Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Płacił składki na NFZ, a teraz musi oddać za leczenie

Dorota Abramowicz
Po 13 latach opłacania składek pan Stanisław z Gdańska usłyszał, że nie ma prawa do bezpłatnej opieki medycznej. Mężczyzna jest marynarzem pływającym na statkach pod obcą banderą. W 1999 roku zgłosił się do dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego w ramach ówcześnie działających kas chorych. Ubezpieczenie obejmowało nie tylko pana M., ale także jego żonę i dwójkę dzieci.

- Prawo jest prawem - rozkłada ręce Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego oddziału NFZ, pytany o przypadek marynarza, który po 13 latach dowiedział się nagle, że on i jego bliscy nie są ubezpieczeni. - Nie jest to wyjątkowa sytuacja, już od pewnego czasu trafiamy na podobne przypadki. Trzeba jednak pamiętać, że osoby podpisujące umowę powinny były dokładnie przeczytać jej zapis i wiedzieć, jakie mogą być konsekwencje jej nieprzestrzegania.

Marynarz z Gdańska i kilkanaście innych osób padło ofiarą nieobowiązującego już restrykcyjnego prawa oraz bałaganu w przekazywaniu informacji między ZUS, który przyjmował pieniądze, a NFZ, który płacił za świadczenia zdrowotne.
Ustawa z 1997 roku o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym pozwalała na zawarcie dobrowolnego ubezpieczenia, stawiając zarazem warunek - jeśli składka nie wpłynie na konto w obowiązującym terminie, umowa zostaje rozwiązana.

To restrykcyjne prawo, niepozwalające nawet na jeden dzień opóźnienia, zostało poprawione w nowelizacji w 2001 roku. Dopiero 30-dniowe zaległości w opłacaniu składek uznano za powód do rozwiązania umowy. Równie łaskawa dla spóźnialskich jest obecna ustawa, z 2004 roku, o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która dopuszcza miesięczne opóźnienie w zapłacie.

Stanisław M. miał pecha, podpisując umowę o dobrowolnym ubezpieczeniu siebie i bliskich w 1999 roku, i popełnił błąd, nie płacąc składki w terminie. Dlaczego jednak przez następnych 13 lat Zakład Ubezpieczeń Społecznych nadal pobierał od niego pieniądze? Dlaczego nikt nie zawiadomił gdańszczanina, że nie jest już ubezpieczony? Dlaczego pan M., jego żona i dzieci mogli bez problemu korzystać z opieki lekarskiej, otrzymując książeczki RUM i karty EKUZ?

- Książeczka RUM nie jest dowodem ubezpieczenia, a kartę EKUZ wydaje się osobom, które przynoszą do nas ostatni odcinek wpłaty ubezpieczenia - przypomina Maria Sztenc, naczelnik Wydziału Spraw Świadczeniobiorców w pomorskim NFZ. - Indywidualne konta płatników zgłoszonych do dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego ma Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Niestety, można mówić o złym przepływie informacji dotyczącej 1999 roku z ZUS do ówczesnych kas chorych. Trzeba jednak pamiętać, że żaden przepis prawa nie nakłada na organa obowiązku informowania płatnika o opóźnieniach w opłacaniu przez niego składek.

- Proszę o pytania na piśmie, odpowiedzi udzielę w przyszłym tygodniu - mówi Jacek Dziekan, rzecznik prasowy ZUS, pytany o to, ile osób w Polsce znalazło się w podobnej jak pan M. sytuacji oraz dlaczego ZUS brał pieniądze od ludzi, którym nie przysługiwało ubezpieczenie.
Tymczasem urzędnicy funduszu nie wykluczają, że osoby przyłapane teraz na zaległościach sprzed kilkunastu lat będą musiały zapłacić koszty leczenia. Dotyczyć to ma nie tylko płatników, ale także członków rodziny objętych nieistniejącym ubezpieczeniem.

- Za to mogą wystąpić do ZUS o zwrot składek - mówi Mariusz Szymański.- Niektórzy nawet są z tego powodu zadowoleni.
Dla niektórych, zwłaszcza częściej i poważniej chorujących, może to jednak oznaczać bankructwo. Już teraz przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie toczą się sprawy, w których przyłapani przez NFZ na opóźnieniach w latach 1999-2001 próbują zmienić niekorzystne dla siebie decyzje.

Rodzina M. obliczyła, że do kasy ZUS wpłaciła około 36 tys. zł.
- ZUS zwraca te pieniądze, ale bez odsetek - mówi mecenas Paweł Brzezicki, reprezentujący państwa M. - Nie wiadomo, jakie są koszty wszystkich świadczeń, z których skorzystały te cztery osoby. Jeśli w grę wchodziło leczenie szpitalne, kwota ta może znacznie przekroczyć wpłatę do ZUS. Prawo wprawdzie pozwala moim klientom odwoływać się od decyzji dyrektora pomorskiego oddziału funduszu, ale do... prezesa funduszu, czyli zwierzchnika dyrektora. Podobny przepis w innej sprawie kwestionują lekarze, którzy występują do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niezgodności z Konstytucją RP przepisu art. 154 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej. Czekamy więc na rozstrzygniecie trybunału. Należy jednak pamiętać, iż osoby, w stosunku do których NFZ wystąpi z roszczeniami, będą mogły bronić swoich interesów także przed sądami cywilnymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki