Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filip Dylewicz: W tydzień zaprzepaściliśmy dziesięć miesięcy

Paweł Durkiewicz
Mimo rozczarowania na koniec sezonu Filip Dylewicz chce nadal grać w Sopocie
Mimo rozczarowania na koniec sezonu Filip Dylewicz chce nadal grać w Sopocie Przemek Świderski
Rozmowa z Filipem Dylewiczem, koszykarzem i kapitanem Trefla Sopot.

- Jeszcze niedawno wszyscy widzieli was w finale ekstraklasy, tymczasem skończyliście sezon na czwartym miejscu. Po ostatnim meczu w szatni nie było pewnie za wesoło...

- Nie mogło być inaczej. Chcieliśmy walczyć o mistrzostwo Polski. Mieliśmy wielką szansę na udział w finale, a w krótkim czasie okazało się, że zajmiemy tylko czwartą pozycję. Nie zdobyliśmy medalu, więc nie było radości, a wręcz przeciwnie - czuliśmy się zdołowani. Styl w jakim przegraliśmy tę serię o trzecie miejsce z Czarnymi Słupsk pozostawił wiele do życzenia, i to też spotęgowało nasze złe nastroje. Trochę chyba nie docierało do nas, że finał nam uciekł i trzeba było walczyć na całego o podium. Widać było, że powietrze z nas zeszło. Ja osobiście czuję wielki niedosyt - zarówno z powodu braku awansu do finału, jak i przegranej rywalizacji o brąz.

- Był taki moment w tych play-offach, gdy wydawało się, że jesteście u szczytu formy. Wyeliminowaliście w ćwierćfinale Anwil Włocławek, wygraliście pierwszy mecz półfinału w Zgorzelcu, atmosfera w zespole była bardzo dobra, a Pan notował świetne występy. Nie zgubiła was nadmierna pewność siebie?

- Myślę, że nie. Po pierwszym meczu półfinału z Turowem coś takiego nam nie groziło, bo cały czas zdawaliśmy sobie sprawę, że rywal to silny zespół, który niemal przez całą dotychczasową część sezonu spisywał się dobrze i nie przypadkowo doszedł do tego etapu rozgrywek. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężka przeprawa. Tak było do samego końca. Przegraliśmy z nimi po siedmiu meczach, ale nie sądzę, by to zbytnia wiara we własną siłę nam przeszkodziła. Zadecydowało wiele elementów - intensywność kolejnych meczów, być może za mała rotacja w zespole... Teraz możemy tylko gdybać i żałować.

- Kilka ostatnich meczów przegrywaliście małą różnicą punktów, po dramatycznych końcówkach. Po takich porażkach chyba ciężko się podnieść?

- Zdecydowanie, mniej frustrujące bywają nawet trochę wyższe porażki. Te kilka spotkań przegraliśmy jednym czy dwoma punktami i to bolało. Z drugiej strony pokazuje to, że byliśmy dla Turowa równorzędnymi rywalami i tym większy żal jest w nas, gdy teraz oglądamy w telewizji zespół ze Zgorzelca w walce finałowej z Asseco Prokomem Gdynia. Mają zapewnione srebro, walczą o złoto, a my musimy zadowolić się czwartym miejscem. Ten wynik w naszym wykonaniu, biorąc pod uwagę poprzedni sezon, nie stanowi progresu, o którym myśleli włodarze klubu i kibice.

- Sezon Trefla zaczął się od przegranych eliminacji FIBA EuroChallenge, a zakończył się rozczarowaniem w batalii o brązowy medal. W trakcie rozgrywek bywały jednak również dobre momenty i widać było, że stanowicie zgrany kolektyw.

- Moim zdaniem końcowy rezultat nie oddaje tego, co prezentowaliśmy przez większą część sezonu. Można powiedzieć, że w jeden tydzień zaprzepaściliśmy dziesięć miesięcy swojej ciężkiej pracy. Ale oceniając ten rok całościowo myślę, że stworzyliśmy niezły zespół i momentami prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Staraliśmy się pokazać, że Trefl Sopot to dobrze zbudowana drużyna z potencjałem.

- Zostanie pan w Sopocie na kolejny sezon?

- Zobaczymy. Ja nie ukrywam, że bardzo chciałbym tu pozostać, ale na razie nie rozpoczęliśmy jeszcze żadnych rozmów. Czekam na sygnał ze strony klubu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki