Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Alpinista żąda wyjaśnień ws. dotacji dla kitesurfera

Ewelina Oleksy
Michał Kochańczyk chce wiedzieć, według jakich kryteriów przydzielane są miejskie fundusze
Michał Kochańczyk chce wiedzieć, według jakich kryteriów przydzielane są miejskie fundusze Archiwum/Robert Kwiatek
Z prośbą o zbadanie pracy Biura Prezydenta ds. Promocji Miasta zwrócił się do radnych Michał Kochańczyk, alpinista i podróżnik. To jego reakcja na wiadomość o tym, że Jan Lisewski - kitesurfer, który na desce z latawcem bez asekuracji próbował przepłynąć Morze Czerwone i który podczas tej próby zaginął na dwie doby - za swoją nieudaną wyprawę dostanie z kasy magistratu 40 tys. zł.

Lisewski płynął jako ambasador Gdańska i zgodnie z umową, jaką zawarł z miastem, miał używać sprzętu i stroju z herbem oraz nazwą Gdańska. Choć wyprawa zakończyła się fiaskiem, to - zdaniem urzędników - Lisewski z umowy się wywiązał i deklarowaną kwotę dostanie.

Czytaj również: Kitesurfer z Gdańska odnaleziony! (ROZMOWA Z JANEM LISEWSKIM)

Michał Kochańczyk w liście, który trafił do radnych, podkreśla, że wyzwanie, którego podjął się Lisewski, poruszyło wiele gdańskich środowisk podróżniczych, górskich, żeglarskich i kajakowych. "Próby pokonania w poprzek Morza Czerwonego na kitesurfingu podjęła się osoba zupełnie nieprzygotowana, bez jakiegokolwiek wsparcia na wodzie, bez rozeznania meteorologicznego, z kompromitującym stanem wiedzy w sprawie obsługi posiadanego elektronicznego sprzętu. W dodatku osoba ta wyruszyła w morze bez uzgodnień ze stroną egipską i saudyjską, także bez wizy saudyjskiej" - tak pisze o Lisewskim Kochańczyk w liście do radnych. - "Cały ten »wyczyn« z wielkim logo miasta Gdańska (...) miał żenujący charakter, który z pewnością odbije się złowrogim piętnem na wizerunku gdańskich podróżników".

Zdaniem Kochańczyka - już poprzednia wyprawa Lisewskiego, gdy przepłynął na desce Bałtyk, była "nieodpowiedzialna i nieprofesjonalna".

- Zastanawiająca jest więc decyzja urzędników o przyznaniu 40 tys. zł za próbę przepłynięcia Morza Czerwonego. Tym bardziej że podania gdańskich alpinistów o chociażby 2 tys. zł, wyruszających na trudne himalajskie szczyty, spotykały się z odmową - wskazuje Kochańczyk i jako przykład podaje Klub Wysokogórski Trójmiasto. - Wnioski o grant od kilku lat są przez miasto odrzucane z powodu braku pieniędzy.

Kim jest Michał Kochańczyk? Przeczytaj więcej o alpiniście

Zdaniem Anny Zbierskiej, dyrektora Biura Prezydenta ds. Promocji Miasta, obawy o to, że postawa Lisewskiego źle wpłynie na wizerunek gdańskich podróżników, są bezpodstawne. - Każdy pracuje na własną markę - uważa Zbierska. Zapewnia też, że zanim miasto podpisało umowę z kitesurferem, zasięgnęło na jego temat informacji. - Byliśmy przekonani, że to osoba pełna pasji, a jednocześnie profesjonalna i odpowiedzialna. Mieliśmy więc prawo przypuszczać, że wsparcie i wykorzystanie marketingowe projektu Jana Lisewskiego będzie strzałem w dziesiątkę.

Jak podkreśla Bogdan Oleszek, przewodniczący Rady Miasta, zdanie Kochańczyka jest zgodne z opiniami radnych. - Rozmawiałem o tym z prezydentem, a interpelację w tej sprawie złożyło już dwóch radnych - mówi.

Czytaj również: Jan Lisewski: Przeć do przodu, dopóki w latawcu jest wiatr

Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta, informuje z kolei, że nie ma wyznaczonej puli pieniędzy, z której miasto dofinansowuje wyprawy gdańszczan. - Jeżeli wpływają takie zapytania, a są one sporadyczne, to każde analizujemy indywidualnie - wyjaśnia.

Co zadecydowało o tym, że Lisewskiemu przyznano aż 40 tys. zł? - Podstawowym czynnikiem, decydującym o wartości przyznanych świadczeń, jest potencjalna wartość medialna przekazu - odpowiada Pawlak.

Czytaj również: Gdańszczanin płynie przez Morze Czerwone na kitesurfingu [FILM]

Bogdan Oleszek, szef Rady Miasta Gdańska jest zdania, że powinna obowiązywać twarda zasada co do rozdawania miejskich pieniędzy: - To przyczynek do tego, by na przyszłość miasto, podpisując umowę na niemałe pieniądze, bardziej przyglądało się temu, z kim ją podpisuje i co ten ktoś sobą reprezentuje - mówi. - Zdaje się, że w tym przypadku nie wszystko zostało sprawdzone. Głos pana Kochańczyka jest dla nas o tyle ważny, że jest głosem człowieka, który wsparcia finansowego ze strony miasta nie dostał, a kto wie, czy nie powinien. To, co się wydarzyło, to nauczka i sygnał, by zmienić styl. Powinna być twarda zasada co do tego, kto od biura promocji pieniądze dostaje i dlaczego.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki