Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor cudownie uzdrowił maszt

Mateusz Węsierski
Koszmar 10-letniego Huberta Pupka Lipińskego ze wsi Głodowo pod Miastkiem trwa nadal. Niewykluczone, że lekarze będą musieli mu amputować dłoń po tym, jak w czwartek wieczorem zakleszczyła się w siewniku podczas prac polowych.

Akcja ratunkowa trwała w sumie prawie 10 godzin, m.in. z powodu awarii masztu radiowego przy Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Miastku. Jak na ironię wypadek Huberta pomógł szpitalowi, bo dopiero teraz dyrektorowi udało się znaleźć firmę, która naprawi maszt. Antena ma działać już dziś.

- Poradziliśmy sobie z tym problemem i jest nadzieja, że maszt będzie działał. Niedogodności, jakie wystąpiły podczas akcji ratowania życia tego chłopca, już więcej nie wystąpią - obiecuje Zbigniew Binczyk, dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego.

Szkoda, że tak późno, bo personel szpitala przez wiele miesięcy musiał się porozumiewać za pomocą prywatnych telefonów komórkowych. Karetka z karetką, karetka z dyspozytornią i karetka ze śmigłowcem, jeśli przylot był konieczny. Niestety, tak się właśnie stało po wypadku chłopca, a operacja ręki nie mogła się odbyć później niż 12 godzin od wypadku. Wezwano helikopter. Ten błądził nad powiatem bytowskim, bo nie było kontaktu z ekipą ratującą chłopca. Lekarzowi z pogotowia cudem udało się dodzwonić z telefonu komórkowego i ustalić, że załoga śmigłowca czeka w Bytowie.

- Zaczął się szaleńczy rajd po 30 kilometrach dziurawej i krętej drogi, a gdyby działał maszt, to helikopter wylądowałby na miejscu wypadku - oburza się dr Piotr Kuliński.

Hubert wylądował śmigłowcem w Gdańsku o godzinie 18. Trzy godziny po wypadku. Horror trwał dalej. Dopiero o północy przyleciał samolot, który zabrał chłopca do Szczecina. Dopiero wtedy trafił "pod nóż". Pacjent kuruje się teraz po ciężkiej operacji. Niestety nie wiadomo, czy nie straci dłoni.

- Stan zdrowia Huberta jest obecnie dobry, ale nie wiadomo, czy jego ręka przeżyje. Może stracić część kończyny, od nadgarstka w dół. Reszta na pewno będzie uratowana - mówi prof. Andrzej Żyluk, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Ręki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie.
Operacja trwała w sumie osiem godzin. Prowadził ją dr Piotr Puchalski.

- Nawet jak ręka przeżyje, to chłopca i tak czeka jeszcze wiele operacji, bo ma duże ubytki nerwów i ścięgien. Trzeba je zregenerować, bo inaczej ręka nie będzie mu funkcjonować i będzie, brutalnie mówiąc, zbyteczna - dodaje prof. Żyluk.

Zbyteczne było też zamieszanie z masztem, przez które chłopiec tyle wycierpiał.
- Szkoda gadać. Nie życzyłbym nikomu takiego horroru - mówi dziadek chłopca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki