- Jak policja może odmówić interwencji, gdy wskazuje się sprawcę i jak może nie zareagować na zgłoszenie? - pyta rozżalony mieszkaniec gdańskiej Moreny, który o tragicznym czwartkowym popołudniu jeszcze długo nie zapomni.
O godz. 15.30 pies puszczony bez kagańca na zamkniętym, prywatnym terenie z zakazem wstępu ze względu na rezerwat ptaków, zobaczył sarnę i zaczął ją gonić. Ta uciekając w panice uderzyła głową w ogrodzenie Dworku Migowskiego i została uwięziona między prętami.
- Pies zaczął ją gryźć, a właściciel tylko przyglądał się całemu zajściu. Zwierzę walczyło o życie, próbując przecisnąć się przez ogrodzenie, ale przez to tylko na dobre się zaklinowało - opowiada jeden ze świadków. - Dopiero gdy przechodzący ludzie zaczęli krzyczeć, właściciel uciekł z psem do domu.
Czytaj więcej: W Gdyni psy zagryzły 6 saren
Chwilę później mieszkańcy zadzwonili na Straż Miejską - tu przyjęto zgłoszenie i kazano czekać - oraz na policję.
- Po prawie dwóch godzinach przyjechał strażnik leśny i powiedział, że już nic nie da się zrobić - wspominają świadkowie.
Wydawało się, że sprawca zdarzenia (jego dane szybko udało im się ustalić) zostanie natychmiast ukarany.
- Tak się nie stało. Funkcjonariusze tylko spisali dane osobowe i poinformowali mnie, że mogę wystąpić o ukaranie z powództwa cywilnego - wspomina świadek zdarzenia.
Co na to Straż Miejska, która jako pierwsza odebrała zgłoszenie? Jej funkcjonariusze odpowiadają, że po godz. 15 osobiście takich interwencji nie realizują.
- Przyjęliśmy zgłoszenie i przekazaliśmy sprawę myśliwemu, pracownikowi Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności - mówi mł. insp. Marta Gluba z gdańskiej Straży Miejskiej. - Do godz.15 takie zgłoszenia realizują strażnicy, specjaliści od spraw dzikich zwierząt. Później przekazywane są myśliwym.
Czytaj również: Wycieńczone zwierzęta padają ofiarami psów biegających po lasach
Policja też nie uważa, by w sprawie pojawiły się nieprawidłowości. - Mężczyzna odpowiedział dyżurnemu, że poinformował już Straż Miejską. W związku z tym miał oczekiwać na wezwany przez siebie patrol - informuje podkom. Magdalena Michalewska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - Po drugim telefonie funkcjonariusze zastali na miejscu zgłaszającego, który wskazał im blok i mieszkanie, gdzie miał przebywać właściciel psa. Zapukali więc pod wskazany adres, ale nikt nie otworzył im drzwi .
Czytaj również: Myśliwi nadal mogą strzelać do kotów i psów bez opieki
Policjanci dodają, że prowadzą czynności wyjaśniające w kierunku niezachowania środków ostrożności przy trzymaniu psa, za co grozi nagana lub grzywna do 250 zł.
- Takie zachowanie właściciela psa jest skandaliczne i może należy zastanowić się nad interpretacją przepisów i tym, czy nie była to sytuacja znęcania się nad zwierzętami, za co grożą nawet dwa lata pozbawienia wolności - komentuje Piotr Piotrowski, inspektor OTOZ Animals.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?