Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eksmisja Romów. Ręce "turysty" marzną tak samo [KOMENTARZ]

Jacek Wierciński
Wyrzucając Romów, gdańscy urzędnicy pokazali, że miejsce solidarności w mieście solidarności jest w muzeum. Nie lepiej zachował się sielski i rozrywkowy Sopot.

Bolą mnie komentarze w sieci. Najbardziej poruszają te na społecznościowych portalach, gdzie studenci prawa i fryzjerki - pod nazwiskiem - piszą o "brudasach", "złodziejach" i "ludzkich śmieciach". Żyję w tym kraju i zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest łatwo. Każdego dnia zmagamy się z życiem za psie pieniądze, złym szefem, strachem, niepewnością i wieloma innymi problemami. Jesteśmy sfrustrowani i zmęczeni. Żeby poczuć się lepiej, znajdujemy grupę od nas "gorszą" - gejów, Żydów, Romów... Kierując się stereotypem, wylewamy na nią kubły pomyj. To pozwala nam na chwilę zapomnieć o lęku i niepewności. Prosty i obrzydliwy mechanizm działa piekielnie sprawnie.

Nie tylko internauci nie zdają egzaminu ze zwykłego ludzkiego współczucia. Im częściej powtarzać będziemy sobie slogan o "mieście wolności i solidarności", tym bardziej kłuć będzie w oczy to, co spotkało trzy romskie rodziny. Przed festiwalem Solidarity of Arts czytałem, że "w Gdańsku słowo solidarność będzie teraz odmieniane przez wszystkie przypadki". W tym przypadku tej solidarności po prostu zabrakło. Zabrakło wrażliwości i elementarnej przyzwoitości. Dobra współpraca z deweloperami i "święte prawo własności" nigdy nie powinny przysłonić nam drugiego człowieka.

Możemy jeszcze wiele razy nazywać gdańskich Romów "turystami", mówić, że "to nie są mieszkańcy naszego miasta", ale ci ludzie tu są i nie znikną. To może oklepane stwierdzenie, ale ci ludzie mają twarze, przestraszone oczy i drżące ręce. Marzną i się boją. Burząc romskie domy (tak: domy, choć "postawione niezgodnie z prawem budowlanym") i zostawiając rodziny z dziećmi na ulicy, zachowaliśmy się haniebnie, a upór, z jakim stosujemy kolejne eksmisje na bruk, pokazuje, że niczego się nie nauczyliśmy.

Urzędnicy lubią narzekać na procedury. I w tym wypadku mają rację. Procedury zawodzą. To, co się dzieje, pokazuje, jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani na imigrację, która - czy nam się podoba, czy nie - już puka do naszych drzwi. Z roku na rok stajemy się coraz atrakcyjniejszym miejscem do życia i w naturalny sposób przyciąga to nie tylko inwestorów. Także zwykłych ludzi, którzy właśnie w Trójmieście szukają i szukać będą lepszego życia - ludzi nam, starzejącym się Polakom, potrzebnych.
Zdumiewająco szybko udało nam się zapomnieć o wyjazdach "na saksy" do RFN, a nawet telewizyjnych relacjach o naszych rodakach z londyńskiej Victoria Station sprzed kilku lat. Niektórzy z nich, często bez znajomości języka, lądowali na ulicy i w namiotach w parkach, wstydząc się porażki i wstydząc się wrócić do kraju.

Nie możemy się oszukiwać, że zawsze będzie cacy. Imigracja to nie rurki z kremem i nowe procedury będą potrzebne. Najwyższy czas, byśmy zaczęli domagać się odpowiednich regulacji w Warszawie, ale też byśmy przygotowali swoją, lokalną politykę imigracyjną i antydyskryminacyjną. Inaczej sytuacja z Jelitkowa będzie się powtarzać.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki