Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieciątko Jezus dziś byłoby celebrytą. A wyrywaliby je sobie Kaczyński i Palikot

Agata Grzelińska
fot. Piotr Warczak
Gdyby przyszedł na świat teraz, wybrałby wysypisko śmieci, luksusowy szpital albo Dworzec Centralny w Warszawie. Odwiedziliby Go bezdomni, politycy, może biznesmeni. Pojawiłyby się tam wielkie stacje telewizyjne. Agata Grzelińska pisze, jak narodziny Mesjasza wyglądałyby współcześnie

Z narodzinami Jezusa nieodwołalnie kojarzy nam się stajenka, Matka Boska i św. Józef, a także wół, osiołek, owce i Trzej Królowie, którzy przynieśli Dzieciątku w darze złoto, kadziło i mirrę. Kim byli i dlaczego przekazali akurat takie prezenty?
- Tajemniczych wędrowców ewangelista Mateusz określa terminem magoi, który często tłumaczymy jako "magowie" - wyjaśnia ks. prof. Mariusz Rosik, znawca Biblii. - Na starożytnych dworach Persów i Medów znana była funkcja dworskich doradców, magów. Ich wpływ na życie religijne, polityczne i społeczne był niebagatelny. Ponieważ za naukę szczególnie trudną uchodziła astronomia, stąd niektórzy chcieli widzieć w wędrowcach astronomów czy astrologów.

Nie ma jednak mowy w Piśmie Świętym o tym, by wędrowcy byli królami. Jak przypuszcza biblista z Wrocławia, taką godność nadała im poświata "królewskości" opowiadania oraz słowa proroctwa zapisanego w psalmie 72: "Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, królowie Szeby i Saby złożą daninę". - Przysłużyć się miały temu także złożone dary: złoto wskazywało na godność króla. Mirra, jako żywica drzew Libanu, Arabii, Indii czy Somalii, była niezwykle kosztowna - dodaje ks. Rosik. - Pewni możemy być tylko jednego: byli wędrowcami, którzy odbyli długą drogę z krain położonych na wschód od Palestyny, by oddać pokłon Jezusowi.

Tyle o dobrze znanej biblijnej historii... Pamiętając o tym, że wyznawcy judaizmu nadal czekają na przyjście Mesjasza, a chrześcijanie wierzą, że tak, jak zapowiedział, Jezus przyjdzie na ziemię ponownie, spróbujmy sobie wyobrazić, że stało się to dziś. Kto zamiast ówczesnych mędrców, magów, królów czy wędrowców wybrałby się do Bożej Dzieciny? Co przyniósłby zamiast najcenniejszych skarbów starożytnego świata? I jeszcze jedno - czy Zbawiciel znów wybrałby ubogą stajenkę, czy może teraz urodziłby się w szpitalu?

Prof. Wiesław Godzic, kulturoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, nie ma wątpliwości, że dziś Dzieciątko byłoby celebrytą.
- Już widzę piękną historię: Świętą Rodziną byliby celebryci, którzy uciekliby z luksusowej kliniki do równie luksusowej, ale stylizowanej na coś bardziej podłego gospody - opowiada prof. Godzic, znawca współczesnych realiów. - Na pewno Jezus narodziłby się w światłach reflektorów. Fakt ten poprzedziłby cały medialny proces, analizy: kto kogo urodzi, jakie to będzie miało znaczenie i konsekwencje. Nie zabrakłoby paparazzich, działających za ogromną cenę.
Według kulturoznawcy, dziś ważne wydarzenie nie mogłoby się odbyć inaczej, niezależnie od tego, kogo widzielibyśmy w roli Mesjasza i z kimkolwiek wiązalibyśmy wielkie nadzieje.
- Może byłby to wynalazca szczepionki na śmiertelną chorobę czy leku na raka. Nie twierdzę, że to jest złe. Taka jest nasza natura - mówi profesor.

W roli Trzech Króli widziałby trzy rywalizujące ze sobą stacje telewizyjne.
- Media te prowadziłyby ze sobą walkę o to, kto pierwszy i w pełni zrelacjonuje to wydarzenie - mówi prof. Godzic. - Wydarzenie to musi być w centrum uwagi wszystkich: wierzących i niewierzących. Jezus jest rodzajem obietnicy, spełnienia, ale wcale nie metafizycznego. To może być lek na raka, urządzenie chroniące przed powodzią czy tsunami. W sensie globalnym jesteśmy społeczeństwem szalenie mało refleksyjnym - podkreśla.

A co Syn Boży mógłby dostać? Odpowiedzi można szukać w życzeniach, które sobie składamy. - Zdrowia, spokoju i pieniędzy najczęściej - mówi prof. Godzic. A poza tym? Z innymi życzeniami już mamy kłopot. Podobnie byłoby z darami dla Jezusa. Dobrze, że pieniądze są na trzecim czy czwartym, a nie na pierwszym miejscu.
Obecność kamer, fleszy i polityków w stajence widziałby też Krzysztof Skiba, muzyk i satyryk. Podkreśla, że nie jest znawcą Biblii. - Ale pamiętam, że w Jarocinie było hasło: "Jezus przyjdzie w glanach". Kto wie, może przyjdzie w glanach na jakiś koncert i nikt go nie rozpozna - zastanawia się lider zespołu Big Cyc. - Jest nadzieja, płonna, ale jest, że Jezus pojawi się w Polsce. Uważamy się za naród wybrany, który ma jakieś szczególne predyspozycje. Może wybrałby jakiś fragment niezbudowanej drogi. Może pobierałby opłaty za najdroższe w Europie autostrady. Siedziałby w tej budce i patrzył, jak sobie tutaj radzimy.

Co kierowcy podarowaliby Jezusowi? - Myślę, że jedyne, co Polacy potrafią przynieść, to pretensje i narzekanie - przekonuje gorzko Skiba. - Jeden worek pretensji, drugi worek narzekania, trzeci worek stękania. Gdyby dało się na tym zarobić, jak na gazie i ropie, to Polska byłaby drugim Kuwejtem lub Arabią Saudyjską w sensie bogactwa.
A gdyby jednak narodziny Jezusa miały charakter bliższy biblijnej opowieści, zdaniem Krzysztofa Skiby w ubogiej wsi u biednych ludzi bardzo szybko zjawiliby się politycy. I to wcale nie po to, by złożyć pokłon.
- Byliby tam Janusz Palikot i Jarosław Kaczyński. Wszyscy pokłóciliby się w tej stajence. Wyrywaliby sobie Jezuska, fotografowaliby się z Nim i pewnie od razu umieściliby zdjęcia na Facebooku, a potem wykorzystali w kampanii wyborczej -
przypuszcza. - Mówiliby, że to On ich namaścił, szepnął im prawdę o Polsce i wyniki losowania w Lotto.

Z taką wizją nie zgadza się reżyser teatralny Piotr Cieplak.
- Flesze? Nie, chyba że mówimy o szopce. Jednak stawiam nie na polską szopkę z góralami, ale kosmiczny porządek - przekonuje. Kilka lat temu wraz z Teatrem Montownia wystawił "Historię o narodzeniu Pana Jezusa na Dworcu Centralnym". Jeśli miałby wytypować dzisiejszą stajenkę, niewiele by zmienił. Wśród współczesnych mędrców widziałby kilka osób, niektórych już nie ma wśród żywych. - Leszek Kołakowski w skali światowej czy Jacek Kuroń pewnie by tam byli - domyśla się reżyser. - Jerzy Owsiak i Janina Ochojska także, może ksiądz Adam Boniecki i Ania Dymna. Zatem mędrcy, którzy nie tyle dają odpowiedź, ale zadają sobie pytania. Dają świadectwo prawdy. Pytanie o tajemnicę się nie zmienia.
W roli współczesnego złota, kadzidła i mirry widzi raczej niematerialne dary.

- Myślę, że byłoby to dobre, mądre słowo, dystans, poczucie humoru, umiar, harmonia... A taki Owsiak, co mógłby przynieść? Jąkanie i swoje różowe okulary - wylicza Piotr Cieplak. - Dorzuciłbym uśmiech, ale nie lukrowany. Taki, który towarzyszy mądrym oczom.
Współczesną stajenkę, tak jak dwa tysiące lat temu ubogą, wyobrażają sobie również Jacek Kleyff, poeta, bard, lider Orkiestry Na Zdrowie i twórca legendarnej Pomarańczowej Alternatywy Waldemar "Major" Fydrych.
- Wyobraziłem sobie, że Jezus rodzi się na przedmieściach dużego miasta, za jakimś wielkim wysypiskiem śmieci, do którego prowadzi kręta droga - snuje opowieść Jacek Kleyff. - Z miasta jadą do niego trzema drogimi samochodami, volvo czy lexusami, bogaci: jubiler, fabrykant kosmetyków i facet ze zdrową żywnością. Zza tej góry śmieci błyski po niebie idą i naprowadzają ich, gdzie jechać. Okazuje się, że ojciec Jezusa, pan Józek, jest złomiarzem i właśnie coś spawa.

Dziecko, w historii według Jacka Kleyffa, leży w zimnej kanciapie, w kołysce. - A przy nim siedzi Matka (po ćwiartce, żeby nie zamarznąć), kot, pies i nawet koza, do których Jezusek wyciąga rączkę. Bogacze przywożą im złoto, piękne perfumy dla Matki Boskiej i mnóstwo zdrowego jedzenia o wspaniałych ziołowych zapachach - tak by narodziny Zbawiciela widział autor "Nauczycielki". - Dookoła koledzy bezdomni. Śpiewają, pies szczeka, kot miauczy i nawet koza gada, bo to do jej drzwiczek pan Józef dospawał rączkę, ponieważ jest metalowa i po prostu jest piecem. Pan Jezus leży przy niej i jest mu ciepło.
Według Waldemara Fydrycha współczesna stajenka też byłaby uboga, a do Dzieciątka przyszliby bezdomni. - Cóż oni by mogli mu przynieść? Może jakieś chipsy. Na nic innego nie byłoby ich stać - domyśla się twórca Pomarańczowej Alternatywy. - Wielcy tego świata? Raczej nie zauważyliby tych narodzin.

Czy sam wybrałby się do stajenki? - Pewnie tak, o ile bym wiedział. Przyniósłbym coś ciepłego, by Go okryć - mówi wrocławianin. - Chyba że znów narodziłby się w Beltejem, wtedy miałbym kłopot. Musiałbym lecieć samolotem, co byłoby trudne po upadku tych tanich linii.
Kwestia przyjścia do stajenki, których w dzisiejszym świecie nie brakuje, jest też kluczowa według siostry Anny Bałchan.
- Nie wiem, gdzie byłaby stajenka, ale myślę, że zawsze moglibyśmy się zdziwić - mówi zakonnica pomagająca dziewczynom z ulicy. - Może niektórzy przynieśliby mnóstwo elektroniki czy fajne ciuchy, ale raczej stawiam na to, czego nie sprzedają w marketach: miłość, pokój, sens życia, sens cierpienia. Bo co my możemy Mu dać? Ważniejsze jest raczej to, czy w ogóle byśmy tam przyszli. A to już brocha każdego z nas...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dzieciątko Jezus dziś byłoby celebrytą. A wyrywaliby je sobie Kaczyński i Palikot - Gazeta Wrocławska

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki