Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk nie jest przygotowany na pana wizytę - usłyszał autor "Blaszanego bębenka"

Dorota Abramowicz
fot. Z. Kosycarz/KFP
Niewiele brakowało, by pierwsza oficjalna wizyta Güntera Grassa w Gdańsku nie doszła do skutku. A kiedy mimo kłopotów przyjechał, to na wystawie jego grafik zabrzmiał rozbijający szkło głos Oskara.

Czerwiec 1981 roku w Gdańsku. Trwa "festiwal Solidarności", zagraniczni dziennikarze ustawiają się w kolejce, by porozmawiać z rozpoznawalnym na świecie wąsatym elektrykiem. Miasto czeka na wizytę laureata Nagrody Nobla Czesława Miłosza, który 5 czerwca wylądował w Warszawie. Trwają rozmowy związkowców z rządem - ogólnopolska akcja strajkowa wisi na włosku. Niedługo zostanie odsłonięty w Poznaniu pomnik Ofiar Czerwca 1956. W Warszawie - o czym informuje Amerykanów płk. Kukliński - doszło do nieudanej próby "przewrotu pałacowego" i usunięcia ze stanowiska ówczesnego I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani. Stan wojenny wisi w powietrzu.
W takich właśnie okolicznościach późniejszy noblista Günter Grass po raz pierwszy oficjalnie, na zaproszenie władz Gdańska oraz Związku Polskich Artystów Plastyków i Związku Literatów Polskich, przyjeżdża do rodzinnego miasta. Przywozi ze sobą na wystawę 34 grafiki, które potem runą na ziemię w Sieni Gdańskiej.
Profesor Jerzy Młynarczyk, ówczesny prezydent Gdańska, który zaprosił autora "Blaszanego bębenka" i przemawiał na jego wernisażu, dziś z ubolewaniem przyznaje, że niewiele pamięta z tamtej wizyty.
- Bardzo wiele się wtedy działo - mówi prof. Młynarczyk, który został odsunięty od władzy po 13 grudnia 1981. - Wszyscy żyliśmy w dużym napięciu, oczekując nieuchronnego finału.

Z definicji - podejrzany

Wiesław Kobyliński, artysta plastyk, architekt, był w 1981 r. prezesem okręgu gdańskiego ZPAP. To do niego z niecodzienną propozycją zwrócił się Leonard Bąk von Leszczyński, dziennikarz i artysta, prywatnie przyjaciel Güntera Grassa.
- Bąk von Leszczyńskiego znałem jeszcze z czasów, gdy pracował w gdańskim pogotowiu, a potem studiował w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku - wspomina Wiesław Kobyliński. - To była bardzo ciekawa postać, mówił, że jest spokrewniony z królem Leszczyńskim. Po wyjeździe do Niemiec z niemiecką lekarką Heidi Krebs założył galerię sztuki we Frankfurcie, gdzie wystawiał także polskich artystów. Spotkaliśmy się w Gdańsku i Leszczyński zaproponował, byśmy zorganizowali wizytę Grassa, podczas której na wernisażu miały być zaprezentowane jego grafiki. Bąk von Leszczyński miał wziąć na siebie formalności po stronie niemieckiej, ja po polskiej.
Zadanie prezesa ZPAP było o wiele trudniejsze. Jak tłumaczy prof. Młynarczyk, kontakty z Republiką Federalną Niemiec były - ex definitione - podejrzane. Nawet jeśli któryś z byłych gdańszczan chciał obdarować miasto, nikt z nim nie chciał rozmawiać. Dlatego przygotowanie wizyty Grassa wymagało orientacji w realiach politycznych.
- Pomysł wsparł wojewoda Jerzy Kołodziejczyk i prezydent Młynarczyk, a Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW PZPR, udawał, że nic nie wie - uśmiecha się Wiesław Kobyliński. - Ominąłem Biuro Współpracy Kulturalnej z Zagranicą przy Ministerstwie Kultury, gdzie pracowali m.in. ludzie będący "okiem i uchem" władzy. Wszystko na miejscu przygotowaliśmy, wydrukowaliśmy zaproszenia i... nagle okazało się, że Grassowi odmówiono polskiej wizy.
Ktoś doniósł do Biura Współpracy Kulturalnej z Zagranicą, że Grass wybiera się do Gdańska. Urzędnicy zawiadomili naszą ambasadę, że miasto nie jest przygotowane na tę wizytę, ponadto przyjazd pisarza jest "niewskazany".
- Interweniowałem w wydziale konsularnym, przedstawiłem zaproszenia i plany - wspomina Kobyliński. - Wizę wydano w ostatniej chwili.

Skrzynka wina dla artysty

Przy al. Zwycięstwa 16/17 mieści się obecnie Wojewódzki Sąd Administracyjny. Po wojnie budynek ten zajmowany był przez francuski konsulat, a po przejęciu go przez władze miasta postanowiono przeprojektować go na "hotel dla specjalnych gości". Zlecenie wykonania projektu otrzymał Wiesław Kobyliński.
- Pomysł pojawił się po wizycie generała de Gaulle'a, prezydenta Francji, dla którego łóżko w sopockim Grand Hotelu okazało się zbyt krótkie - mówi Kobyliński. - Potrzebne było miejsce, w którym goście byliby "na patelni". Podczas pracy nad projektem usłyszałem, że recepcja powinna "zabezpieczać działania służb".
W 1981 r. klucze do willi miał jeszcze prezes ZPAP. Zaproponował Grassowi, by zamieszkał we Wrzeszczu.
Dziś wydaje się to trudne do zrozumienia, ale poważnym problemem dla organizatorów było zapewnienie przybyszom jadła i napitków w kartkowej rzeczywistości początku lat 80. Wraz z Grassem miała przyjechać żona Ute, wydawca katalogu grafik Fritze Margull, Anselm Dreher, właściciel berlińskiej galerii i oczywiście Leonard Bąk-Leszczyński. A także nieznani Wiesławowi Kobylińskiemu dziennikarze, dla których podróż z pisarzem była okazją do przywiezienia reportażu z kolebki Solidarności. Łącznie - trzy samochody wypełnione gośćmi.
- Dzięki moim znajomościom mogliśmy przyjąć ich na kolacji w Cristalu - opowiada Wiesław Kobyliński. - Problem był także z napojami. Zwróciłem się o pomoc do władz wojewódzkich. Dyrektor Wydziału Kultury Maciej Krzyżanowski załatwił mi możliwość kupienia skrzynki piwa Heweliusz i skrzynki czerwonego wina wytrawnego Egri Bikaver. Z odpowiednim zaświadczeniem udałem się do wyznaczonego samu spożywczego, gdzie od zaplecza wydano mi towar. Tak nawiasem mówiąc, to wino jeszcze podczas tamtej wizyty bardzo się nam przydało.

Głos Oskara w Sieni Gdańskiej

Po tamtej wizycie pozostały nieliczne zdjęcia. Na jednym z nich Grass udziela wywiadu dziennikarzom. Na innym przyjmowany jest przez prezydenta Młynarczyka w sali Ratusza Starego Miasta. Na zdjęciach Grassowi towarzyszy Bolesław Fac, prezes gdańskiego oddziału Związku Literatów Polskich, tłumacz i "przyjaciel z ulicy Lelewela". Mieszkający w pobliżu dawnego domu pisarza Fac niemalże nie odstępował Grassa podczas tamtej wizyty. Uczestniczył w dyskusjach z czytelnikami, z dziennikarzami, wernisażu, ale także widywali się prywatnie. Jeszcze dziś dawni sąsiedzi Bolesława Faca wspominają spotkania z Grassem na schodach kamienicy...
Wiesław Kobyliński zachował wycinki z ówczesnych gazet: artykuły Teresy Zwierzchowskiej z "Wieczoru Wybrzeża" i podpisane inicjałem (r) notatki z "Głosu Wybrzeża", które informują o przyznaniu Grassowi odznaczenia ZPAP i od Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
Gazety informują przede wszystkim o prezencie Grassa dla Gdańska. Artysta ofiarował rodzinnemu miastu wszystkie grafiki wystawione w Sieni Gdańskiej na Długim Targu. Na pracach Grassa, będących dopełnieniem jego książek, wiją się węgorze, patrzą wyłupiastymi ślepiami turboty, pojawiają się grzyby i buty. A także sam Grass, w czapce kucharskiej.
- Sień Gdańska nie pomieściła wszystkich zainteresowanych - wspomina Wiesław Kobyliński.
Wcześniej, jeszcze przed wernisażem, pojawił się problem. Osiemnastowieczne mury Sieni Gdańskiej nie mogły zostać naruszone, więc wbijanie gwoździ do zawieszenia na nich prac nie wchodziło w rachubę. Plastycy wymyślili więc, że wzdłuż ścian powieszą drąg przyczepiony do sufitu. Na przeźroczystych linkach plastikowych, przywiązywanych do drąga, wisiały prace umieszczone między szklanymi taflami. Konstrukcja jakoś się trzymała podczas oglądania prac, przemówień gości i autora grafik. Kiedy jednak Günter Grass opuścił Sień Gdańską, cała misterna konstrukcja runęła z ogromnym hukiem. Szklane tafle rozbiły się w drobny mak. Na szczęście prace nie zostały zniszczone.
- Potem Grass śmiał się, że to rozśpiewujący szkło głos Oskara Matzeratha, bohatera "Blaszanego bębenka", rozbił chroniące grafiki szklane szyby - mówi Wiesław Kobyliński.

Kubeł raków dla gościa

Wizytę Grassa zakończyła wspólna wyprawa członków zarządu ZPAP, gości z Niemiec i kilku fotoreporterów (z których żaden nie zrobił pamiątkowych zdjęć) do letniego domu państwa Kobylińskich w Gołubiu.
Jak było? Rozrywkowo i miło. Najpierw obiad w restauracji w Borkowie, potem tańce w Gołubiu. Grass dopytywał się o wino, ale z zapasów załatwionych dzięki protekcji pracowników Urzędu Wojewódzkiego nic już nie ocalało. Ze zrozumieniem przyjął propozycję zamiany wina na mocniejsze, polskie trunki.
A potem poszli nad jezioro, rozświetlone blaskiem stosów rozpalonych nad brzegiem.
- Dziękuję, że rozpaliłeś dla mnie ogniska - powiedział Grass do gospodarza.
- To nie ja, to harcerze - odparł Kobyliński.
- Można się tu kąpać?
- Nie tylko kąpać, ale nawet wodę pić. Jak chcesz, to przyjdziemy tu wieczorem i wyciągniemy kubeł raków.
- Wiesz co, mam dom na wrzosowisku Lineburskim, może się zamienimy? - zaproponował późniejszy noblista.
Temat zamiany omówili szczegółowo. I - jak mówi Wiesław Kobyliński - nie wiadomo, czy ostatecznie Grass nie zamieszkałby na Kaszubach, gdyby pół roku później nie został ogłoszony stan wojenny.
Dziewięć dni po wyjeździe Grassa z Gdańska do miasta przyleciał Czesław Miłosz, opromieniony przyznaną zaledwie rok wcześniej Nagrodą Nobla. Złożył kwiaty pod pomnikiem Poległych Stoczniowców i zwiedził Stocznię Gdańską, spotkał się z Lechem Wałęsą. Grass na wyróżnienie przez Komitet Noblowski musiał czekać jeszcze 18 lat.

***

Po pierwszej oficjalnej wizycie Güntera Grassa pozostały - prócz wspomnień i zdjęć - także wymierne ślady.
Jego uczestnictwo w prowadzonym przez profesor Marię Janion "konserwatorium grassowskim" na Uniwersytecie Gdańskim stało się zaczynem książki "Günter Grass i polski Pan Kichot", którą rozpoczyna zapis przeprowadzonej w czerwcu 1981 r. rozmowy z autorem "Turbota".
Pozostały też grafiki, podarowane miastu i przekazane do działu sztuki współczesnej Muzeum Narodowego w Gdańsku.
- Jeszcze jesienią 1981 r., przed wprowadzeniem stanu wojennego wystawiono je w Gdańsku - mówi Magdalena Olszewska, kustosz Muzeum Narodowego. - Po przerwie trwającej do 1993 r. kolekcja znów zaczęła być pokazywana na wystawach nie tylko w Gdańsku, ale także m.in. w Poznaniu, Olsztynie, Katowicach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki