Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś zastąpił go BlaBlaCar, wcale nie mniej romantyczny, za to wygodniejszy. Tylko czy ktoś dziś napisze nową „Podróż za jeden uśmiech”?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Jeszcze dziś na trasach wylotowych z miasta można zobaczyć młodych ludzi z tabliczkami, na których napisali: Gdańsk czy Zakopane. Może czasy prawdziwego, romantycznego autostopu dawno już minęły, ale podczas wakacyjnych wojaży nadal korzysta się z uprzejmości innych kierowców. Tyle że autostop nazywa się dziś BlaBlaCar.

Już w latach sześćdziesiątych popularna piosenkarka Karin Stanek wylansowała przebój promujący autostop.

- Autostop, autostop, wsiadaj bracie, dalej, hop! - śpiewała z Karin Stanek cała Polska. - Rusza wóz, będzie wiózł, będzie wiózł nas dziś ten wóz.

Polski autostop był sposobem na spędzanie wakacji tysięcy młodych Polaków. Czy to już tylko historia? Niezupełnie. Dalej jeździ się na tzw. okazję czy też szuka takich przejazdów w internecie.

Krzysztof Nowicki, inżynier budowlany z Łodzi, z rozrzewnieniem wspomina czasy autostopu. Gdzieś w starych dokumentach leży nawet jego książeczka autostopowa z wydartymi kuponami.

- Był to chyba początek lat siedemdziesiątych, ja akurat zdałem maturę, już wiedziałem, że dostałem się na budownictwo, gdy postanowiliśmy z grupą przyjaciół wybrać się w podróż życia - wspomina dziś Krzysztof. - Ta podróż życia kończyła się nad morzem. Nie mieliśmy nawet wybranej miejscowości. Czekaliśmy, co nam los przyniesie. Kupiliśmy książeczki autostopu, zgromadziliśmy sprzęt, czyli namioty, i ruszyliśmy!

Autostop był pomysłem grupy studentów, którzy wymyślili prosty i tani sposób na poruszanie się po Polsce. W 1957 roku tak spędzili wakacje. Relacje z tych podróży przesyłali do popularnego wówczas młodzieżowego pisma „Dookoła Świata”. Rok później, 29 czerwca 1958 roku, oficjalnie zainaugurowano akcję autostopu. Zyskała ona szybko wielką popularność. Patronat nad autostopem objęło m.in. Zrzeszenie Studentów Polski, ZHP, PTTK, a nawet Biuro Ruchu Drogowego Milicji Obywatelskiej.

- Kierowcy, zwłaszcza ciężarówek, często łamali przepisy drogowe, biorąc autostopowiczów - wyjaśniał nam nieżyjący już Andrzej Piwoński, który od 1968 do 1992 roku kierował ogólnopolskim biurem polskiego autostopu. - Zabierali pasażerów na skrzynię, co było niedozwolone. Jednak milicja, jako patron akcji, przymykała na to oko.

Krzysztof Nowicki do dziś wspomina swoją pierwszą podróż autostopem nad Bałtyk. Zajęła mu trzy dni.

- Niby akcja była popularna, ale ze trzy godziny czekaliśmy przy drodze wylotowej z Sieradza, w kierunku Łodzi, zanim ktoś się zatrzymał - opowiada. - Był to, o ile pamiętam, kierowca nyski. Dojechaliśmy z nim do Pabianic. Potem zdesperowani wsiedliśmy w tramwaj i pojechaliśmy w stronę Zgierza. Tam znów czekaliśmy. Może łatwiej byłoby nam, gdyby była z nami dziewczyna. Kumple mówili potem, że wystawiało się ją na drogę, kierowca stawał, bo myślał, że fajną dziewczynę poderwie, a tu nagle wylatywała cała banda. Wtedy już nie miał wyjścia, musiał zabrać wszystkich.

Autostop w Polsce powstał w latach 50., ale złote czasy przeżywał w latach 60. i 70. Na poboczach dróg stały tysiące młodych ludzi z plecakami, machając książeczkami z napisem: „autostop”.

- Przez te wszystkie lata przewinęło się przez autostop blisko milion osób - mówił nam Andrzej Piwoński. - Przewoziło ich 140 tysięcy samochodów, w tym 3 tysiące należące do cudzoziemców.

Krzysztof Nowicki opowiada, że w czasie podróży autostopem dwa razy zdarzyło mu się nocować w namiotach rozłożonych koło drogi. Pierwszy raz koło Kowala, potem już za Toruniem.

- W końcu dotarliśmy do Władysławowa - dodaje. - Trochę to trwało, ale dziś wspominam te chwile jako jedne z najlepszych w swoim życiu, choć potem zwiedziłem trochę świata. Z Władysławowa do Sieradza też wracaliśmy autostopem. Ale już tylko dwa dni...

Autostop był bardzo sformalizowaną i typowo polską akcją. W innych krajach niespecjalnie się przyjął, choć podobno stał się wzorem dla Węgrów, Czechów, a nawet Francuzów i Turków. Gorzej poszło z wprowadzaniem jego zasad w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ale też i na Węgrzech po roku zrezygnowano z tej akcji.

Każdy, kto chciał jeździć autostopem, musiał mieć książeczkę autostopowicza. Pierwsze były dołączone do „Dookoła Świata”. Kolejne kupowało się biurach podróży. Książeczki były rejestrowane, wydawano je na podstawie dowodów osobistych, legitymacji szkolnych lub studenckich. Organizatorzy uważali, że książeczka była konieczna. Porządkowała cały ruch, określała reguły.

- Trzeba było schludnie, przyzwoicie wyglądać - mówił nam Andrzej Piwoński. - No i nie powinno od takiego autostopowicza „jechać” piwem czy winem.

W książeczce znajdowały się kupony, najpierw na przejazd tysiąca, a potem dwóch tysięcy kilometrów. Kupony zostawiało się kierowcom, którzy odsyłali je do biura autostopu. Kierowców do zabierania autostopowiczów mobilizowały właśnie nagrody. W złotych latach polskiego autostopu można było wygrać syrenkę, wtedy auto marzeń wielu Polaków. Do wygrania było też kilka motocykli, maszynki do golenia, namioty.

Przez kilka lat, by dostać książeczkę autostopowicza, trzeba było posiadać wkład oszczędnościowy PKO. Na książeczce należało zgromadzić początkowo 200, a potem 400 złotych. W książeczce autostopowicza znajdowały się m.in. regulamin akcji, wykaz miejsc, gdzie można było przenocować. Wydawano ją też cudzoziemcom, na podstawie paszportu. W ten sposób chętnie podróżowali po Polsce głównie Węgrzy i Skandynawowie.

Jak zauważyli badacze PRL-u w 1975 r. książeczka autostopowicza zawierała 75 stron tekstu, w większości było to omówienie wytycznych VI Zjazdu oraz XVI Plenum PZPR. Wspominano więc o rozkwicie rolnictwa, budownictwa mieszkaniowego oraz ciężkiej sytuacji kobiet w krajach kapitalistycznych.

- Społeczny Komitet Autostop zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że oczekiwanie w rowie na samochód powinno przebiegać w atmosferze pełnej zaangażowania, zaś samochody należy zatrzymywać z postępowych pozycji i w myśl słusznych zasad - pisał publicysta „Walki Młodych”.

Średnia wieku polskiego autostopowicza wynosiła 19-20 lat, ale bywali i starsi. Najstarszym polskim autostopowiczem był Aleksander Mele. Był to człowiek po dwóch fakultetach: lekarz chirurg i inżynier. Nosił charakterystyczną, długą brodę. Jeździł autostopem, gdy miał 92 lata! Do królów polskiego autostopu należał Leszek Sobociński z Poznania. Autostopem przejechał blisko 90 tys. km.

- Autostop cieszył się tak dużą popularnością, bo dawał młodym ludziom swobodę - wyjaśniał Andrzej Piwoński. - Młodzież wyrywała się spod opieki mamuś i zaczynała swobodne życie.

Na początku jazda autostopem polegała na zaliczaniu kolejnych miejsc w Polsce, nie miała nic wspólnego ze zwiedzaniem. Dopiero na przełomie lat 60. i 70. nabrała charakteru krajoznawczo-poznawczego. Towarzyszyło temu nawet propagandowe hasło: „Można pokochać swój kraj, by potem owocnie pracować”.

Dużą rolę w propagowaniu polskiego autostopu miała książka Adama Bahdaja „Podróż za jeden uśmiech”. Potem na jej podstawie Stanisław Jędryka nakręcił popularny serial. Młodzi ludzie z wypiekami na twarzy czytali najpierw powieść Bahdaja, a potem śledzili na ekranach telewizorów przygody Poldka i Dudusia. W tych rolach oglądaliśmy Henryka Gołębiewskiego i Filipa Łobodzińskiego. Ci chłopcy podróżowali po Polsce właśnie autostopem, przeżywając mnóstwo przygód.

- Gdy byłam dziewczynką i oglądałam ten serial, to marzyłam, by tak jak Duduś i Poldek pojechać w podróż w autostopem! - przyznaje 50-letnia dziś Marzena Nowak, nauczycielka z Łodzi. - Niestety, nigdy nie spełniłam tego marzenia.

Dziś autostopu już nie ma. Oficjalnie swe życie zakończył po 33 latach, w 1992 roku. Zlikwidowano biuro krajowe, radę społeczną. Trzeba jednak przyznać, że jego popularność zaczęła maleć dużo wcześniej, na początku lat osiemdziesiątych. Z każdym rokiem wydawano mniej książeczek. Jedną z przyczyn upadku autostopu było to, że młodzież wolała wygodniejszą formę wypoczynku. Coraz więcej Polaków stawało się też właścicielami małych fiatów, więc mogli podróżować sami. Poza tym nagłaśniane były niebezpieczeństwa związane z autostopem. Na przykład, że jakaś dziewczyna wsiadła do auta z przypadkowym kierowcą i została zabita. Takie przypadki rzeczywiście się zdarzały, ale należały do rzadkości. Więcej było dobrych rzeczy związanych z autostopem. Nagłaśniano złe.

- Jednym z głównych powodów upadku autostopu było jednak to, że kierowcy zaczęli się bać zabierania autostopowiczów - wyjaśniał nam Andrzej Piwoński. - Ludzie nie chcieli przewozić obcych w swoich autach, choć przez 33 lata żaden autostopowicz nie zrobił krzywdy kierowcy! Zdarzyło się za to, że kilka razy kierowca zrobił krzywdę autostopowiczowi.

W latach 60. głośna była sprawa autostopowiczki z Łodzi. W Karkonoszach kierowca, który miał podwieźć dziewczynę, wysadził ją w lesie, poczęstował winem, potem zgwałcił i zabił.

Jednak dalej młodzi i starsi podróżują po kraju przygodnie napotkanymi na drodze autami. Tyle że nikt nie mówi o autostopie, tylko korzysta się z tzw. okazji. Tomek Wiśniewski mieszka pod Łęczycą, a pracuje w Łodzi. Dziś już ma auto, ale wcześniejszej dojeżdżał do pracy busem. Kiedy spóźniał się na niego, by wrócić do domu, dojeżdżał do ul. Zgierskiej i czekał na okazję. Wspominał, że ludzie niezbyt chętnie zatrzymywali auta, ale nie było jeszcze dnia, by nie doczekał się kogoś, kto się nad nim ulituje. Raz, w zatoczce przeznaczonej dla autobusów, zatrzymał się czarny samochód. Zadowolony Tomek usiadł koło kierowcy.

- Po chwili zajrzałem w lusterko, odwróciłem się, a tam jakieś falbanki w oknach - opowiada Tomek. - Okazało się, że to karawan... Ale dotarłem do domu.

Życie nie znosi próżni. Dziś zamiast autostopu mamy BlaBlaCar. Wystarczy odnaleźć odpowiednią stronę internetową, zarejestrować się i szukać odpowiednich połączeń.

- Regularnie korzystam z BlaBlaCaru - twierdzi 42-letni Darek Pawlak, informatyk, który często jeździ do Warszawy. Za podróż z Łodzi do stolicy płacę zwykle 15-20 złotych. Przy okazji mogę poznać ciekawych ludzi.

W internecie znajdzie się połączenia do niemal każdego miasta w Polsce, ale też korzystając z życzliwości innych kierowców można dojechać do różnych punktów w Europie. Na przykład do Berlina już za 90 złotych, do Paryża za 200 - 500 złotych. Można też znaleźć kierowcę, który za 400 - 500 złotych zawiezie nas do Portugalii. Na stronie BlaBlaCar można znaleźć wspomnienia kierowców, którzy zdecydowali się dzielić podróż z obcymi ludzi. Jeden z nich wspomina, że jechał z dziewczyną do Lwowa.

- Zdecydowaliśmy się zabrać ze sobą BlaBlaCarowiczów - wspomina. - Do przejazdu zgłosiło się kilka osób, dzięki którym nasza droga była ciekawsza i przyjemniejsza. Zabraliśmy ze sobą Anię - mieszkankę Lwowa, której ogromnie dziękujemy za pomoc i cenne rady, dotyczące miejsc turystycznych i gastronomicznych jej rodzinnego miasta. Do naszego przejazdu dołączyła również niezwykła para Ania i Rafał, którzy tak jak i my wybierali się na weekend na Ukrainę i postanowili również z nami wracać. To właśnie z ich pomocą ten wyjazd okazał się wyjątkowy i oryginalny.

BlaBlaCar powstał w 2004 roku. Dziś ma ponad 60 milionów użytkowników w 22 krajach, m.in. w Brazylii, Chorwacji, Czechach, Francji, Hiszpanii, Indiach, Meksyku, Niemczech, Polsce, Portugalii, Rosji, Rumunii, Serbii, Słowacji, Turcji, na Ukrainie, na Węgrzech, we Włoszech oraz w Wielkiej Brytanii. Z usług tego portalu korzysta 18 milionów podróżnych na kwartał. Średnio w jednej podróży pokonują 310 kilometrów.

I nie jest wcale mniej romantycznie niż za czasów autostopu, a do tego wygodniej i bezpieczniej.

_Zobacz też: _800 autostopowiczów ścigało się do Budapesztu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Dziś zastąpił go BlaBlaCar, wcale nie mniej romantyczny, za to wygodniejszy. Tylko czy ktoś dziś napisze nową „Podróż za jeden uśmiech”? - Dziennik Łódzki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki