Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Exodus z oblężonego kraju. Ukraińscy uchodźcy szukają schronienia w Polsce

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Na zdjęciu Maksym Sliazin, ukraiński pastor z  Kościoła Chrześcijan Baptystów w Gdańsku. Wiezie uchodźców z Ukrainy
Na zdjęciu Maksym Sliazin, ukraiński pastor z Kościoła Chrześcijan Baptystów w Gdańsku. Wiezie uchodźców z Ukrainy materiały prywatne M. Sliazina
W Gdańsku uchodźców przyjął m.in. Kościół Chrześcijan Baptystów. Wspólnota informuje, że przez jej centrum przeszło 88 osób (stan z czwartku, 3 marca). Maksym Sliazin jest pastorem, który należy do tej wspólnoty, pomagał uchodźcom na granicy. Woził ich od przejścia granicznego do punktu przejściowego, a potem rozwoził do wielu miejsc w Polsce. Dzięki niemu część Ukraińców dotarła do Gdańska. Rozmawiamy z Maksymem Sliazinem.

Następnego dnia po wybuchu wojny na Ukrainie, z Gdańska pojechał pan na granicę polsko-ukraińską, żeby pomagać swoim rodakom uciekającym przed wojną. Co dokładanie pan robi?

Pojechałem do Chełma w województwie lubelskim, w którym działa nasza wspólnota. Zorganizowaliśmy tam punkt przejściowy i przywozimy do niego uchodźców, którzy przekroczyli granicę w Medyce. Przypomnę, że Chełm jest oddalony o ponad 190 km od granicy, więc to dość blisko. W tym punkcie w Chełmie ludzie mogą odpocząć, wykąpać się, coś zjeść i przygotować się do dalszej podróży. Stamtąd rozwozimy ich po całej Polsce albo też dowozimy na dworce kolejowe, np. w Warszawie lub Lublinie, z których darmowym pociągiem mogą pojechać do innych miast, tam na nich czekają konkretne, umówione osoby. W ramach naszej działalności, tylko do Gdańska w ciągu zaledwie kilku dni dotarło około stu osób. Ci uchodźcy są pod opieką naszej wspólnoty i w kolejnym etapie będziemy im szukać jakichś mieszkań, pokoi. Ja sam przyjmę do swojego mieszkania dwie rodziny. Właściwie wszyscy moi znajomi Ukraińcy kogoś przyjmą do siebie, najczęściej swoich krewnych z Ukrainy, ale oczywiście nie tylko.

Gdy tak rozmawiamy, słyszę, jak płaczą dzieci.

Słychać płacz, bo są tu głównie dzieci i kobiety. Budynek w Chełmie jest przepełniony. Układamy materace, gdzie się da. W kaplicy, na balkonie, wszędzie... Zajętych jest ponad 200 miejsc, na których można się położyć. Jednych przywozimy, innych odwozimy, cały czas jest rotacja ludzi. Uchodźcami zajmują się wolontariusze, niektórzy z nich nie spali od ponad doby.

Od ubiegłego piątku do wtorku, ile przejechał pan kilometrów? Rozwozi pan uchodźców prywatnym autem?

Tak, mam zwykłe osobowe auto, passata combi. Myślę, że w ciągu tych kilku dni przejechałem około 4,5 tys. km. Właściwie cały czas jestem w trasie. Mam sygnały, że wiele osób chciałoby się włączyć w to rozwożenie ludzi, ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Ja jestem duchownym w Gdańsku, poza tym dorabiam sobie, prowadząc własną działalność, mogłem to zostawić i się zaangażować. Ale muszę podkreślić, że nie działam sam, pomaga mi wiele osób.

Kogo zabieracie z przejścia granicznego? Czy to są przypadkowe osoby, które akurat przekroczyły granicę?

My akurat zabieramy konkretne osoby. Kościół baptystów na Ukrainie jest bardzo duży i mocno zaangażował się w akcję pomocową. Otrzymujemy informacje z kościoła na Ukrainie, kto jest na granicy i czeka na transport i kogo zabrać. Mamy kilku kierowców, są też ludzie, którzy całe to przedsięwzięcie koordynują. Natomiast na granicę jeździ teraz bardzo dużo wolontariuszy, współpracujących z różnymi stowarzyszeniami czy fundacjami. Jeżdżą też osoby indywidualne, niedziałające w żadnych organizacjach. Te osoby, zupełnie spontanicznie, z potrzeby serca pojechały na granicę w ciemno, z myślą, że zabiorą kogokolwiek. Ci ludzie czasem trzymają kartki z napisem, że przejmą do siebie rodzinę z Ukrainy. Tak było przede wszystkim w tych pierwszych dniach po wybuchu wojny. Teraz od granicy niemal bez przerwy jeżdżą autobusy, zaangażowała się m.in. straż pożarna, wojsko. Wszystko jest dobrze zorganizowane, uchodźcy nie mają problemu, żeby stamtąd się wydostać i pojechać w głąb Polski. Nawet ostatnio nie musiałem pojechać na granicę, wolontariusze, którzy tam działają zaoferowali, że sami dowiozą do nas rodziny.

Domyślam się, że najczęściej wozi pan matki z dziećmi, bo mężczyźni w wieku poborowym, czyli 18-60 lat, ze względu na stan wojny muszą pozostać na Ukrainie.

Tak, mężczyzn jest niewielu. Kilka dni temu wiozłem dwóch chłopców, którzy mieli około 12 lat. Jechali bez rodziców. Rodzice wysłali ich do wujka w Polsce, sami nie przekroczyli granicy. Wiozłem też kobiety z dziećmi, jedna z nich była w ciąży. Chociaż niedługo spodziewa się trzeciego dziecka, jej męża nie puścili do Polski.

Co mówią ludzie, których pan wozi? Jakie są pana obserwacje?

To jest prawdziwy exodus, ucieczka z oblężonego kraju. Na granicy spotykamy ludzi z całej Ukrainy, ze wszystkich regionów. Ucieka cała Ukraina. Niektórzy wręcz desperacko uciekają. Była tu kobieta z trojgiem dzieci, której mąż zmarł i pozostawił auto. Ona, nie mając prawa jazdy, wsiadła do tego auta. I tak jak potrafiła, pojechała do granicy i ją przekroczyła. Jej strach przed wojną był większy niż strach przed nieumiejętnością prowadzenia auta. Nie mówiąc już o służbach drogowych, bo teraz nikt nie sprawdza prawa jazdy. Oczywiście pomożemy tej kobiecie znaleźć schronienie. Gdy tak wożę tych ludzi, to mijam same auta z rejestracjami ukraińskimi, wszystkie są przeładowane. Któregoś dnia pojawiła się nieprawdziwa informacja, że z Warszawy wyjeżdża ostatni pociąg, którym uchodźcy mogą jechać bezpłatnie. Wiozłem dwie kobiety i czworo dzieci, i bardzo się spieszyłem na ten niby ostatni pociąg. Nie zainstalowałem fotelików, żeby w aucie było więcej miejsca. W normalnej sytuacji te foteliki by były. No i zatrzymała nas policja. Dostałem mandat za przekroczenie prędkości, który oczywiście mi się należał. Policjant mógł mnie jeszcze ukarać za brak fotelików, ale zapytał tylko, czy wiozę uchodźców. A gdy powiedziałem, że tak, to od razu mnie puścił.

Niektórzy uchodźcy do granicy idą pieszo, widzimy takie obrazki w telewizji. Dlaczego? Nie mają jak dojechać?

Różnie z tym bywa. Niektórzy nie mają transportu, ale najczęściej te osoby nie chciały stać w gigantycznym korku przed granicą. W tych pierwszych dniach stało się w nim kilka dni. Często było tak, że mężczyzna dowoził rodzinę do jakiegoś punktu przed granicą. A pamiętajmy, że mężczyźni w pewnym wieku nie są przepuszczani przez granicę. A więc zawozili żonę i dzieci, żegnał się z nimi i zawracał. Kobieta z dziećmi ten odcinek do granicy szła już pieszo. Mój teść ze swoją żoną, córką i wnuczką wyjechał ze Lwowa w piątek, a dopiero we wtorek udało mu się dotrzeć do przejścia w Medyce. Tylko kobiety mogły przekroczyć granicę, teść musiał zawrócić. Teraz ja zajmę się teściową i jej rodziną. Wiozłem też dwie kobiety, które wyjechały ze Lwowa taksówką. Taksiarz zażądał od nich 300 dolarów, co jest horrendalną sumą. To był dzień, w którym korek do granicy miał 30 km. Wobec tego kierowca zaoferował, że zawiezie je bocznymi drogami, ale za to miały jeszcze dodatkowo dopłacić. I one oczywiście zapłaciły. Kierowca z powodu zatoru na drodze i tak nie dowiózł ich do samej granicy, musiały przejść pieszo 17 km.

Czy ten korek jest spowodowany jedynie tym, że tak dużo ludzi chce opuścić Ukrainę?

W najbliższym czasie granicę może przekroczyć ponad milion osób. Mamy szacunki, że tyle ludzi może czekać na przejście przez granicę. Zatory są więc czymś oczywistym. Natomiast rzeczywiście było też tak, że ukraińska straż graniczna, przynajmniej w tych pierwszych dniach, nie dość płynnie przepuszczała ludzi. Nie wiemy, dlaczego. Korek był jedynie po stronie ukraińskiej. Być może ta sytuacja się poprawi. Ukraińcy uciekają też przez inne granice – mołdawską, słowacką, węgierską i rumuńską. Uchodźcy najczęściej mają przy sobie jedynie niewielki bagaż podręczny. Nie widziałem, żeby ktoś miał więcej walizek czy żeby jechał z jakimś większym ładunkiem.

Te osoby do ostatniej chwili myślały, że nie będą musiały uciekać?

Tak. Sądziły, że jakoś uda im się przeczekać atak, że może nie będzie tak źle. Uważały, że ta wojna będzie się rozgrywać gdzieś obok nich, że będą w niej walczyć żołnierze, a zwykłych ludzi wojna ominie. Nie mieściło im się w głowach, że wojna może wkroczyć na przedproża ich miast. Oczywiście, Ukraińcy od dawna czuli niepokój, bo przecież w stanie zagrożenia żyją od lat, ale starali się zachowywać spokój, nie wpadać w panikę. To się nagle zmieniło, gdy wojska rosyjskie zaczęły ostrzeliwać ich budynki, a do ich mieszkań wpadały pociski. Ci ludzie widzieli na ulicach zabitych i rannych. To był dla nich szok. Niektóre rodziny, tak jak stały, spakowały torbę, i uciekły.

W nieznane.

Tak. I to, obok lęku o życie, jest drugim ich największym lękiem. Co prawda niektórzy uchodźcy udają się do rodzin w Polsce, ale część z nich nie ma tu krewnych. Ci ludzie jadą do obcego państwa z jakimś małym tobołkiem. Nie wiedzą, gdzie będą mieszkać, u kogo i jak długo. Nie wiedzą, z czego będą żyć, co będą w ogóle robić, co z nimi będzie. Przecież to jest sytuacja traumatyczna. A przypominam, że to są kobiety i dzieci. One nie wiedzą, co ich spotka na obczyźnie i jednocześnie boją się o swoich mężów i ojców, którzy pozostali na Ukrainie. Niektóre Ukrainki nie zdecydowały się na wyjazd. Bardzo często tłumaczyły to tym, że nie chciały rozstawać się z mężem czy na przykład z dorosłym synem. Mamy sygnały od takich rodzin, one są teraz w bardzo trudnej sytuacji, bo wokół ich miast toczą się działania wojenne.

Czy starsze osoby też uciekają?

Wiozłem kobiety, które mogły mieć około 70 lat. Dla nich to jest sytuacja przerażająca. To osoby, które najczęściej nigdy nie były za granicą, nigdy nigdzie nie wyjeżdżały. Teraz, na starość, trudno im zmierzyć się z tak dużą zmianą. Trudno im zostawić wszystko i jechać do innego państwa. Zauważyłem coś jeszcze. Uchodźcy często mają nadzieję, że ta sytuacja potrwa krótko. Oni myślą, że w Polsce przeczekają te najcięższe chwile wojny i że zaraz wrócą do swoich domów. Oni mówią: jak się uspokoi, to wracamy. Ta myśl dodaje im otuchy. Ale ta wojna może trwać długo, bardzo długo. Nawet jeśli już nie będzie słychać strzałów czy wybuchów, nawet jeśli ustaną działania zbrojne, to stan chaosu i zagrożenia może trwać latami. Może się okazać, że ci ludzie nie będą już mieli domu, że nie będą mieli do czego wracać, bo kraj będzie zdewastowany. Chciałbym, żeby tak się nie stało. Niestety, mam pewne doświadczenia, które sprawiają, że patrzę na tę sytuację z obawami. Mieszkałem w Donbasie i w 2014 r. uciekłem z tego regionu do Polski, zamieszkałem na Pomorzu. Na wschodzie Ukrainy ten stan zagrożenia trwał od 8 lat, a teraz mamy pełnoskalową wojnę w całym kraju. Boję się, że to, co widzimy teraz, to wstęp do jeszcze bardziej krwawej i brutalnej wojny. Może się okazać, że z Ukrainy wyjedzie kilka milionów uchodźców.

Wiele wskazuje na to, że powinniśmy się nastawić na długofalowe udzielanie pomocy uchodźcom. Na pomocy żywnościowej i mieszkaniowej może się nie skończyć.

Niestety tak. Wracam do Gdańska, żeby tym uchodźcom, którzy tam czekają, znaleźć bezpieczne miejsce, żeby mogli zaspokoić podstawowe potrzeby. To plan na teraz. Ale w kolejnym etapie trzeba będzie pomyśleć o szerszym wsparciu dla tych rodzin. Trudno oczekiwać, żeby kobieta wychowująca małe dzieci poszła do pracy. Wśród uchodźców dużo jest dzieci, i to w różnym wieku. Jeśli nie będą mogły wrócić na Ukrainę, to trzeba będzie im tu zorganizować system edukacji.

(cała rozmowa z Maksymem Sliazinem w piątkowym papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego")

Możesz wesprzeć uchodźców, którymi zaopiekował się Kościół Chrześcijan Baptystów w Gdańsku. Szczegółowe informacje, jak pomóc Ukraińcom na https://www.facebook.com/gdansk.baptysci

Jak pomóc uchodźcom z Ukrainy
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki