Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszkanin pochyla się nad biednym, jezuita zmienia chore struktury

O. Wojciech Żmudziński
Z ojcem Wojciechem Żmudzińskim, jezuitą, rozmawia Jarosław Zalesiński

Na stronie jezuici.pl znalazłem taką wypowiedź: po tym jak papież wyszedł do wiernych bez stuły, od razu można było poznać jezuitę. Choć tę skromność kojarzy się z duchem franciszkańskim...
Duchowość jezuicka i franciszkańska bardzo się jednak różnią. Tym, co przy pierwszej prezentacji papieża wskazywało na to, że jest on jezuitą, był sposób komunikowania z ludźmi, bardzo prosty i ludzki, na przykład słowa "dobry wieczór". Jezuici starają się mówić językiem ludzi, do których są posłani. Ten codzienny, zwykły język pozwala na rozmowę o normalnych, codziennych sprawach. Gdy zaczynamy używać formuł obrzędowości katolickiej, ten dystans bardzo się zwiększa.

Jezuici mówią bez celebry?
Ignacy Loyola zawsze zachęcał nas, abyśmy się starali znajdować "w kontekście" ludzi i mówić tym językiem, jakim oni mówią.

W takim razie końcowe słowa papieża, "do wszystkich ludzi dobrej woli", a nie do samych chrześcijan, były jezuickie...
To było błogosławieństwo skierowane nie tylko do tych, którzy są wiernymi naśladowcami Chrystusa, nie tylko do chrześcijan, ale do wszystkich ludzi dobrej woli, choćby nie wiem gdzie się znajdowali. Papież uświadomił nam w tym krótkim przesłaniu, że każdy z nas jest po to, by błogosławić.

Sam poprosił o błogosławieństwo.

Tak, zwrócił się najpierw do ludzi, aby to oni pobłogosławili jego, zanim on pobłogosławi ich. Błogosławienie nie jest więc czymś zarezerwowanym tylko dla papieża.

I nie tylko dla chrześcijan.
To właśnie jest tą ewangelizacją, do której Kościół nas dzisiaj zachęca. Abyśmy ewangelizowali nie słowem, ale pochyleniem się nad człowiekiem, który może nie mieć nic wspólnego z Kościołem. Kiedy Matka Teresa pochylała się nad kimś potrzebującym, nie przekonywała go do swoich poglądów, tylko samą postawą pokazywała, że ten biedny człowiek, kimkolwiek by on nie był, jest dla niej Chrystusem.

Jezuici mówią do ludzi, a czy także słuchają tego, co ludzie mówią do nich?
Kładzie się na to duży nacisk w formacji jezuitów. Wykłada się nam, że zanim zaczniemy mówić do człowieka, który ma inne poglądy od naszych, powinniśmy, po pierwsze, wsłuchać się i zrozumieć, co chce on nam powiedzieć, a nawet najpierw spróbować obronić jego stanowisko. Dopiero kiedy nie znajdziemy żadnego sposobu, by je obronić, możemy przedstawić nasz argument, który miałby ten inny pogląd obalić czy podać w wątpliwość.

Może to taka droga Kościoła dzisiaj w globalnym świecie?
Droga dialogu i otwarcia na człowieka, który ma coś do powiedzenia, a nie dystansowania się od każdego odmiennego poglądu.

Przypomina mi się w tym kontekście, jak rozmaity i różnokolorowy był tłum na placu Świętego Piotra.
I do ludzi tak zróżnicowanych, podzielonych światopoglądowo, także w łonie Kościoła, już święty Paweł w swoich listach pisał: nie kłóćcie się o poglądy. Chodzi o to, by sobie nawzajem służyć, chodzi o braterstwo, o którym mówił papież.

Skoro duchowość franciszkańska i jezuicka są bardzo różne, o czym zresztą powszechnie wiadomo, nie sądził ojciec, że papież przybrał imię nie od Franciszka z Asyżu, tylko od jezuity Franciszka Ksawerego albo od Franciszka Salezego?
Tak myślałem, że chodziło o Franciszka Ksawerego, ale po wypowiedzi kardynała Dolana, który potwierdził mediom, że chodzi o Franciszka z Asyżu, pomyślałem, że ma to naprawdę wielką głębię. Wybranie tego imienia pokazuje, że nie będzie to papież jezuicki, tylko papież, który chce mówić językiem całego Kościoła.

W jego różnorodności.

To Kościół, który wyciąga rękę do ubogich, ale także próbuje w sposób bardzo mądry i przemyślany zmieniać chore struktury, co z kolei należy do duchowości jezuickiej. Zmiana chorych struktur i formowanie liderów, którzy by to potrafili robić. Papież Franciszek nie jest teraz ani jezuitą, ani franciszkaninem, tylko jest papieżem wszystkich chrześcijan, jakiejkolwiek duchowości i jakiegokolwiek poglądu by nie byli.

Ale jednak wyszedł z jezuitów. Jaki to był wieczór dla tego zakonu? Dla ojca?
To był "dobry wieczór". Dobry, czyli taki, który zwiastuje, że następnego dnia wzejdzie słońce i pojawią się nowe perspektywy.

Czytaj również:

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki