Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fałszywi wolontariusze na ulicach Gdyni! Zbierają pieniądze, aby dzieci „nie marzły”

(JD)
Policjanci proszą, aby w przypadku zauważenia oszustów zawiadomić ich, a na miejsce od razu podjedzie najbliższy radiowóz.
Policjanci proszą, aby w przypadku zauważenia oszustów zawiadomić ich, a na miejsce od razu podjedzie najbliższy radiowóz. Krzysztof Kapica
Kolejni oszuści rozkręcają właśnie przestępczy proceder na ulicach Śródmieścia Gdyni. Tym razem podszywają się pod wolontariuszy, przedstawiają za reprezentantów fundacji, która nie istnieje i zbierają funduszy na docieplanie Domu Dziecka, jaki dawno już w tym mieście zlikwidowano.

Były już szeroko opisywane przez nas oszustwa „na wnuczka”, „na policjanta”, czy na „dalekiego, ubogiego krewnego”, ale, jak się okazuje, wyłudzacze pieniędzy ciągle wykazują się fantazją. Tym razem postanowili żerować na dzieciach. Pan Michał z Warszawy, który zaalarmował nas o problemie, spotkał wczoraj przed południem na ul. Świętojańskiej dwie młode kobiety, przedstawiające się jako wolontariuszki „Fundacji Pomocy”.

Czytaj: Regionalny system ostrzegania przed oszustami działającymi „na wnuczka” na Pomorzu

- Były ubrane w białe koszulki, miały zawieszone na szyi identyfikatory, a w ręku puszki – mówi pan Michał. - Z rozbrajającym uśmiechem na ustach zaczepiły mnie i poprosiły o datek na „docieplanie gdyńskiego Domu Dziecka, w którym zimą marzną dzieci”. Miałem przy sobie jedynie jakieś drobne i kartę bankomatową. Wrzuciłem do puszki dwa złote. W zamian chciały dać mi jakiś długopis, ale podziękowałem za to, bo się spieszyłem.

Pan Michał przez cały, wczorajszy dzień bił się jednak z myślami i zastanawiał się, dlaczego w Gdyni „dzieci marzną w Domu Dziecka”.

- Jestem wrażliwą osobą i w końcu doszedłem do wniosku, że tak przecież być nie może – mówi pan Michał. - Było mi głupio, że przekazałem tylko dwa złote, bo dobrze zarabiam i stać mnie byłoby na większy datek, gdybym akurat miał przy sobie gotówkę. Po powrocie do hotelu, w którym przebywam na czas delegacji, postanowiłem, że postaram się wpłacić większy datek przez internet. Przecież taka fundacja, skoro prowadzi zbiórkę, musi mieć jakąś witrynę, rachunek bankowy.

Czytaj także: Oszukują "na wnuczka" w Gdyni

Pan Michał włączył laptopa i wszedł w przeglądarkę, ale sytuacja z minuty na minutę zaczęła robić się coraz bardziej kuriozalna.

- Okazało się, że taki twór, jak „Fundacja Pomocy”, nie istnieje – mówi. - W Krajowym Rejestrze Sądowym o podobnej nazwie znalazłem jedynie Fundację Pomoc. Być może przesłyszałem się na ulicy, gdy wolontariuszki podawały nazwę, ale jest to raczej wątpliwe. Fundacja Pomoc zarejestrowana jest bowiem w Krapkowicach w województwie opolskim. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że wolontariusze z drugiego końca Polski przyjechali do Gdyni, aby zbierać fundusze na „docieplanie Domu Dziecka” w tym mieście.

Mieszkaniec Warszawy zdziwił się jednak jeszcze mocniej, gdy na miejskiej witrynie www.gdynia.pl w ogóle nie znalazł adresu Domu Dziecka w Gdyni.

- Zrozumiałem wtedy, że zostałem nabity w przysłowiową butelkę – mówi pan Michał.

Biznesmen z Warszawy opisuje „wolontariuszki” jako atrakcyjne, młode kobiety ze śniadą karnacją.

- Mogły mieć coś w okolicach dwudziestu lat, ale na pewno nie więcej, niż trzydzieści – mówi pan Michał. - Mimo nietypowej jak na nasz kraj aparycji jest mocno wątpliwe, aby były cudzoziemkami. Świetnie władały językiem polskim, miały poprawny akcent.

Czytaj także: Dom Dziecka w Gdyni do likwidacji

Agata Grzegorczyk, rzecznik Urzędu Miasta Gdyni, potwierdziła nam, że gdyński samorząd nie prowadzi obecnie w Gdyni Domu Dziecka. Taki obiekt, funkcjonujący dawniej przy ul. Demptowskiej, został zlikwidowany przeszło siedem lat temu. Jest więc jasne, że „wolontariuszki” nie mogły zbierać funduszy na „docieplanie Domu Dziecka”, aby „dzieci nie marzły”, tylko wyłudzone na ulicy pieniądze schowały do własnej kieszeni. Mimo że datki przekazywane im były dobrowolnie i wprowadzonym w błąd osobom nikt noża do szyi nie przykładał, aby zasiliły puszkę, okazuje się, że nawet w takim przypadku młode kobiety ponieść mogą konsekwencje karne. I to poważne.

- Takie zachowanie kwalifikowane jest jako doprowadzenie drugiej osoby do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem, czyli krótko mówiąc, oszustwo – mówi Krzysztof Kuśmierczyk, rzecznik gdyńskiej policji. - Czyn taki zagrożony jest karą ośmiu lat więzienia. Jeśli ktoś spotka tego typu „wolontariuszy” na ulicy, to apelujemy, aby natychmiast wybrał na klawiaturze telefonu komórkowego numer 112 i nas zawiadomił. Spotka się to z naszą właściwą reakcją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki