Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieło wielkiej pasji amatorów. Gdański film w hollywoodzkim stylu

Ryszarda Wojciechowska
Stocznia Gdańska w roli Los Angeles
Stocznia Gdańska w roli Los Angeles materiały promocyjne
W Trójmieście powstaje offowy film w iście hollywoodzkim stylu. Reżyser tego godzinnego kina akcji to pochodzący z Gdańska Peter Stefaniak, który jest też autorem scenariusza, gra jedną z głównych ról i finansuje produkcję z własnej kieszeni.

Stocznia Gdańska już wiele scen w swojej długiej historii widziała. Ale po raz pierwszy miała "zagrać" Miasto Aniołów, czyli ulice Los Angeles. Na jej teren wkroczyli amerykańscy antyterroryści, żeby wyłapać narkotykowych dilerów. W użyciu były granaty dymne i hukowe. To tylko jedna ze scen filmu akcji, który zatytułowano "The Deception" (ang. oszustwo). Część zdjęć kręcono także w innych miejscach Trójmiasta oraz w prawdziwym Los Angeles, San Diego i Londynie.

Peter, który do tej pory był aktorem, a teraz debiutuje jako reżyser, nazywa swoją produkcję pierwszym filmem hollywoodzkim w Polsce. Ale jeśli komuś Hollywood kojarzy się tylko z wielkimi pieniędzmi i jeszcze większymi gwiazdami, to musi swój pogląd zweryfikować. Bo ta produkcja jest nie tylko niskobudżetowa, ale grają w niej głównie amatorzy i wszyscy za darmo. Hollywoodzka jest więc sama akcja, no i marzenia o sukcesie.

Peter - jak mówią jego znajomi - to prawdziwy człowiek z pasją, który wkłada w "The Deception" nie tylko swoje serce, ale też swoje pieniądze, około 20 tysięcy złotych. Tyle wynosi budżet filmu. Ale nie tylko akcja jest szybka. Tempo produkcji też. Bo scenariusz powstał w niecałe dwa tygodnie. Pierwsze zdjęcia ruszyły pod koniec lipca, a za dwa tygodnie ekipa skończy kręcić całość.
Bohaterem "The Deception" jest były żołnierz piechoty morskiej, który po stracie żony i dziecka (oboje zostali zamordowani) wpada w uzależnienie od narkotyków i alkoholu. Nie mogąc poradzić sobie ze stratą bliskich, wstępuje do specjalnej elitarnej jednostki policyjnej SWAT. Tam zajmuje się śledztwem w sprawie napadu na magazyn z rządowymi laptopami. Kiedy jest już na tropie sprawców, okazuje się, że jeden ze złodziei ma związek z morderstwem jego rodziny. To skrót akcji.

Peter ma 25 lat i pochodzi z Gdańska. Przed kilkoma laty wyjechał do Londynu. I tam zaczął grać w filmach niskobudżetowych, offowych oraz w reklamach. Teraz wrócił do Polski, żeby nakręcić własny film. W planie ma wyjazd na stałe do Stanów Zjednoczonych. Tam chce studiować aktorstwo w słynnej szkole Lee Strasberga. Offowy debiut reżyserski mógłby być jego przepustką do Ameryki.

- Debiutuję jako reżyser, ale nie celuję w kino ambitne. Nie zamierzam się ścigać z Andrzejem Wajdą - mówi.
Przy okazji wykorzystuje swoją pasję. Od lat zbierał wszystko, co związane jest z amerykańskim wojskiem i amerykańską policją. Teraz jego eksponaty mogły zagrać w produkcji.

W filmie grają początkujący aktorzy i głównie amatorzy, w większości Polacy. Ale wszyscy musieli znać język angielski, bo to jest język filmowych dialogów. W produkcję zaangażował wielu swoich przyjaciół niezwiązanych z filmem. Czy nie chciał zatrudnić prawdziwych aktorów do filmu? Oczywiście, że chciał - wyjaśnia. Z propozycją zagrania w jego produkcji wracał się wcześniej do wielu znanych polskich aktorów. Był nawet spory odzew. Ale w ich przypadku kończyło się na pytaniu o kasę.

Czy amatorzy dadzą radę?
- W kupie siła - śmieje się Peter i dodaje: - Jeśli każdy w ekipie da z siebie wszystko, to damy radę.
Choć jest debiutantem reżyserskim, poważył się na pracę z amatorami i jest z tego zadowolony. Teraz ciekaw jest przede wszystkim efektu końcowego.
- Coś, co dotychczas rozwijało się tylko w mojej głowie przez ostatnie miesiące, teraz nabiera realnego kształtu - tłumaczy. - Jeśli nie wyjdzie, trudno. Jeśli wyjdzie, będę wniebowzięty - dodaje.

Swoją pasją zaraził wszystkich na planie. W dwóch niebezpiecznych scenach brał udział jego przyjaciel, gdański kaskader Paweł "Nico" Baranowski. "Nico" żartuje, że dał się za darmo nie tylko wyrzucić z samochodu, ale także podpalić. Bo wierzy w ten film.
Peter Stefaniak mówi, że swoją produkcję tworzy z myślą o festiwalach filmowych w Los Angeles, Gdyni, Krakowie, Berlinie, Cannes oraz Sundance. Najbardziej zależy mu na wypuszczeniu swojego filmowego dziecka w świat.

Z Peterem Stefaniakiem rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Jak się pracuje z amatorami, którzy w dodatku chcą grać za darmo?
Sam zaczynałem od niskobudżetowych produkcji w Londynie, w których występowałem bez pobierania gaży. Zbierałem dzięki temu doświadczenie. Dla młodych ludzi, którzy marzą o show-biznesie, takie wprawki na planie, przed kamerą, są bardzo ważne. Każdy plan uczy czegoś nowego.

Czyli najpierw trzeba grać za darmo, żeby kiedyś zasłużyć na gażę?

Ja bym się tych pieniędzy tak nie czepiał. Nie demonizowałbym forsy. Moi aktorzy - bo ja ich tak nazywam, mimo że grają bez dyplomu - chcieli wystąpić w filmie za darmo i to zrobili.

Na co musiał Pan mieć pieniądze?
Na zbudowanie na przykład scenografii w niektórych miejscach, ale przede wszystkim na sprzęt filmowy na planie - kamery, wózki itd. Musieliśmy też w Trójmieście wypożyczyć amerykańskie auta. Poza tym będzie nas kosztować postprodukcja i promocja. Ale też wiele firm było w Polsce dla nas życzliwych. Pozwolono nam w niektórych z nich za darmo kręcić zdjęcia.

Kiedy planuje Pan premierę filmu?
Początkowo myśleliśmy o grudniu tego roku, ale to będzie jednak początek przyszłego. W jednym w trójmiejskich kin zrobimy premierę w hollywoodzkim stylu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki