą. Nie wprowadzono konstytucji, przywrócono zaś starą Radę Miejską (nosiła miano Senatu) oraz dawne Trzy Ordynki. Gdańsk miał też własne sądy i mennicę. 1 lipca 1808 roku wprowadzono cywilny kodeks Napoleona.

Gdy uniesiony chwilą przewodniczący Senatu zapowiadał, że odtąd "pierwszym słowem, jakie wymówią nasze niemowlęta w kołysce, będzie Napoleon!", nie przypuszczał, jak bardzo wzniosła mowa stanie się ciałem. Instytucje samorządowe okazały się bezradnym pośrednikiem między miastem a Napoleonem. A on rządził nie tylko twierdzą zwaną Gibraltarem Bałtyku. Interesów cesarza pilnowali w mieście gubernator Rapp oraz rezydent francuski. Urzędowali też konsulowie rosyjski i pruski, za to w Paryżu kołatali do drzwi władzy kolejni gdańscy rezydenci - George Nicolas Kahlen i Wilhelm Daniel Keidel. Skarżyli się na podatki, fatalne skutki blokady kontynentalnej i na cesarskich celników. W 1812 roku Napoleon wziął wreszcie na siebie 50 proc. bieżących kosztów utrzymania własnego w końcu garnizonu.

Gdańsk musiał zapłacić kontrybucję wojenną. Haracz 20 mln franków gdańszczanie zwiększyli o 10 mln, w zamian za tajny układ z Rappem z 13 lipca 1807 roku, dający nadzieję na przyłączenie do Księstwa Warszawskiego, które kiedyś mogło się stać Polską. Dodajmy, że Prusacy zrabowali z kas miejskich do 2 mln franków.
"Dług" 30 mln franków (a wartość nieruchomości gdańskich szacowano na 60 do 85 mln) zaciążył na gospodarce. Senat doprosił się tylko rozliczenia owych 10 mln w towarach i dostawach. Napoleon żądał 23 mln płatnych w gotówce do roku 1822. I to mimo francuskich raportów, wyliczających zadłużenie Gdańska na 49 milionów. Miasto stawało się niewypłacalne. Latem 1811 r. szef sztabu Rappa, płk d'Héricourt meldował, że dla zmuszenia Senatu do dostaw zakwaterowano wojsko w domach prywatnych, co pozwoliło »wyrwać trochę zaliczek«".

Cena wojny

Według Senatu, do kwietnia 1813 roku Francuzi zdołali wycisnąć około 36 mln franków. Wliczano w to wydatki na garnizon i rozrastające się fortyfikacje. Które oznaczały zabór nieruchomości i wyburzenia. W 1808 roku Gdańsk utrzymywał 8 tys. żołnierzy, latem 1811 roku - już 24 tys., a w 1813 roku - 39 tys.

Eksport gdański "od zawsze" szedł do Anglii. Wymuszona przez Napoleona blokada kontynentalna dusiła więc gospodarkę. Jeśli w 1805 roku do portu zawinęły 1194 statki, a w wojennym 1806 roku już 377, to w pierwszych trzech latach Wolnego Miasta przyjęto ich zaledwie… 170. W rekordowym 1810 roku wypłynęły 252 statki (110 ze zbożem do Holandii). Fatalny rok 1811 pogrzebał nadzieje - z portu wyszło tylko 46 statków. Przypomnijmy, że w 1804 roku, w przeklinanych przez część gdańszczan (i polską historiografię) czasach pruskich, Gdańsk opuściło 1478 jednostek, a w 1805 - 1294.

Francuski rezydent Nicolas Massias rozumiał, że nie da się ściągnąć pieniędzy od handlowego miasta, które nie handluje. Spadające obroty i bankructwa uszczupliły podatki, miasto zalegało z pensjami i dotacjami. Szukający pieniędzy Senat nie obniżył ceny chleba, podniósł za to o 2,5 proc. podatek bezpośredni. Zdolnych do zapłaty rodzin naliczono ledwie 800.

Handlować, by żyć

Gdańszczanie próbowali przechytrzyć blokadę. W sierpniu 1808 roku ekspedycja 20 statków płynących niby z Rygi do Bordeaux trafiła do Anglii. Podobnie jak niejaki kapitan Nussen, który z wykupioną u Massiasa licencją wylądował w 1809 roku w Bristolu. Na rezydenta padł cień podejrzenia o sprzedajność. Nie uratował go projekt konstytucji, likwidującej faktycznie suwerenność miasta.

Przejściową nadzieję dały tzw. licencje. Choć drogie, pozwalały odtworzyć część kontaktów i ożywić gospodarkę. Jesienią 1810 roku gdańskie władze uważały, że do wyjścia z zapaści wystarczyłoby 50 licencji na 20 tys. ton towaru. Rezydent udzielił ich jednak… 20 i na 8 tys. ton. Obiecał więcej, jeśli każdy statek wróci z ładunkiem francuskiego wina lub wódki wartości połowy wyeksportowanego tonażu, a właściciel złoży kaucję. Inna rzecz, że owe 20 tys. ton to pułap możliwości gdańskiej floty.

O przemycie wiemy tyle, ile go wykryto, np. w kwietniu 1812 roku rezydent Jassaud chwalił się zatrzymaniem siedmiu przemytników. Przechwycone produkty angielskie rezydent rekwirował na rzecz garnizonu, tak że dostępne zrazu na czarno herbata, kawa czy cukier stały się rzadkie i drogie. Próby złamania blokady pod banderą amerykańską (1811-1812) udaremnili zorganizowani przez Rappa korsarze (kaprzy). A jednak uparcie krążyły pogłoski o przymykaniu przez gubernatora oczu za 2-3 proc. wartości towaru i o siedmioprocentowym "podatku" od statków przybyłych z zakazanymi towarami zgłoszonymi jako… balast.

Oprócz gdańszczan, ruina finansowa niepokoiła borykających się z nią... francuskich oficerów. Narzekali, że "Gdańsk, dawniej tak bogaty i kwitnący, jest w stanie przerażającej rozpaczy. Senat złożony jest z ludzi ograniczonych i nie wie, co robić. Jego kapitały i kredyt od dawna są wyczerpane. Może jedynie zawierać kontrakty z długo odłożoną płatnością, co podwaja ceny.

Przyzwyczaił się zresztą do zwlekania w celu uniknięcia składanych mu zapotrzebowań, co czyni wszelkie negocjacje z nim niemiłymi i niekonkretnymi". Oficerowie kołatali do paryskich urzędów z uzdrowieńczymi receptami. Wskazywali, że ostrzyc gdańską owcę można, ale dopiero po przyznaniu swobody eksportu. Import bowiem, "nie opierał się nigdy na produktach kolonialnych, a gdyby nawet taki handel mógł mieć miejsce na północnym Bałtyku, Gdańsk nie mógłby w nim uczestniczyć, zniszczony przez konkurencję sąsiadów". Oficerowie radzili wciągnąć w eksport statki spoza Gdańska i uprzywilejować gdańskich importerów dóbr francuskich.

Ich memoriały, jak tyle innych dokumentów w sprawie Wolnego Miasta, utonęły w paryskich ministerstwach.
Dramatu Gdańska dopełni długie, niszczące oblężenie w 1813 roku, ale o tym opowiemy Państwu za tydzień.
Andrzej Nieuważny

Słowo o autorze i wystawie
Dr Andrzej Nieuważny wykłada historię XIX w. na UMK w Toruniu i Akademii Humanistycznej w Pułtusku. Zajmuje się zwłaszcza czasami Napoleona. Jesienią, nakładem MHMG, ukaże się jego książka "Miasto w ogniu", o napoleońskim Gdańsku. Natomiast 8 czerwca w Ratuszu Głównego Miasta otwarta zostanie wystawa "Życie miasta w cieniu wielkiej wojny i polityki, czyli Wolne Miasta Gdańsk 1807-1813/14". Ekspozycja zbiega się z obchodzoną w tym roku 200. rocznicą oblężenia Gdańska.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki