Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Dolne Miasto było blisko zalania

Magda Popek, Paweł Rydzyński
Zalany taras żeglugi promowej przy Motławie
Zalany taras żeglugi promowej przy Motławie Przemek Świderski
W środę wieczorem mocniej zaczęły bić serca gdańszczan mieszkających na terenach w okolicy rzek i kanałów. Reporterzy "Dziennika Bałtyckiego" byli w środę wieczorem w miejscach, gdzie woda wystąpiła z brzegów lub do jej wystąpienia brakowało bardzo niewiele.

- Paniki jeszcze nie ma, ale chodzę i sprawdzam. Płot już nam urwało. Nie cały, ale duży kawał leży - mówiła pani Anna, pilnująca terenów ogródków działkowych "Waryński" na Krakowcu. - Na szczęście jest tu mało domków i jak na razie żaden nie został uszkodzony, ale tuż za ogrodzeniem mamy rzeczkę. Co jakiś czas zaglądam, czy nas tu nie zaleje. Na razie nic się nie stało, ale woda wyszła już z koryta i jest na dróżce oddzielającej rzekę od terenu działek - mówiła ok. godz. 19.

"Waryński", podobnie jak sąsiadujący z nim inny kompleks "Narwik", to najmłodsze i prawdopodobnie najnowocześniejsze działki w Polsce. Swoje ogródki mają tam działkowicze wysiedleni z Letnicy, z terenów na których teraz powstaje stadion. W zeszłym roku miasto na przysposobienie terenów na Krakowcu pod działki wydało blisko 30 mln zł.

- Dlatego nie ma co się dziwić, że ludzie się przejmują taką pogodą. W ciągu pół godziny przyjechało kilkunastu działkowców, którzy sprawdzali, czy nie doszło do zalania - dodaje pani Anna.
Stan wody rzeczki Łachy widzieliśmy na własne oczy. Staraliśmy się przejść wspomnianą przez panią Annę dróżką, ale w wielu miejscach woda już ją zalała. Szczególnie że siła wiatru byla tak duża, że nawet po łatwiejszym terenie spacer był właściwie niemożliwy.

O ile jednak niepozornie wyglądające koryto rzeki Łachy nie wyglądało szczególnie groźnie, o tyle znacznie poważniej sytuacja wyglądała na Martwej Wiśle, do której Łacha wpada na wysokości Stogów. Na rzece tworzyła się "cofka", momentami widać było wezbrane fale.

O ile na Krakowcu "cofka" nie przybierała szczególnie dramatycznego przebiegu (nad samą wodą nie ma domów, a w momencie, gdy obserwowaliśmy Martwą Wisłę, było jeszcze kilkanaście centymetrów "rezerwy"), o tyle jakieś 2-3 km dalej, w stronę Górek Zachodnich, rzeka wystąpiła z brzegów.

Podtopione zostały fragmenty ul. Kutnowskiej, idącej nad samym brzegiem. Samochodem dało się Kutnowską przejechać, ale przelewająca się przez ulicę, zbudowaną z betonowych płyt, woda podchodziła pod budynki.

O dziwo, większość okolicznych mieszkańców, z którymi rozmawialiśmy, nie wyglądała na spanikowanych. Cóż - nie ma się też co dziwić. Gdy mieszka się 10 metrów od koryta rzeki, trzeba liczyć się z zalaniem.

- Zazwyczaj woda dochodzi do płotu i się cofa. Zawsze przy dużych wiatrach tak się dzieje. W tym roku po raz pierwszy - opowiada pani Katarzyna i choć jej słowa brzmią uspokajająco, sama nerwowo wygląda przez drzwi. - Przepraszam, że tak patrzę, ale syn miał już wrócić i trochę się denerwuję. Cały czas nasłuchuję, czy jakieś drzewo tu nie spada. Na szczęście przy domu nie ma żadnego wielkiego drzewa, ale nawet gdyby któreś mniejsze się wywróciło, to szkody będą ogromne.

- Może to dziwne, ale do minipowodzi powoli się przyzwyczajamy. One zdarzają się praktycznie każdego roku, a większość domów, mimo iż znajdują się niemal przy samej rzece, stoi na minimalnym wzgórku, więc ryzyko podtopień jest w sumie niewielkie. Gorzej z drzewami. Te nie łamią się tak często. A dziś gigantyczne drzewa uginają się niemal pod kątem 90 stopni... - niepokoił się pan Michał.

Mieszkańcy ul. Kutnowskiej, choć bez paniki, w ciągu kilkunastu minut, kiedy byliśmy w tej okolicy, coraz liczniej wychodzili z domów. Z latarkami sprawdzali stan wody, w miejscach gdzie jeszcze nie wylała.

- Taki wiatr jak dziś zdarza się bardzo rzadko - mówili dwudziestoletni mężczyźni wysłani, by skontrolować sytuację. - A dopiero dochodzi dwudziesta. Jeśli tak będzie wiało całą noc, a zapowiadają, że może tak być, nie wygląda to zbyt ciekawie. Nie pamiętam takiej wichury, kiedy to ja, stukilowy chłop, obawiałbym się, czy mnie nie zwieje do rzeki.

W Górkach Zachodnich drzewa opierały się wichurze. Gdzie indziej dały jednak za wygraną. Wielkie powalone drzewa leżały m.in. przy ul. Siennej (niedaleko mostu wantowego) i w sąsiedztwie Bramy Nizinnej. Niedaleko bramy na poziom wody z niepokojem spoglądali mieszkańcy rejonów fortów (Wilk, Wyskok...) na Dolnym Mieście.

- Tak wysokiej wody nie było nawet podczas powodzi w 2001 r. - kręcili głową z niedowierzaniem.
Ale gdy opuszczaliśmy Dolne Miasto, woda była jeszcze w korycie rzeki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki