Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Europa ojczyzn bardziej niż Europa regionów

Redakcja
Jan Kozłowski
Jan Kozłowski
Z Janem Kozłowskim, marszałkiem województwa pomorskiego, kandydatem PO do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Barbara Szczepuła

Nie boi się Pan?
Czego?

Konkurencji.
Trochę. PO ma silną listę.

Janusz Lewandowski - poseł z pięcioletnim doświadczeniem w Parlamencie Europejskim, były szef Komisji Finansów. Ma się czym pochwalić...
Janusz Lewandowski bez wątpienia należy do elity naszych eurodeputowanych, obok Jerzego Buzka czy Jana Olbrychta, byłego marszałka województwa śląskiego. Wiem, co mówię. Jako prezes
Związku Województw wielokrotnie bywałem w Brukseli.

Tak go Pan chwali, a to przecież Pana konkurent. Polityka miłości?
Mam nadzieję, że tym razem zdobędziemy dwa mandaty.

Pięć lat temu profesor Synak zebrał więcej głosów niż Anna Fotyga z PiS, a jednak to ona weszła do PE. Taką mamy ordynację wyborczą. Nową prezydent zawetował.
Liczyłem na nową ordynację, ale tak czy owak będziemy się starali zdobyć te dwa mandaty. To byłoby rozwiązanie optymalne. Z jednej strony - doświadczony europoseł Janusz Lewandowski, który od środka zna unijne mechanizmy, z drugiej - doświadczony samorządowiec

…Jan Kozłowski, któremu dwa lata temu miesięcznik "Forbes" nadał tytuł Człowieka Roku. W tym samym roku dostał Pan "samorządowego Oscara" - nagrodę imienia Grzegorza Palki. Jest Pan prezesem Związku Województw i członkiem komisji wspólnej rządu i samorządu terytorialnego. Nie żal Panu tego wszystkiego rzucać?
Jestem marszałkiem już drugą kadencję. Dwie kadencje to, moim zdaniem, w sam raz. Później zaczyna się rutyna. Prezydentem Sopotu też byłem dwie kadencje i uznałem, że to dość, trzeba ustąpić miejsca innym. Potem zostałem wiceministrem sportu w rządzie premiera Buzka. Tak więc teraz zacząłem się zastanawiać, co dalej, i stąd decyzja o kandydowaniu. Chcę swoje doświadczenie spożytkować w Brukseli. Mam na myśli przede wszystkim sprawę wykorzystania funduszy unijnych. Na tym rzeczywiście się znam.
Jest jeszcze Jarosław Wałęsa. Może się okazać "czarnym koniem" tych wyborów.
Nazwisko robi swoje. A poza tym Jarosław jest młody, zdolny, rozsądny i ma swój elektorat. Oceniamy, że Janusz Lewandowski ma szanse zostać unijnym komisarzem. Gdyby tak się stało, na jego miejsce wszedłby następny poseł z listy PO - może właśnie Jarosław Wałęsa? Nie uprzedzajmy jednak faktów. Na razie szykujemy się wszyscy do kampanii.

Nasz region rozwijał się pod Pana rządami. W latach 2004 - 2006 na mieszkańca Pomorza przypadało najwięcej w Polsce środków z funduszy europejskich. Jesteśmy jedną z lokomotyw w kraju. A co będzie, jeśli bez Pana ta pędząca lokomotywa wypadnie z torów?
Jeśli zostanę wybrany, będę rekomendował na swoje miejsce obecnego wicemarszałka, Mieczysława Struka, wieloletniego, bardzo doświadczonego samorządowca, byłego burmistrza Jastarni. A rzeczywiście było tak, jak pani przypomniała. W okresie 2004 - 2006 udało się nam zdobyć 4,5 miliarda złotych i byliśmy liderem. Ale plan na 2007 - 2013 to ponad 22 miliardy złotych! Niektóre projekty są już zaakceptowane, na przykład kolej metropolitalna. Za wielki sukces uważam to, że przygotowaliśmy bardziej skomplikowane projekty: zawiązaliśmy spółkę samorządu wojewódzkiego z Uniwersytetem Gdańskim, Politechniką Gdańską i Akademią Medyczną, tworząc Bałtycki Instytut Biotechnologii. Uniwersytet Gdański znalazł się w Krajowym Centrum Informatyki Kwantowej, nasza politechnika - w Centrum Zaawansowanych Technologii. Właśnie te projekty zadecydują, że staniemy się konkurencyjni jako region nie tylko w skali Polski, ale w całej Unii Europejskiej. Jeśli, co daj Boże, szefem PE zostanie Jerzy Buzek…

To wariant optymistyczny.
Ale realny. O fundusze europejskie jednak nadal trzeba będzie walczyć. Słychać w Brukseli głosy, że czas skończyć z wydawaniem pieniędzy na drogi i mosty, że należy przeznaczyć je na wyspecjalizowane projekty, innowacyjne rozwiązania związane na przykład z rozwojem energetyki... Ciągle musimy przekonywać stare kraje Unii, że wysokie technologie owszem, ale pieniądze na drogi są niezbędne, bo w ciągu pięciu lat nie można było odrobić półwiecza zaniedbań. Swoją obecność w Brukseli chciałbym poświęcić na pomoc w zdobywaniu pieniędzy na skomplikowane, wyspecjalizowane projekty. Pomocą będzie tu nasze brukselskie biuro regionalne.

No właśnie, opozycja marudziła, że za "nasze pieniądze" wysłał Pan ludzi do Brukseli i nie wiadomo, co tam robią.
Biuro jest prowadzone przez stowarzyszenie "Pomorskie w Unii". Kieruje nim osoba niezwykle aktywna i przedsiębiorcza, pani Alicja Majewska-Gałęziak, dzięki której nasze biuro jest jednym z najlepszych w Brukseli. Kształcą się tam nasi samorządowcy. Dwa razy do roku zapraszam do Brukseli polskich marszałków. Organizuje te spotkania właśnie nasze biuro, świetnie zlokalizowane przy placu Schumanna. Spotykamy się z najważniejszymi brukselskimi VIP-ami.

A propos: spotkał się Pan niedawno z przewodniczącym Komisji Europejskiej, Jose Manuelem Barroso.
W marcu, podczas szczytu regionów w Pradze nasze biuro zorganizowało mi spotkanie z panem Barroso. Jego pierwsze pytanie brzmiało: jaka będzie w Polsce frekwencja wyborcza?

I co Pan odpowiedział?
Obiecałem mu, że 35-procentowa. Nie wspomniałem o wecie prezydenckim, choć gdyby prezydent nie zawetował nowej ordynacji, przewidującej między innymi dwudniowe głosowanie czy głosowanie osób niepełnosprawnych przez pełnomocników, frekwencja z pewnością mogłaby być większa. Myślę, iż Polacy przekonali się, że Unia nie jest wirtualną rzeczywistością, że decyzje podejmowane w Brukseli dotyczą nas - tu i teraz. Za tymi decyzjami idą pieniądze. Wystarczy spojrzeć na denerwujące nas niekiedy rozkopane ulice. Budujemy je i remontujemy za pieniądze unijne. Jak by Polska wyglądała, gdybyśmy nie byli w Unii? Jeśli te wybory zlekceważy kraj, który jest największym beneficjentem unijnych środków, będzie niedobrze. Dlatego apeluję: ludzie, obudźcie się, idźcie do urn!

Często Pan bywa w Brukseli?

Nie zgubię się w unijnych korytarzach. Mam już w Unii Europejskiej sporo znajomych, co jest istotne, bo żeby coś załatwić, należy znać tych, którzy podejmują decyzje. Nadchodzi ważny moment, bo Parlament Europejski zlecił Komisji Europejskiej opracowanie strategii rozwoju regionu Morza Bałtyckiego. To była inicjatywa Szwecji, która przymierza się do prezydencji, a nasze województwo będzie odgrywać w tym przedsięwzięciu kluczową rolę. Mówi się w związku z tym między innymi o ważnych projektach energetycznych. Nie zapominajmy też, że w 2011 roku Polska będzie przewodzić Unii Europejskiej...

Mówiliśmy o wyższych uczelniach, zaawansowanych technologiach, ale mamy też w regionie rolników i rybaków. Zwłaszcza ci drudzy niewiele dobrego mogą powiedzieć o Unii Europejskiej. Czy te dwie dziedziny gospodarki mają przyszłość?
Proszę sobie przypomnieć moment naszego wejścia do Unii, gdy partie chłopskie straszyły swoich wyborców Brukselą. Tymczasem to właśnie wieś jest największym beneficjentem członkostwa Polski w UE dzięki dotacjom bezpośrednim i programowi rozwoju obszarów wiejskich. Co do rybaków - nie umiano przedstawić temu środowisku całościowej polityki. Z jednej strony - straszyły ich limity połowów dorsza, z drugiej - likwidacja kutrów. Trochę w tym było winy Brukseli, trochę naszej. Minister Plotzke próbuje to wyprostować…
Czy widzi Pan marszałek jakiś produkt kaszubski, który mógłby, jak oscypek, zrobić karierę w Unii Europejskiej?
Tylko Śląsk ma więcej od nas zarejestrowanych produktów regionalnych i tradycyjnych! Jest ich 90, od borowiackiej polewki z maślanki po żuchel i zylc - taką kaszubską galaretkę z nóżek oraz miód z Pszczółek. Nie mówiąc już o najlepszych na świecie kaszubskich truskawkach. Chcemy tworzyć pomorskim firmom branży spożywczej dogodne warunki do wyjścia na rynek europejski. To że nasze rolnictwo nie jest tak nowoczesne jak zachodnie, okazuje się swoistą premią, bo polskie wędliny pięknie pachną, a owoce mają naturalne barwy i smak. Dużą rolę w promocji pomorskich specjałów odgrywa nasze biuro w Brukseli.

Podobno europoseł powinien lubić mule. Pan lubi?
Kiedyś na Grande Place w Brukseli z profesorem Synakiem zamówiliśmy mule i obaj ledwie dobrnęliśmy do połowy porcji. I wie pani, gdzie się przekonałem do muli? W jednej z restauracji w Sopocie!

Napisał Pan do premiera list w sprawie drugiego gazoportu w Gdańsku... Teraz słychać, że nie oglądając się na państwowe decyzje, chce ten gazoport budować inwestor z Korei. Może to lepsze rozwiązanie?
Napisałem, by nie mieć na sumieniu grzechu zaniechania. Rząd podjął w tej sprawie decyzję, choć jestem przekonany, że gazoport w Gdańsku byłby tańszy. A co do inwestycji koreańskiej - sądzę, że to na razie "rozpoznanie terenu", z myślą także o innych przedsięwzięciach.
Jest Pan gorącym zwolennikiem elektrowni jądrowej w Żarnowcu...
Produkujemy w kraju 34 tysiące megawatów energii elektrycznej, a do roku 2020 będziemy potrzebowali około 50 tysięcy. W naszym województwie produkujemy tylko jedną trzecią potrzebnej nam energii. Jesteśmy więc importerem prądu, a mamy szanse być eksporterem! Chodzi nie tylko o elektrownię atomową. Zgodnie z dyrektywą unijną, musimy wytwarzać 20 procent energii ze źródeł odnawialnych i mamy warunki, by to zrealizować. Zajmuje się tym nasz klaster ekoenergetyczny. Nie można też zapominać o energetyce konwencjonalnej - oczywiście najnowszej generacji, wydajnej i ekologicznej.

W tych między innymi sprawach kontaktuje się Pan często z profesorem Buzkiem. Obaj jesteście inżynierami. Czy inżynierowie są potrzebni w Parlamencie Europejskim?
Niedawno Jerzy Buzek odbierał w mojej obecności nagrodę dla najlepszego posła w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii PE. To najlepsza odpowiedź na pani pytanie.

Jeśli wygra Pan wybory, opuści Pan nie tylko stanowisko marszałka województwa, ale i szefa pomorskiej Platformy. Kto Pana zastąpi?
Wiosną będą nowe wybory władz. Szefem PO na Pomorzu byłem przez dwie kadencje i myślę, że także w tej sferze nadszedł czas na zmiany.

Ma Pan znakomity życiorys, a wcale się Pan nim nie chwali. Już pod koniec lat sześćdziesiątych działał Pan w antykomunistycznej organizacji "Ruch", razem między innymi z Andrzejem Czumą i Stefanem Niesiołowskim. W stanie wojennym nie podpisał Pan lojalki, wyrzucono Pana z pracy. Wtedy zdobył Pan doświadczenie jako prywatny przedsiębiorca. Ciężko było?
Rzeczywiście, działałem w "Ruchu". W 1970 roku była wsypa, udało mi się uniknąć więzienia, ale wyrzucono mnie z uczelni, mimo że miałem otwarty przewód doktorski. W 1980 roku zakładałem Solidarność w Centrum Techniki Okrętowej i w stanie wojennym znów znalazłem się bez pracy. W wolnej Polsce zacząłem działać w Komitetach Obywatelskich. To zaprowadziło mnie do samorządu...

W dyskusji o Wspólnocie Europejskiej przewijało się kiedyś pytanie: Europa ojczyzn czy Europa regionów? Jaki jest Pana wybór?
Europa ojczyzn. Uważam, że trzeba mieć przede wszystkim postawę propaństwową, a dopiero potem zabiegać o region, czyli o swoją małą ojczyznę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki