Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Dariusza Szretera. Psioczono, ale oglądano, przeżywano, komentowano, czyli za co należy docenić "Osiecką"

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Na TVP wylano, całkiem słusznie zresztą, wiadra pomyj. Nic zatem dziwnego, że kiedy raz na Kurski rok usiłują nam tam zaserwować coś na kształt szarlotki, talerzyk sprawia wrażenie zarzyganego.

Serial „Osiecka” można uznać za sukces, mimo towarzyszącego mu powszechnego wybrzydzania. A może nawet właśnie z jego powodu. Konstytutywną cechą polskości nie jest bowiem, jak chce nam wmówić Jarosław Kaczyński, przywiązanie do Kościoła katolickiego, ale potrzeba nieustającego narzekania. „Jak Polak nie narzeka, to znaczy, że nie kocha” - możnaby strawestować niesławne maczystowskie porzekadło. I tak było teraz: psioczono, ale oglądano, przeżywano, komentowano.

Zgoda - scenariusz był skrótowy, chwilami nawet plakatowy, ale jak inaczej w 13 odcinkach przedstawić cztery dekady żywota barwnego i niebanalnego? Że bohaterka pokazana niemal wyłącznie przez pryzmat związków z mężczyznami i piosenek? A czy nie to było w jej życiu najważniejsze? Że na okrągło grzeje wódę? Powiedzcie zatem jak w kraju, gdzie zasadniczo dużo się pije, w inny sposób dobitnie pokazać, że ktoś ma problem alkoholowy?

Poza przyzwoitym aktorstwem i słyszalnymi dialogami (a to już prawdziwa rzadkość w polskim filmie) należy docenić dwie rzeczy. Twórcom udało się wiarygodnie sportretować Osiecką jako osobę, mimo niełatwego charakteru, jasną, pozytywną, i do tego sympatyczną. I druga sprawa - z punktu widzenia obowiązującego ideolo wręcz niebywała – telewizja Kurskiego nobilitowała peerelowskie elity kulturalne, z założenie podejrzane, bo funkcjonujące w ramach tamtego systemu i jakoś układające się z ówczesną władzą. Pewna moja przyjaciółka, zagorzała antykomunistka, stwierdziła nawet, że po tym serialu inaczej już patrzy na Daniela Passenta.

A co do drobnych przekłamań faktograficznych, to jako mieszkaniec Trójmiasta gotów jestem wybaczyć przeniesienie redakcji „Głosu Wybrzeża” z Targu Drzewnego na Główne Miasto i machnąć ręką na spacer po niby-sopockiej plaży, z dźwigami gdańskiego portu widocznymi od strony Gdyni. Tym, czego zaakceptować nie mogę jest scena rozmowy z władzami miasta w sprawie siedziby Teatru Atelier. I nie chodzi o to, jak przedstawiono Jana Kozłowskiego, ale sugestię, że ktoś myślał o otwarciu w Sopocie wypożyczalni kajaków(!) i liczył, że można na tym zrobić biznes. W taką bzdurę nawet nałogowy oglądacz TVPiS nie uwierzy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki