Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal Filmowy w Gdyni. Jak dobrze dążyć do śmiertelnej powagi

Jarosław Zalesiński
Jerzy Skolimowski odprawiony w Gdyni z kwitkiem, na osłodę dostał od jury cukierka w pozłotku w postaci nagrody specjalnej - taki nasuwa się komentarz do werdyktu jury na tegorocznym festiwalu w Gdyni.

Nie chodzi mi przy tym o to, że Złote Lwy przypadły „Body/Ciało” Małgorzaty Szumowskiej, bo to także film o dużym ciężarze gatunkowym, werdykt jury mógł więc wskazać bądź na jeden, bądź na drugi tytuł. Najbardziej przykra w sposobie potraktowania filmu Skolimowskiego w Gdyni jest protekcjonalna formuła uzasadnienia przyznanej mu nagrody: „Za oryginalność koncepcji artystycznej i profetyzm martwego piksela”. To tak jakby jury zdobyło się na sentencję nagrody dla „Body/Ciało”: „Za pokazanie złych skutków niejedzenia oraz jedzenia flaczków”. Hecne uzasadnienie nagrody dla Skolimowskiego sprawia wrażenie poklepywania reżysera po ramieniu i puszczania oka do widzów: nie mogliśmy mu jakiejś nagrody nie przyznać, ale nie traktujcie tego tak poważnie jak pozostałych wyróżnień.

Czytaj też: Zakończenie 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Złote Lwy dla filmu "Body/Ciało" [LISTA NAGRODZONYCH]

Tymczasem jeśli film Skolimowskiego czymś się na gdyńskim festiwalu wyróżnił, to nie tyle „oryginalną koncepcją artystyczną”, bo można by znaleźć dla niej w historii kina odpowiedniki, ile właśnie owym „martwym pikselem”, który jest jednym z elementów gęstej symboliki tego filmu. Dzieła kinowego, w którym spotykamy się z bardzo konsekwentną wizją świata i z próbą jego diagnozy. Tak jak w „Body/Ciało” i jak w „Intruzie” Magnusa von Horna, debiutanta, który zdobył wysoko lokującą się w festiwalowym rankingu nagrodę za reżyserię. Jego „Intruz” to powoli rozwijająca się opowieść o młodym mordercy, który po dwóch latach spędzonych w poprawczaku wraca do tej samej lokalnej społeczności. Jednak „Intruz” to przede wszystkim mogący budzić przerażenie, choć opowiedziany z zimnym spokojem (w czym reżyser ryzykuje zamęczenie widza) obraz świata niemal pozbawionego uczuć i ludzkich więzi, przede wszystkim zaś - więzi międzypokoleniowych. Dla wstępującego pokolenia nie ma już żadnych autorytetów. Co to ze sobą niesie?

Te trzy tytuły, trzy konsekwentne wizje świata, lokują się najwyżej w moim prywatnym festiwalowym rankingu. Trzeba by jeszcze powyższe uzupełnić o zdanie, że konsekwentną wizję świata zaproponował też, na swój sposób, Janusz Majewski swoimi „Excentrykami”. Autor „C.K. Dezerterów” pozostał wierny przekonaniu, że o najczarniejszych epizodach ludzkiej i polskiej historii da się opowiadać z humorem, nie tracąc pogody ducha. Na tle całego obrazu polskiego kina „Excentrycy” byli jasnym pikselem.
To przyczernione tło polskiego kina nie ma już tak ścisłego związku z polską historią. Już się tak z nią nie zmagamy, zmagając się za to z ludzką egzystencją, czego najwyraźniejszą manifestacją był serial onkologiczny kilku filmów na temat raka. „Body/Ciało”, „11 minut” i „Intruz” pokazały jednak, że poważny film robi się niekoniecznie na śmiertelnie poważny temat. Poważne dzieło kinowe to pewna wizja świata i jego diagnoza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki