Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekipa lekarzy cudotwórców. Najlepsi specjaliści z kilku szpitali zoperowali nastolatka, by uratować mu życie

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Łukasz z mamą i dr. Wojciechem Wasilewskim
Łukasz z mamą i dr. Wojciechem Wasilewskim ach. prywatne
Mimo że była niezwykle ryzykowna i arcytrudna - operacja 14-letniego Łukasza, której nie chciał podjąć żaden szpital w Polsce poza gdańskim „Kopernikiem”, zakończyła się pełnym sukcesem. Zapewne dlatego, że po trwających blisko miesiąc przygotowaniach przeprowadził ją zespół złożony z najlepszych specjalistów z kilku dyscyplin medycznych na bloku operacyjnym wyposażonym w super nowoczesną aparaturę medyczną umożliwiającą jej bezpieczne przeprowadzenie. Miło nam donieść, że nasza gazeta, choć w maleńkim procencie przyczyniła się do tego sukcesu.

Gdy kolejne szpitale w Polsce odmawiały leczenia zoperowania Łukasza, jego tata - pan Andrzej - wziął wyniki badań syna do ręki, wsiadł w samochód i pojechał do Gdańska. Kilka dni wcześniej poruszyła go opisana przez naszą gazetę historia kilkuletniej Martynki rannej w wypadku samochodowym, której lekarze z gdańskiego Szpitala im. Mikołaja Kopernika przyszyli urwaną głowę. Zrozpaczeni rodzice uznali, że wskazówka od Losu, gdzie powinni szukać ratunku dla swojego dziecka. Jeśli w gdańskim szpitalu czynią takie cuda to może jest choć cień szansy, że i im również pomogą.

Na stałe mieszkają w Męckiej Woli pod Sieradzem, kilkanaście kilometrów za Łodzią.

Do końca stycznia ubiegłego roku ich życie toczyło się normalnie. Łukasz - 14-latek 188 cm wzrostu nie sprawiał żadnych kłopotów - chodził do szkoły, uczył się dobrze, szczególnie interesowały go historia i matematyka, wciągały gry komputerowe. Miesiąc później okazało się, że ma problemy ze zdrowiem.

- Najpierw zauważyliśmy, że syn przechyla głowę w jedną stronę podczas pracy przy komputerze, a potem, że ma szerszą szyję z jednej strony - wspomina mama chłopca, Magdalena. - Uznaliśmy, że koniecznie trzeba to pokazać naszemu lekarzowi rodzinnemu.

Lekarka z rejonowej przychodni nie miała wątpliwości. To zgrubienie na szyi to był guz, łatwo dało się go wyczuć palcami. Zaleciła konsultację u onkologa. Dostali skierowanie uniwersyteckiego szpitala w Łodzi. Wynik biopsji pozbawił ich złudzeń. Łukasz miał nowotwór kości o nazwie osteoblastoma.

- W badaniu USG widać było, że guz jest duży i wyrastał z kręgosłupa - wspomina pani Magdalena.

Zdaniem lekarzy trzeba było go wyciąć, w przeciwnym razie dalej by się rozrastał i niszczył wszystko wokół. Na operację skierowano ich do Kliniki Chirurgii Dziecięcej we Wrocławiu. Próba wycięcia guza jednak się nie powiodła, bo zaczął bardzo mocno krwawić.

Po wielu badaniach i konsultacjach z neurochirurgami lekarze z Łodzi zdecydowali, że wpierw pacjent musi dostać chemioterapię a dopiero gdy guz się zmniejszy, wykonać operację.

Kilkumiesięczne leczenie nie dało jednak żadnych rezultatów. Guz w międzyczasie nie tylko się nie zmalał a jeszcze się powiększył. Coraz mocniej uciskał na gardło i krtań. Był coraz bardziej niebezpieczny. Operacja stawała się jak najpilniejsza. Tym razem skierowano Łukasza do Centrum Zdrowia Matki Polki, jednak tamtejsi neurochirurdzy nie chcieli się jej podjąć.

- Papiery syna wysyłano potem jeszcze do szpitali ; we Wrocławiu, w Chorzowie i w Poznaniu - wylicza mama Łukasza. - Byliśmy zrozpaczeni bo wszystkie po kolei odmawiały.

Uwierzyć w cud i zaufać

I wtedy mąż usłyszał o historii małej Martynki, której w wypadku samochodowym pod Wejherowem urwało głowę, o czym pisał „Dziennik Bałtycki”. I o lekarzach, którzy przeprowadzili niezwykłą operację i uratowali życie dziecku. Wziął więc wszystkie papiery syna, wsiadł w samochód i pojechał do Gdańska. Stanął z nimi przed drzwiami Oddziału Neurochirurgii a gdy się otworzyły wykrztusił; „Tylko w was nadzieja, bo potraficie robić tu cuda”.

- Doktor Wojciech Wasilewski obejrzał wyniki badań Łukasza i w pierwszej chwili powiedział, że się tej operacji nie podejmie. Mąż zdążył odjechać zaledwie kawałek, gdy odezwał się telefon. Usłyszał głos dr. Wasilewskiego; niech Pan wraca. Gdy mi o tym opowiadał, płakałam ze szczęścia.

- Trudno się dziwić, że w pierwszym odruchu doktor odmówił - twierdzi prof. dr hab. Wojciech Kloc, szef Oddziału Neurochirurgii w Szpitalu im. M. Kopernika w Gdańsku. - Przecież wcześniej taką samą decyzję podjęli wszyscy inni specjaliści i to z renomowanych ośrodków jak choćby Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tak jak oni, tak i my również nie mamy doświadczenia, bo z takim przypadkiem jak guz Łukasza nikt z nas wcześniej się nie zetknął. Mieliśmy natomiast świadomość jak wielkim ryzykiem obarczona jest taka operacja, bo najważniejsze było by usunąć guz w całości. W jej trakcie może się zdarzyć wszystko łącznie z tym, że pacjent może umrzeć.

Jednak tata Łukasza tak święcie wierzył, że potrafimy czynić cuda i tak bardzo nam ufał, że naszła nas refleksja; a może spróbować się nad tym przypadkiem pochylić? Mamy przecież wieloletnie doświadczenie w rutynowym używaniu wysoko zaawansowanej techniki (nawigacja, tomograf śródoperacyjny, mikroskop, neuromonitoring) a nasz zespół jest zdeterminowany by czynić cuda! Jesteśmy więc w stanie podjąć się tak skomplikowanych operacji.

Jednego byliśmy pewni od samego początku: do operacji Łukasza musimy się solidnie przygotować - podkreśla prof. Kloc. - Gołym okiem było widać że coś złego dzieje się z szyją chłopca, A co dokładnie, pokazały badania TK i MRI. - Guz był twardy, kostny, wychodził z trzeciego, czwartego i piątego trzonu kręgosłupa szyjnego, naciekał tkanki miękkie okolicy szyi, otaczał duże naczynia kręgowe oraz korzenie nerwowe tworzące splot barkowy, penetrował do kanału kręgowego, szczęśliwie nie uciskał na rdzeń. Doprowadził jednak do deformacji kręgosłupa , utrudniał pacjentowi oddychanie i połykanie - tłumaczy profesor.

Lekarze podjęli decyzję

Nie ulegało kwestii, że guz trzeba wyciąć. Prof. Wojciech Kloc: Zawsze w takich przypadkach lekarz musi rozważyć, czy jest w stanie usunąć guz w całości podczas jednoetapowej operacji, bo to gwarantuje tzw. czystość onkologiczną (czyli, że usunięta została cała zmiana nowotworowa) czy też rozłożyć ją na dwa etapy?

Takich guzów rozpoznawanych jest w Polsce rocznie zaledwie kilkanaście. Na ogół są one małe, wielkości ok. dwóch centymetrów, choć dają silne objawy bólowe. Guz Łukasza miał aż 20 cm.

Musieliśmy zastanowić, co jesteśmy w stanie wykonać sami a o co musimy prosić kolegów reprezentujących inne specjalności, Zespół lekarski nie mógł być ani zbyt mały ani zbyt duży, Najlepiej jak w zespole są najlepsi fachowcy w swoich specjalnościach, którzy podejmą się próby leczenia.

Pierwszym naszym zadaniem było skonsultowanie pacjenta z prof. Maciejem Szajnerem z Lublina - jednym z najlepszych w Polsce neuroradiologów, znanym w Europie i na świecie.

- Największym problemem było to, że guz był bogato unaczyniony co - podobnie jak podczas pierwszej próby zoperowania pacjenta w Łodzi, mogło skończyć się krwotokiem - wyjaśnia dr Wojciech Wasilewski neurochirurg z zespołu prof. Kloca.- Aby temu zapobiec, trzeba było wykonać zabieg embolizacji, czyli zamknąć naczynia doprowadzające krew do guza. Pytanie brzmiało - jakie naczynia po kolei zamykać, by jednocześnie nie odciąć dopływu krwi do mózgu. Odpowiedź na nie najlepiej znał prof. Maciej Szajner, który zadeklarował pomoc i obiecał przyjechać w wyznaczonym dniu do Gdańska.

O pomoc neurochirurdzy poprosili też prof. Jana Rogowskiego, doskonałego kardiochirurga z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego dysponującego olbrzymim doświadczeniem m.in. w operacjach na naczyniach w obrębie szyi.

W końcu przyszedł moment, gdy dr Wojciech Wasilewski napisał do rodziców Łukasza: „przeanalizowaliśmy wszystkie za i przeciw, zgromadziliśmy całą dokumentację, w tym także pełną radiologiczną z Wrocławia, omówiliśmy całość zagrożeń i możliwości z wieloma autorytetami z wielu specjalności - jesteśmy w pełni gotowi”.

Dokładnie poinformował ich także o tym, co złego może się wydarzyć w trakcie operacji. O tym, że może dojść do znacznego zmniejszenia ukrwienia mózgu lub rdzenia kręgowego i uszkodzenia dróg i ośrodków nerwowych, co może doprowadzić do przejściowego lub nie odwracalnego uszkodzenia ich funkcji . A to oznacza, że po operacji Łukasz może mieć niedowłady lub porażenie kończyn, zaburzenia czucia, mowy i oddychania. Wysoce prawdopodobne jest też uszkodzenie jednego z nerwów poruszających przeponę, który odpowiada za oddychanie. Może to znacznie upośledzać zdolność pacjenta do samodzielnego oddychania a w skrajnych przypadkach doprowadzić do tego, że będzie on skazany do końca życia na respirator.

- Kiedy przeczytaliśmy tę listę potencjalnych zagrożeń, komplikacji, niewiadomych, których nie da się przewidzieć, byliśmy przerażeni - przyznają rodzice chłopca. Odpowiedzieli; Opisał Pan krok po kroku co ma się wydarzyć i co może się wydarzyć, więc zrobił Pan wszystko aby nasza decyzja była świadoma i jest świadoma. Jesteśmy pewni, że nasze dziecko jest w najlepszych rękach...

21 godzin przy stole operacyjnym

Operacja rozpoczęła się 21 października o 7,30 rano a zakończyła następnego dnia o 4 nad ranem. -Mimo 21 godzin spędzonych w ogromnym napięciu przy stole operacyjnym i ogromnego zmęczenia czuliśmy olbrzymią satysfakcję - udało im się wykonać coś, co wydawało się niewykonalne - przyznaje dr. Wasilewski.

- Operacja składała się z trzech etapów. Zanim Łukasz został przewieziony na blok operacyjny w Pracowni Radiologii Interwencyjnej Szpitala im. Kopernika prof. Maciej Szajner przeprowadził tzw. embolizację guza, czyli pozbawił go dopływu krwi. Zanim to nastąpiło trzeba było zamknąć jedną z tętnic kręgowych, bardzo ważnych bo doprowadzających krew do mózgu. Jego ukrwienie monitorowano przy pomocy specjalnej aparatury - EMG. Gdyby podczas próby jej zamknięcia doszło do zaburzeń funkcji mózgu i rdzenia kręgowego zespół operacyjny odstąpiłby od zabiegu i na tym etapie zakończył operację. Szczęśliwie nic złego się nie wydarzyło.

Zabieg embolizacji trwał półtorej godziny po czym zapadła decyzja o przewiezieniu pacjenta na blok operacyjny.

Rozpoczęła się główna część operacji, którą przeprowadzili wspólnie; dr Wojciech Wasilewski oraz prof. Jan Rogowski. Polegała ona na odpreparowaniu guza od tkanek miękkich szyi, mięśni, nerwów, dużych naczyń, krwionośnych, przełyku i tchawicy. Ten bardzo trudny i żmudny etap zakończył się ok. godz. 17 - W pierwszym etapie udało się też odizolować nerwy biegnące do splotu barkowego do ręki . Podczas całej operacji prawidłowej pracę nerwów i rdzenia kręgowego pilnował neurofizjolog dr Krzysztof Dzięgiel.

- Kolejny etap polegał na usunięciu za pomocą aspiratora ultradźwiękowego guza a następnie trzech trzonów kręgosłupa - trzeciego, czwartego i piątego, które trzeba było zastąpić ich odpowiednimi implantami.

Następnie wszczepiono Łukaszowi protezę tytanową w celu odbudowy kręgosłupa szyjnego.

- Literatura światowa rekomendowała co prawda preparowanie tego typu guza w dwóch etapach, ale my nie chcieliśmy zostawiać resztek, zapadła więc decyzja, że przekręcamy chorego na brzuch i resztę guza usuwamy od tyłu - komentuje prof. Kloc. - Guz był szalenie twardy i trzeba było używać specjalnych pił mechanicznych i ultradźwiękowych, żeby kawałek po kawałku go usunąć. I to się nam udało. Bynajmniej nie był to koniec operacji. Podobnie jak w przypadku Martynki tak i Łukasza trzeba było wszczepić protezę tytanową , która zastąpiła kręgosłup szyjny. I ustabilizować kręgosłup z głową za pomocą śrub i prętów od tyłu, żeby nie dopuścić do jego destabilizacji, która groziła kalectwem i śmiercią.

Po trzech, „krytycznych” dniach pobytu na OJOM-ie zaczęto Łukasza wybudzać. Modlitwy jego mamy zostały wysłuchane. Ciężkich powikłań udało się uniknąć.

od 7 lat
Wideo

Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki