Transmisje telewizyjne pokazują 22 spoconych typów, uganiających się za gumą, owiniętą w skórę. Do tego pojawia się egzaltowany komentator, który co chwila popada w ekstazę. Mniej więcej taką, jakby odwiedziła go naga Lady Gaga.
Sam, będąc niegdyś młodym chłopcem, kopałem piłkę i wiem, że kiedy gra się na przyzwoitym poziomie (patrz: Barcelona) należy do energetycznych nóg dołączyć mózg. Trzeba rozgryźć przeciwnika i znaleźć najsłabsze ogniwo, które pozwoli na rozerwanie obrony i strzelenie bramki. Nie da się wygrać zwierzęcą siłą i brutalnością. Te proste prawdy próbowałem kiedyś zaprezentować osobnikowi mieszkającemu za oceanem. Był namiętnym fanem amerykańskiego futbolu. Niezorientowanym przypominam, że tamtejszy futbol polega na zatrzymaniu za wszelką cenę gracza, który chce z piłką w rękach przebiec na drugą stronę boiska.
Niestety, poniosłem sromotną porażkę. Mój rozmówca nie mógł pojąć, dlaczego sędzia przerywa zawody, gdy ktoś zostaje kopnięty. Przecież ból, w jego mniemaniu, jest częścią widowiska. Publiczność płaci i pragnie obejrzeć kilka zdrowotnych tragedii. Zdruzgotane kręgosłupy i urwane uszy są wliczone w cenę sportowych atrakcji.
Przeczytaj inne komentarze Jarka Janiszewskiego
Mało tego, fan amerykańskiego futbolu uważał, że podczas zawodów należy użyć wszelkich dozwolonych przepisami środków, by zatrzymać przeciwnika . Określenie "dozwolone" przekłada się za oceanem na sytuację, gdy dziesięciu dwumetrowych typów jest gotowych zrobić wszystko, byś nie przedarł się na druga stronę. A skoro płacą im dobry grosz, to można sobie wyobrazić, co są w stanie zrobić, by wygrać.
Po latach stwierdziłem, że nasza rozmowa miała szerszy wymiar. Wręcz metafizyczny. Ja, skromny osobnik z Trójmiasta, próbowałem przekonać rozmówcę, że sport oparty na brutalności jest żałosny. Bezsilnie udowadniałem, iż nasz mózg sprzęgnięty z nogami pozwala na cudowne akcje Leo Messiego. Daje okazję do wydźwignięcia sportu na wyższy poziom.
Po drugiej stronie stał osobnik zdeterminowany do wygrywania za wszelką cenę. Nawet za cenę zdrowia kolegi z przeciwnej drużyny. Nieważne, czy ktoś straci rękę lub nogę. Ważne, by nie pokonał naszej części boiska.
Zrozumiałem wtedy, że obaj należymy do tego samego gatunku, ale świat postrzegamy krańcowo odmiennie. Ot, takie banalne spotkanie Europy z Ameryką.
Kto wie, czy uparte dążenie do wygranej za wszelką cenę nie jest tajemnicą sukcesu amerykańskiego świata. Być może my, Słowianie, jesteśmy za bardzo refleksyjni. Zamiast analizować, wolimy wyluzować. Taka jest nasza natura.
Rozsądek podpowiada, że jako mieszkańcy europejskiego kontynentu nie powinniśmy ścigać się z bezkrytycznymi miłośnikami amerykańskiego futbolu. Zostawmy tę zabawę Chińczykom. Oni mają przecież tak ogromne zasoby ludzkie i mnóstwo cierpliwości. Jeżeli zechcą, już za rok, wygrają finał pucharu Ameryki. Tylko czy warto?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?