Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Polskich Filmów Fabularnych: Nagroda Dziennikarzy dla filmu "Róża"

Jarosław Zalesiński
"Róża" dla fanów filmów Smarzowskiego będzie, gdy trafi do kin, dużą niespodzianką
"Róża" dla fanów filmów Smarzowskiego będzie, gdy trafi do kin, dużą niespodzianką fot. materialy prasowe 36 fpff
Kolejność projekcji na festiwalu w Gdyni zawsze była dyskretną sugestią szans filmu w walce o najważniejsze nagrody. Czym projekcja bliższa końca, tym większe było prawdopodobieństwo deseru. Pokazy festiwalowe zakończyły się wczoraj filmem "Kret" w reżyserii Rafaela Lewandowskiego, ale na pewno nie ten tytuł, skądinąd ciekawie od ludzkiej i psychologicznej strony zajmujący się tematem lustracji, jest festiwalowym faworytem. Najwięcej szans dawano w piątek na giełdzie "Róży" Wojciecha Smarzowskiego.

Zobacz także: 12 filmów walczy o Złote Lwy na FPFF w Gdyni - który powinien zwyciężyć?

Na ten film jako na najlepszą festiwalową produkcję wskazali wczoraj akredytowani dziennikarze. Ale czy taki sam okaże się gust festiwalowego jury, nie sposób przewidzieć. Może wybór padnie na "Essential Killing" Skolimowskiego? Werdykty paru ostatnich lat udowodniły nieprzewidywalność głównej nagrody festiwalu. Bez pomyłki potrafiłaby je przewidzieć chyba tylko ośmiornica z gdyńskiego oceanarium, gdyby ją o to zapytano.

"Róża" dla fanów filmów Smarzowskiego będzie, gdy już trafi do kin, dużą niespodzianką. Sam reżyser przyznawał zresztą na konferencji, że nakręcił ją z potrzeby odmiany i chęci "zresetowania sobie głowy". Czymś nowym jest już to, że Smarzowski posłużył się cudzym, a nie własnym scenariuszem. Jego autor, Michał Szczerbic, opisał dramat rdzennych mieszkańców Mazur latem 1945 roku, już po przejściu frontu. Smarzowski nie nakręcił jednak filmu historycznego. Jego "Róża" to raczej saga czy przypowieść o sile miłości, z dwiema aktorskimi kreacjami: Agaty Kuleszy i - zwłaszcza - Marcina Dorocińskiego. Można zaryzykować zdanie, że to rola na główną aktorską nagrodę.

Projekcja "Róży" poprawiła nastrój tym, którzy czekali na tegorocznym festiwalu na film, który spowodowałby jakieś poruszenie, głębsze, żywsze emocje. Takich filmów było w tym roku jak na lekarstwo.

Najwięcej komentarzy budziła decyzja nowego dyrektora artystycznego o dopuszczeniu do konkursu głównego tylko dwunastu filmów, z ponad czterdziestu nakręconych od poprzedniego festiwalu.

Po obejrzeniu kompletu konkursowych obrazów mogę powiedzieć, że gdyby zrezygnować z jeszcze dwóch tytułów, nic by się złego nie stało, a nawet chyba byłoby to trafieniem w dziesiątkę. Nie udało mi się też wśród filmów zakwalifikowanych jedynie do przeglądu Panorama Polskiego Kina wyłowić takiego, który nie został zakwalifikowany do konkursu głównego z ewidentną krzywdą dla twórców (choć szkoda, że dotknęło to "Księstwo" Andrzeja Barańskiego). Nie wydaje się, by jakiś festiwalowy czarny koń nie został wypuszczony ze stajni.

Zbyt wiele tytułów, w konkursie i poza nim, było mało wiarygodnie opowiadanych. Zbyt mało budziło prawdziwe emocje. Po zakończeniu festiwalu komentować się będzie pewnie nagrody i najlepsze filmy. Ale komentarza potrzebuje także artystyczna średnia polskiego kina.

W sobotę wieczorem w Teatrze Muzycznym uroczysta gala i rozdanie nagród.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki