Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Kasprzyk szczerze o swoich rolach i życiu prywatnym [ROZMOWA]

Grażyna Antoniewicz
Ewa Kasprzyk  opowiada o swoich rolach, ale nie tylko
Ewa Kasprzyk opowiada o swoich rolach, ale nie tylko Grzegorz Mehring/Archiwum
Gdy opuszczała Gdańsk dla stolicy, siedziała na dachu starej Warszawy, a fani obwozili ją po mieście. Teraz mówi, że znów czas na zmiany. O Ewie Kasprzyk i jej książce "Mił.ość" - pisze Grażyna Antoniewicz

Ewy Kasprzyk przedstawiać nie trzeba - przez 16 lat była aktorką Teatru Wybrzeże, a obecnie związana jest z warszawskim Teatrem Kwadrat. Ma na koncie wiele znakomitych ról filmowych i teatralnych.

"30 lat temu, kiedy dopiero marzyła o zostaniu aktorką, napisała na kartce - miłość. Kilkanaście miesięcy temu odnalazła pożółkłą stronę z zeszytu. Stąd tytuł książki. Jest to podróż - w głąb siebie, do zdarzeń i ludzi, które nierozerwalnie kojarzą się jej z miłością. Dowiemy się, w kim tak bardzo była zakochana, że - paląc miłosne listy na wykładzinie w akademiku - omal nie wywołała pożaru? Jak wyglądało pierwsze spotkanie Ewy Kasprzyk i jej męża Jerzego, który przekonany był, że zakochał się w wyczynowej pływaczce?" - pisze we wstępie współautor książki pt. "Mił.ość" Marcin Kędziak.

- Miłość - miły, miło, miłe chwile, ale kiedy ością staje w gardle, to można się od niej udusić - mówi aktorka.
W swojej książce opowiada o rolach (ulubionych i wymarzonych), ale nie tylko. Dowiadujemy się, że kocha morze i latanie samolotami. To nie jest jednak zwykła, banalna, biografia. Nie brak zabawnych anegdot z planu filmowego i życia, refleksji, nieznanych faktów. Ale Ewa Kasprzyk zaledwie na moment odsłania kurtynę i nie zdradza wszystkich swoich tajemnic.

- Do napisania tej książki zainspirował mnie Marcin Kędziak. Po wywiadzie, który przeprowadził ze mną, był ciekaw, czego mógłby się jeszcze o mnie dowiedzieć - mówi. - Sprowokował mnie do bycia w miejscach, które są dla mnie ważne, czyli dom rodzinny, moje studia, pierwsza praca, Teatr Wybrzeże. Potem jest warszawski okres, podróże do Nowego Jorku.

Ewa Kasprzyk w Teatrze Wybrzeże była gwiazdą, grała główne role, ale przyjęła propozycję angażu w Warszawie.

-Jak Panią żegnał Gdańsk? - pytam.

- Fantastycznie, miałam swój fanklub, moi fani wynajęli starą warszawę. Siedziałam na dachu auta, a oni wozili mnie po Gdańsku, taki symboliczny żarcik, że ja jadę do Warszawy warszawą - piękne, szalone.

- Ale ryzykowne...
- Skakałam ze spadochronem i nic się nie stało, to z dachu auta nie mogłam spaść.

- Równie spontanicznie zareagowali koledzy w teatrze.
- Grałam w sztuce "Bidermann i podpalacze" i wychodziłam na scenę z walizką. Na ostatnim spektaklu wstawili walizkę, na której napisali "Ewo, wracaj do nas" - to było wzruszające.

- Czy decyzja o odejściu była łatwa?

- Nie, ale ciekawość czegoś innego zwyciężyła. Nie jest łatwo, nie będąc już młodą aktorką, mając pewien dorobek, zostawić dom i miejsce, gdzie było komfortowo, bezpiecznie, gdzie człowiek się zasiedział. Nie było łatwe, jak się potem okazało, odnalezienie się w Warszawie. Trochę to trwało, teraz myślę, że znowu się zasiedziałam w tej Warszawie, w tym teatrze - może pora pomyśleć o zmianie.

- W tamtych gdańskich czasach spotykały Panią różne oznaki sympatii i uwielbienia.
- Bywa tak do dzisiaj, po ostatnim spotkaniu w klubie Empik okazało się, że istnieje fanklub filmu "Kogel mogel" - zjawili się tam ludzie, którzy cytowali całe fragmenty filmu i byli szczęśliwi, że mogą się ze mną spotkać. Takie spotkania dają niesamowitą, pozytywną energię, człowiek wie, że to, co robi, nie jest ludziom obojętne. Grałam w filmach, byłam rozpoznawalna, ale dopiero serial daje popularność. Kiedy pojawiłam się w "Złotopolskich", pisali do mnie różni ludzie. Niektórzy panowie się oświadczali. Kiedyś napisał do mnie marynarz: "Ilono, kobieto z ikrą, chciałbym, żebyś wyszła za mnie za mąż". Nie traktuję takich wyznań poważnie, ale do dziś mam różne zaproszenia na randki, spotkania i to jest miłe.

Ewa Kasprzyk znana jest z tego, że się spóźnia. Słynna jest anegdota, jak to Krzysztof Babicki reżyserował sztukę, a aktorka spóźniła się na próbę, tłumacząc, że koło pękło w aucie. Reżyser zapytał: - Które? - Boczne - odpowiedziała pani Ewa.
Zawsze się spóźniała i zawsze wymyślała jakieś historie - a to, że rury pękły w domu i hydraulik musi przyjść, a to, że policja ją zatrzymała. Czy aktorka już się z tego spóźniania wyleczyła?
- Cóż, nic się nie zmieniło, zdarza mi się to nagminnie. Wiem, to jest straszna cecha. Wszyscy myślą, że to brak szacunku, ale tak nie jest. Ja po prostu mam nadmiar rzeczy do zrobienia. Nieraz zaśpię, mam dużo obowiązków, ale naprawdę to nie jest wynik mojej arogancji.

Niewiele osób wie, że w Gdyni Ewa Kasprzyk ma swój dom.
- Alina Janowska zawsze mówiła o mnie: "ta aktorka z Gdyni". Przez całe lata grania w "Złotopolskich". To dlatego, że spóźniłam się na plan, kiedy był mój pierwszy dzień zdjęć. Samolot nie wyleciał z Gdańska o czasie. Nieźle jak na początek, a ona czekała, bo miałyśmy wspólne sceny. I tak mnie zapamiętała.
Wśród opowieści i wspomnień pojawiają się koledzy z Teatru Wybrzeże. - Dorota Kolak, z którą pracowałam w Teatrze Wybrzeże, powiedziała mi, kiedy zaczęłam grać w filmach: "Wiesz, no wszystko ci, kurczę, wybaczam, ale tego, że grasz w filmach nie mogę". Dzisiaj ona gra w filmie. I ja jej wybaczam. Spotkałyśmy się na planie "Przyjaciółek" i zaczęłyśmy się śmiać. Dorota mówi: "Ja to gram tylko matki lumproletariatu. Ubierają mnie w lumpeksie, nikt nie charakteryzuje, staję przed kamerą i kręcą".

Co na to pani Ewa? - "Ty grasz matki a'la Psychoza Hitchcocka, a ja jestem brana jako matka luksusowa" - odpowiedziała.
Aktorka wspomina też o groźnym wypadku, który zdarzył się w Teatrze Wybrzeże. - Grałam wtedy w "Biesach" Dostojewskiego. Scenografię tworzyły zastawki, które jeździły z góry na dół. Ja jako Liza, w białym gorsecie, zjeżdżałam z góry na kanapie i nagle zastawka uderzyła mnie w twarz, źle wyliczyli. Wstałam i wybiegłam za kulisy, zalana krwią, a reżyser Krzysztof Babicki, tylko pytał: "Czy ty możesz grać?". Ja cała w lodzie, zalana krwią, a on: "Ale czy ty możesz grać, bo publiczność tam czeka na ciebie, rozumiesz?". Poszłam, grałam. Taki job.

Te i inne ciekawe opowieści znajdziemy w tej książce. Ewa Kasprzyk, szczera aż do bólu, opowiada o sobie, ale wiadomo, nie wszystko - zbyt wiele się działo, tyle ról, zdarzeń.

O, choćby taka anegdota nie weszła do książki. Pani Ewa grała wtedy w Gdańsku Kleopatrę.
- Leżeliśmy z Antoniuszem na podium, nieruchomo. Dotykając się czubkami palców, czekaliśmy, aż publiczność zajmie miejsce - wspomina. - Nie zdradzę tajemnicy, gdy powiem, że Antoniusz, czyli Staszek Michalski, nie nauczył się roli. Wszędzie, poprzypinane pinezkami do podłogi, były więc karteczki z tekstem. Pamiętam scenę, kiedy przekazywano mi list od Antoniusza. Mówiłam: "Jeśli to miłość, to powiedz!". I oczywiście, zamiast odpowiedzi - pauza, bo mój partner zapuszczał żurawia do tekstu. Któregoś dnia przyszła sprzątaczka i przed spektaklem pozamiatała te kartki. Przeżyliśmy horror.

Grając Kleopatrę, nie zmieniła koloru włosów. - Nie przywiązywaliśmy bowiem wagi do wizerunku ciemnowłosej Kleopatry, który utrwaliła Elizabeth Taylor - mówi i dobrze pamięta pracę nad tą dość kontrowersyjną rolą. - Łamałam sobie głowę, bo należało zachować coś z majestatu królowej, a jednocześnie być kusicielką i zagrać zrozumiale dla współczesnego widza.

Wkrótce Teatr Kwadrat przyjeżdża na gościnne występy do Trójmiasta, a z nim oczywiście Ewa Kasprzyk.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki