- Według wszystkich statystyk medycznych, organizm odzwyczaja się od pompy żywieniowej tyle lat, ile był od niej uzależniony - mówi Beata Stawicka, mama chłopca. - W przypadku Stasia powinno to zająć sześć lat, a trwało rok i trzy miesiące. Kilka tygodni temu, po wizycie kontrolnej w Poradni Żywienia Pomorskiego Centrum Traumatologii, nasza pompa już tam została.
To niewyobrażalna zmiana w życiu nie tylko samego chłopca, ale i całej jego rodziny. Teraz nie muszą żyć w reżimie wyznaczanym przez godziny - a w ciągu doby było ich nawet 18 - w których Stasiek był podłączony do pompy żywieniowej. Specjalne mleko, które podawane mu jest bezpośrednio do żołądka przez niewielką rurkę, może być aplikowane w zasadzie w dowolnym miejscu i o każdej porze w zależności od tego, ile i jak dużo Staś zje zwykłych posiłków.
- Dążymy do tego, by rurki pozbyć się na dobre, ale to perspektywa kilku lat - przyznaje Beata Stawicka. - Stasiek jest w siódmym roku życia i w pierwszym jedzenia. Do niedawna nie wiedział, co to zwykły posiłek. Wciąż uczy się gryzienia, żucia, połykania, to dla niego duży wysiłek.
Specjaliści z francuskiego szpitala optowali za tym, by Staś jak najszybciej zaczął normalnie jeść. Ale opiekująca się nim w Polsce pediatra, w konsultacji z amerykańskim profesorem, który Stasia operował, uznała, że pośpiech nie jest wskazany. Jedzenie i kwasy żołądkowe mogłyby podrażnić gojący się przełyk. Przez kilka miesięcy po zabiegu chłopiec wciąż podłączony był do pompy, która podawała pokarm wprost do jelita. W miarę postępów, jakie czynił Staś, urządzenie pracowało coraz krócej, by niedawno odłączyć je całkowicie.
Jeden z efektów jest taki, że dziś chłopiec przesypia całe noce. Do tej pory sen zakłócały mu skutki uboczne nocnej podaży pokarmu za pomocą pompy. Ten spokój i dobra forma są potrzebne, bo we wrześniu Stasiek idzie do szkoły. Rok później niż wynikałoby to z metryki, ale - jak tłumaczy jego mama - wcześniej nie był na to gotowy.
- To, co zdarzyło się w naszym życiu, nie byłoby możliwe, gdyby nie ogromne wsparcie ze strony setek ludzi, w tym Czytelników "Dziennika Bałtyckiego" - przyznaje pani Beata. - Mam tu na myśli nie tylko pomoc w uzbieraniu ponad 80 tys. euro, które były potrzebne do sfinansowania operacji, ale też dobrą energię i myśli, które do nas płynęły. Za to wszystko jesteśmy bardzo, bardzo wdzięczni.
Napisz do autorki: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?