Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci nietknięte igłą, czyli konflikt "antyszczepionkowców" z lekarzami, z epidemią w tle

Dorota Abramowicz
123rf
Obie strony odmieniają przez przypadki słowo "ryzyko". Wzięci w dwa ognie rodzice stają więc wobec ryzykownej decyzji: szczepić czy nie szczepić dzieci. A odra przeszła już Odrę.

Obie grupy dzieli linia frontu. Po jednej stronie okopali się rodzice dzieci nietkniętych igłą, którzy twierdzą, że mamy do czynienia z manipulacją i propagandą za pieniądze koncernów farmaceutycznych. Z lekka zepchnięci do defensywy po ostatnich doniesieniach o 600 przypadkach odry w Niemczech (w tym jednym śmiertelnym), chorych dzieciach w Poznaniu, Wrocławiu i Szczecinie. Po drugiej - pediatrzy, epidemiolodzy i sporo rodziców pełnych obaw, że "nietknięte" zawloką zarazę do szkół i przedszkoli. Jest jeszcze ziemia niczyja, a na niej matki i ojcowie bezradni, szukający autorytetów i chcący tylko porozmawiać, kiedy można, a kiedy nie szczepić dziecka.

Karolina z Gdańska, mama Ani i Justynki (szczepi córki): Rodzice się gubią. Jesteśmy skazani na szukanie informacji w internecie, skąd dochodzą sprzeczne przekazy. To jest gra na najwyższych uczuciach. Autorzy niektórych wpisów powtarzają niezweryfikowane informacje sprzed lat, straszą, sugerują, że my, szczepiący dzieci, będziemy winni, jeśli zachorują. Dlaczego zostawia się nas samych?

Magdalena, mama rocznego Frania i 3,5-letniej Zosi, po złych doświadczeniach poszczepiennych z córką (miała drgawki) postanowiła na razie "oszczędzić" syna. - Nie jestem do końca przeciwniczką szczepień, ale po rozmowie ze znajomą pielęgniarką uznałam, że można je wykonać u Frania w drugim roku życia - mówi Magdalena. - Dlaczego nie pytałam lekarza? Pół roku temu przeprowadziłam się do Gdyni. W przychodni byłam raz, zobaczyłam tłum przeziębionych dzieci, kolejny raz nie poszłam. Cały czas szukam pediatry, który wytłumaczyłby mi, czy dziecko się już nadaje, czy nie. Mam też mnóstwo pytań dotyczących jakości poszczególnych szczepionek. Brakuje mi indywidualnego podejścia do każdego dziecka...

Pan Marek, ojciec czworga dzieci: - Szczepienia interesują mnie od kilku lat, od momentu, gdy zaufany pediatra, który ma pod opieką najmłodszego, siedmioletniego dziś syna, poradził nam zakupić szczepionki i rozdzielić tę bezpłatną "trzy w jednej" [przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi - red.] na trzy raty. Zalecił nie szczepić wszystkim naraz, a oddzielnie, i to szczepionką lepszej jakości. Kosztowało nas to kilkaset złotych, ale był to sygnał, że coś się dzieje nie tak! Od tego momentu zacząłem szperać w sieci i jestem zdruzgotany...

W całej Polsce nie zaszczepiono prawie 13 tys. dzieci. Na Pomorzu żyje 1695 osób (do 19 roku życia), których nie poddano obowiązkowym szczepieniom. W Nowym Dworze Gdańskim jedna, w Malborku trzy, w Gdańsku 245, ale już w Gdyni - rekordzistce, mieszka 632 niezaszczepionych dzieci i nastolatków.

- Dziwi ten trend w mieście, które jako pierwsze zafundowało dziewczynkom szczepionki przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV) - zastanawia się specjalista chorób zakaźnych u dzieci. - Może to przykład modnej ekomamy, mieszkającej w Gdyni piosenkarki Reni Jusis, która publicznie w telewizji śniadaniowej deklarowała, że nie zaszczepi dziecka przed ukończeniem pierwszego roku życia? Chociaż z drugiej strony - gdynianką była także nieodżałowana Ania Przybylska, która przecież szczepiła dzieci...

Narodziny buntu

Do szczepień, mających zapobiegać groźnym chorobom zakaźnym, od dawna podchodzono nieufnie. Przed 130 laty stutysięczny tłum wyszedł na ulice Leicester w Wielkiej Brytanii, by zaprotestować przeciw szczepieniom na ospę prawdziwą. Ludzie nieśli trumnę dziecka i spalili kukłę Edwarda Jennera, odkrywcy szczepionki, która ostatecznie w 1980 roku doprowadziła do całkowitego zwalczenia tej strasznej choroby.

Ojcem współczesnych ruchów antyszczepionkowych jest Anglik, dr Andrew Wakefield, który w 1998 roku ogłosił, że potrójnie skojarzona szczepionka przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR) może powodować autyzm. W Polsce te same poglądy prezentuje prof. dr hab. Maria Dorota Majewska (jest neurobiologiem), która mówi od lat, że szczepionki wywołują nie tylko autyzm, ale także ADHD i zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego. W liście otwartym z 2012 roku prof. Majewska postawiła tezę, że poziom śmiertelności polskich niemowląt (6-7 prom.) jest związany z obecnością thimerosalu w szczepionkach podawanych dzieciom. List ten do tej pory krąży w internecie i jest cytowany przez przeciwników szczepień, chociaż śmiertelność niemowląt w Polsce spadła tak naprawdę do 4,7 prom. i w ubiegłym roku była już niższa niż w Wielkiej Brytanii.

W 2010 roku "Sunday Times" opublikował wyniki dziennikarskiego śledztwa, prowadzonego przez Briana Deera. Dziennikarz zainteresował się wynikami badań naukowców, którzy poszli śladem publikacji Wakefielda i nie potwierdzili doniesień o związku szczepień z autyzmem. Z artykułu wynikało, że Brytyjczyk samowolnie zmienił historie chorób pacjentów pod z góry założoną tezę. Przyczyną takiego działania miała być chęć zysku - Wakefield współpracował z firmami produkującymi szczepionki zastępujące MMR i dostarczającymi zestawy diagnozujące choroby jelit rzekomo wywoływane przez wirusa. Ostatecznie środowisko naukowe uznało działania Wakefielda za nieetyczne, a on sam dostał zakaz wykonywania zawodu lekarza w Wielkiej Brytanii.

Jednak dla osób sprzeciwiających się obowiązkowym szczepieniom, zarówno w USA, jak i w Europie, brytyjski lekarz pozostaje autorytetem i zarazem ofiarą spisku producentów szczepionek. - Łatwo policzyć, jakie straty ponoszą koncerny farmaceutyczne z powodu niesprzedanych szczepionek - mówi dr Jerzy Jaśkowski, od lat walczący z obowiązkowymi szczepieniami. - Jeśli szczepionka kosztuje 150 złotych i nie skorzysta z niej 10 tysięcy osób, to mamy już 150 milionów złotych utraconego zysku. W Polsce do szczepień zachęcają ludzie biorący pieniądze z firm farmaceutycznych. Z tego samego powodu nie zgłasza się przypadków NOP, czyli niepożądanych odczynów poszczepiennych.

To geny, nie szczepionki

Kierownik Kliniki Neurologii Rozwojowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku dr hab. Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska wielokrotnie leczyła małych pacjentów z niepożądanym odczynem poszczepiennym. Uważa jednak, że z obowiązkowych szczepień nie można rezygnować.

- Ryzyko z niezaszczepienia dziecka jest większe niż ryzyko związane ze szczepieniem - stwierdza zdecydowanie dr hab. Mazurkiewicz-Bełdzińska. - W sytuacji gdy mamy za granicą odrę, a w Polsce od stycznia zachorowało na nią już co najmniej sześcioro dzieci, szczepienia są niezbędne. Niestety, nikt nie myśli, że zachoruje na odrę, tak samo jak niewielu pamięta o poliomyelitis, czyli chorobie Heinego-Medina, sporadycznie pojawiającej się chociażby w Bułgarii i Rumunii.

Ostatnio w talk show "Jimmy Kimmel Live!", w amerykańskiej stacji ABC, wystąpiła piątka lekarzy, którzy mieli wytłumaczyć potrzebę szczepienia dzieci. Jeden z nich rzucił w kierunku kamer: "Pamiętasz, jak miałeś polio? Nie pamiętasz, bo rodzice cię, k...a, zaszczepili!".

- Dzięki szczepieniom znikają choroby, które jeszcze niedawno atakowały dzieci - mówi dr Sławomira Niedźwiecka, kierująca oddziałem obserwacyjno-zakaźnym dziecięcym Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku. - Kiedyś miałam pół oddziału dzieci z wirusowym zapaleniem wątroby typu B, teraz praktycznie wzw B u dzieci nie występuje. Podobnie jest ze świnką i różyczką, które hulały przed laty. Dziś zachorowania to rzadkość.

Lekarze zgadzają się, że istnieje ryzyko reakcji poszczepiennych. - W związku z tym zawsze ważna jest kwalifikacja pacjenta - powtarza dr Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska. - Podstawowy wymóg - dziecko musi być zdrowe. Oczywiście, decyzję, czy dziecko może być w danym momencie szczepione, musi podejmować lekarz. Potrzebne jest indywidualne podejście do każdego pacjenta.
Neurolog dziecięcy tłumaczy, że prowadzone w ciągu ostatnich lat badania dotyczące powikłań poszczepiennych nieco odwróciły wcześniejsze przekonanie, że to szczepionka jest "matką choroby". Najczęściej okazuje się, że dziecko, u którego doszło do NOP, cierpiało już na ukryte defekty genetyczne, które wcześniej lub później doprowadziłyby do ujawnienia się choroby. I choć podanie szczepionki może przyspieszyć ten moment, to tak czy inaczej, jest to moment nieuchronny.
Przykład - zespół Draveta, czyli ciężka miokoloniczna padaczka niemowląt, dziedziczona genetycznie. Pierwszy napad padaczki może być wywołany przez wiele czynników, np. przez ciepłą kąpiel, wzrost temperatury lub przez choroby, które czasem związane są ze szczepieniem. Czasem, ale nie zawsze.

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?

Argument, że szczepienie jest mniejszym złem, nie trafia do wszystkich. Tak samo jak zapowiadane przez sanepid kary finansowe dla rodziców, którzy nie przyjmują do wiadomości słowa "obowiązkowy".

Anna, matka 5-letniego syna i 15-miesięcznej córeczki, prosi, by napisać tylko, że mieszka na Kaszubach. Dzieci nie zamierza szczepić. - Po zaszczepieniu przeciw odrze, śwince i różyczce 14-miesięczny wówczas synek płakał całą noc, zmienił się. Objawy minęły po miesiącu, ale od tamtego czasu przestaliśmy szczepić dzieci. Uważam, że rodzice - tak jak czytają informacje o każdym podawanym dziecku leku - powinni czytać ulotki dołączone do szczepionki. Problem w tym, że nam się ich nie udostępnia. A choroby, którymi nas ostatnio straszą, nie są dla dzieci bardziej niebezpieczne niż dla dorosłych, którzy już nie mają na nie odporności. Tylko jakoś nikt nie robi afery z obowiązkowym szczepieniem całej populacji.

Według Anny, skutki "nietknięcia igłą" są widoczne. Córka często chorowała, ale już syn praktycznie nie opuszcza zajęć w przedszkolu. Kłopoty?

- Ogólnie nie mam, chociaż odczuwam, że lekarz pediatra nas nie lubi - twierdzi Anna. - Kar się nie boję. Przymus szczepień jest niezgodny z Konstytucją RP. Jeśli podejmie się próby ukarania nas, będzie to znaczyło, że żyjemy w państwie totalitarnym.
Anna Obuchowska, zastępca państwowego wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku, odpowiada: - W Polsce obowiązek szczepień ochronnych wynika wprost z przepisów prawa, czyli z ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi z 2008 roku. Zwolnić ze szczepień może jedynie lekarz, który stwierdzi u dziecka przeciwwskazanie lub wskazanie do czasowego odroczenia wykonania szczepienia. W pozostałych przypadkach niewypełnienie obowiązku szczepieniu ochronnego skutkuje wszczęciem postępowania egzekucyjnego.

Przeciwnicy szczepień powołują się na wyrok sprzed dwóch lat, gdy Naczelny Sąd Administracyjny nakazał powiatowym stacjom sanepidu w Wielkopolsce zwrócić grzywny w wysokości od 200 do 5 tys. zł nałożone za uchylanie się od obowiązku szczepienia dzieci. Według NSA, to nie sanepid, ale wojewoda był uprawniony do karania rodziców.

- Tamten wyrok był dla nas sygnałem, że należy się mocniej do sprawy przyłożyć - słyszę w WSSE w Gdańsku.
Dlatego dziś na Pomorzu włączono już przedstawiciela rządu w terenie do ścigania przeciwników szczepień. Procedura jest skomplikowana i mocno rozciągnięta w czasie. Przed rozpoczęciem postępowania egzekucyjnego do rodziców wysyłane są wezwania do dobrowolnego wykonania obowiązku zaszczepienia dziecka. Brak reakcji na wezwanie skutkuje nadesłaniem upomnienia. Dopiero zlekceważenie upomnienia sprawia, że inspektor sanitarny występuje do wojewody o wszczęcie egzekucji. Ale i tu nic się nie dzieje automatycznie - rodzice mogą zgłosić do wojewody zarzuty w sprawie prowadzenia postępowania egzekucyjnego i wnieść zażalenie na postanowienie o nałożeniu grzywny. Nawet niekorzystna dla rodziców reakcja na zażalenie może być zaskarżana na kolejnych szczeblach, aż do ministra zdrowia włącznie.

Dziura w systemie

Na razie w naszym województwie nikogo jeszcze nie ukarano. I to nie tylko dlatego że seria odwołań pozwala na przeciąganie w czasie egzekucji grzywny. Okazuje się, że wystarczy kilka przeprowadzek rodziców, by dziecko umknęło systemowi.

- Jasiek urodził się w Poznaniu, potem mieszkaliśmy w jednym z pomorskich miast, a obecnie jesteśmy w Gdańsku - mówi Paulina. - Syn, zaszczepiony w drugiej dobie po urodzeniu na gruźlicę, przeszedł ciężkie zapalenie węzła chłonnego, trafił nawet na stół operacyjny. Potem przeniesiono mu jedno ze szczepień, drugiego też nie było ze względu na infekcję. Kiedy wyprowadzaliśmy się z Wielkopolski, wydano nam kartę szczepień Jasia, którą od tej pory woziliśmy ze sobą. Nikt przez trzy kolejne lata nie spytał nas ani o kartę, ani o szczepienia, póki nie oddaliśmy dokumentu w Gdańsku. Uważam, że ten system jest maksymalnie dziurawy.

Paulina, choć nadal tkwi w niej strach przed reakcją na kłucie dzieci, szczepi Jasia i jego roczną siostrzyczkę Amelkę. - Ten strach ma konkretny wymiar finansowy - stwierdza z goryczą. - Powiedziano nam, że szansą na uniknięcie ryzyka jest podawanie szczepionek wieloskładnikowych, lepiej tolerowanych przez dzieci i powodujących mniej niepożądanych odczynów poszczepiennych. W przeciwieństwie do pojedynczych szczepionek, trzeba za nie płacić. Do tej pory wydaliśmy już ze 3 tysiące złotych, to dla nas naprawdę duża kwota.

Przejść odrę

Światowa Organizacja Zdrowia poinformowała w tym tygodniu, że w ubiegłym roku w Europie, głównie w Bośni i Hercegowinie, Rosji, Włoszech i Niemczech, na odrę zachorowało ponad 22 tys. osób. WHO zaapelowała do wszystkich państw o wznowienie kampanii szczepień przeciwko tej chorobie.

Na stronie głównego inspektora sanitarnego, obok wezwań do szczepienia dzieci, pojawiła się informacja, że "w Polsce przed wprowadzeniem szczepień każdego roku na odrę chorowało 120-200 tys. osób, a 100-300 osób umierało". W 2014 roku zanotowano w Polsce 110 przypadków zachorowań.

Tylko czy aż? I czy grozi nam epidemia?
- Czy pani słyszała o epidemii odry w 1990 roku, gdy zachorowało 50 tysięcy dzieci? - mówi przeciwnik szczepień dr Jerzy Jaśkowski. - Niech dziś więc nie straszą pojedynczymi przypadkami, zwłaszcza że około 98 procent dzieci i tak jest zaszczepionych.

Epidemiolodzy odpowiadają - nie zapominajmy, że każdy przypadek odry, zwłaszcza gdy pojawią się powikłania, może się skończyć tragicznie. Szczególnie narażone są dzieci najsłabsze (z chorobą nowotworową, cierpiące na przewlekłe choroby serca, nerek i wątroby), które ze względu na przeciwwskazania same nie mogą być poddane szczepieniu. W USA szerokim echem odbiła się sprawa Carla Krawitta, ojca chorego na białaczkę nieodpornego chłopca, który zaapelował do kuratorium o zakaz wpuszczania do szkół dzieci, które nie dostały szczepionki.

- Wszyscy rodzice dzieci, które trafiły do nas z chorobami zakaźnymi, widzą sens szczepień - twierdzi dr Sławomira Niedźwiecka. - Niestety, już po fakcie. A co do odry, to jestem pewna, że pojawi się ona niebawem i na Pomorzu. Wrocław, Poznań, Szczecin, Warszawa, a potem - bez dwóch zdań - przyjdzie czas i na nas.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki