Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Euforia w Gdyni. Arka znowu zagra w finale Pucharu Polski!

ŁŻ
Przemyslaw Swiderski
To był mecz do pierwszego błędu. Popełnili do piłkarze Korony Kielce, choć dopiero w 85. minucie. Żółto-niebiescy wygrali z rywalem 1:0 po atomowym strzale Marcusa da Silvy. Arka Gdynia drugi raz z rzędu zagra zatem w finale Pucharu Polski! 2 maja na PGE Narodowym zmierzy się ze zwycięzcą pary Legia Warszawa - Górnik Zabrze (mecz rewanżowy tych drużyn odbędzie się w środę o godz. 20.30).

Dla Arki to był szalenie ważny pojedynek. Po pierwsze, drużyna drugi raz z rzędu mogła awansować do wielkiego finału Pucharu Polski. Po drugie, może jeszcze ważniejsze, we wtorek biła się o odzyskanie zaufania kibiców, którzy w Gdyni w dalszym ciągu mają w pamięci bolesne porażki w derbach Trójmiasta z Lechią.

Żółto-niebiescy osłodzili jednak nieco nastroje swoim fanom. We wtorek długo musieli co prawda czekać na wielkie emocje, ale było warto. I choć w pierwszym pojedynku to Korona okazała się lepsza (2:1), to jednak dzięki strzelonej bramce na wyjeździe, finalnie to gdynianie mogli w sobotę świętować kolejny sukces.

Pierwsze połowa spotkania nie stała na wysokim poziomie. Nie można powiedzieć, że gdynianie bili się o każdy centymetr boiska. Dominowała gra w środku pola, a zespoły wzajemnie się szachowały. Mimo że podopiecznych trenera Leszka Ojrzyńskiego od awansu do finału dzieliła zaledwie jeden gol, to jednak aby ją strzelić, trzeba było stwarzać zagrożenie pod bramką strzeżoną przez Zlatana Alomerovicia. A klarownych sytuacji ewidentnie brakowało.

Na początku drugiej odsłony Arka znowu grała przewidywalnie. Dopiero w 57. minucie żółto-niebiescy stworzyli sobie naprawdę dobrą okazję do objęcia prowadzenia. Strzał Adama Marciniaka świetnie sparował jednak Alomerović.

Dwie minuty później trener Ojrzyński zmuszony został dokonać trzeciej zmiany. Luka Zarandia naciągnął jeden z mięśni i jego miejsce zajął Ruben Jurado.

Z każdą kolejną minutą gdynianie wydawali się coraz bardziej sfrustrowani, a w ich grze pojawiła się nerwowość. To nie wróżyło dobrze na kolejne minuty. Z kolei piłkarze Korony umiejętnie „kradli” sekundy. A w 70. minucie mogli nawet „załatwić” kwestię awansu. Po szybkim kontrataku Łukasz Kosakiewicz trafił jednak tylko w boczną siatkę.

Aż wreszcie w Gdyni zapanowała euforia. W 85. minucie Jurado zbiegł na bliższy słupek do dośrodkowania Damiana Zbozienia. Wystawił piłkę Marcusowi da Silvie, który atomowym uderzeniem niemal pod spojenie uszczęśliwił swój zespół.

Korona nie miała wyjścia. Musiała rzucić się do ataku. I tak też zrobiła. Mimo usilnych starań, z kolan się jednak nie podniosła, bo zwyczajnie zabrakło jej na to czasu.

TOP Sportowy24: Bramkarz Legii spojrzał śmierci w twarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki