Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

DWUGŁOS ws. Stoczni Gdańskiej. Janusz Lipiński: Zniszczenie kolebki Solidarności to tylko mit

Janusz Lipiński, były prezes Synergii 99
Janusz Lipiński
Janusz Lipiński Archiwum
Album "STOCZNIA SZLAGA" to raczej użyteczne narzędzie interwencji/manipulacji społecznej niż wizualne świadectwo rzeczywistości - pisze były prezes Synergii 99, Janusz Lipiński

Wypowiedź ta, choć dotyczy wydanego w 2013 roku albumu fotograficznego Michała Szlagi pt. "STOCZNIA SZLAGA", jest także próbą wzięcia udziału w dyskusji na temat dawnych terenów Stoczni Gdańskiej. Album Szlagi wywołuje także szereg refleksji na temat sztuki społecznie zaangażowanej. Określono go w tekstach towarzyszących fotografiom jako "fotograficzny zapis stoczni", jako "dokument o skutkach podjętych decyzji", a także "jako metaforę masowego ruchu robotniczego, metaforę zmian w przemyśle". Uważam, że obrazy, które autor prezentuje w albumie, choć odnoszą się do konkretnej rzeczywistości, nie należą do kategorii fotografii dokumentalnej. Myślę też, że wszyscy współautorzy tej książki nieświadomie (?) wzięli udział w projekcie mitotwórczym.

Burzenie Stoczni Gdańskiej: Petycja ws. terenów postoczniowych. Kolebka "S" pomnikiem? [DWUGŁOS]

Hala nr 69B

Sztandarowym zdjęciem Michała Szlagi w jego albumie jest pokazany na okładce i powtórzony wewnątrz jako pierwszy obraz poskręcanej, zardzewiałej konstrukcji leżącej na ziemi i wyłaniający się spoza niej zamglony zarys potężnego budynku z umieszczonym na szczycie napisem: STOCZNIA GDAŃSKA. Z tyłu za budynkiem, na tle szarego nieba i zacinającego deszczu ze śniegiem, wyłaniają się ramiona stoczniowych dźwigów. W warstwie estetycznej dominują trzy kolory: szaro-czarna, przysypana śniegiem ziemia, rdzawo-ceglana konstrukcja, szaro-niebieskie, stalowe niebo.

DWUGŁOS ws. Stoczni Gdańsk. Andrzej Trzeciak: Dzieje stoczni należy traktować całościowo

Skojarzenia patrzącego są automatyczne jak odruch Pawłowa: oto widzimy umierającą, niszczoną zapewne przez "pazernych deweloperów" stocznię, to symbol upadłego przemysłu stoczniowego. Nastrój zdjęcia jak w zonie Tarkowskiego, czekamy tylko, aż z mgły wyłoni się Stalker. On to poprowadzi nas przez to pobojowisko.

Co zaś naprawdę przedstawia ta fotografia?
Na pierwszym planie widzimy resztki metalowej konstrukcji po hali produkcyjnej nr 69B, która spłonęła 19 stycznia 2012 roku. Budynek użytkowała prywatna firma HTEP Sunreef Yachts, produkowano tam supernowoczesne, luksusowe jachty. Wszystko projektują i wykonują ludzie z Gdańska, firma zaczęła od zera, wynajmując pierwszy budynek na terenie stoczniowym w 2002 roku.

Ciekaw jestem, dlaczego Michał Szlaga, znając fakty, umieścił to właśnie zdjęcie na okładce książki (i powtórzył je trzy razy), szufladkując je tym samym jako ikonę upadku stoczni. Mimo że prawdziwa historia, kryjąca się za tym zdjęciem, mówi zupełnie co innego niż to, co artysta chce nam przekazać.

Brama historyczna nr 2

Zobaczmy teraz zdjęcie (bez opisu, bez daty) na nienumerowanej stronie 17 albumu. Ta niepozorna fotografia w szaro-niebieskiej tonacji pokazuje fragment stoczniowej bramy historycznej nr 2. Określenie "historyczna" wymaga chyba sprecyzowania, do jakiego momentu historii sięgamy? Oczywiście do 31 sierpnia 1980 roku. A może też do wydarzeń z 16 grudnia 1970 r., kiedy to wychodzących ze strajkującej Stoczni im. Lenina przywitały strzały oddane z karabinów władzy ludowej. A może do represji stanu wojennego czy strajków 1988 roku? Można powiedzieć, że pewnie do wszystkich z nich, choć najbardziej znany pozostanie Sierpień 1980.

Niestety, brama, którą widzimy na zdjęciu, nie była świadkiem żadnego z tych wydarzeń. Została bowiem staranowana przez czołgi na początku staniu wojennego i nikt potem nie dopilnował, żeby remontując ją, zachować jej oryginalną konstrukcję w formie, jaką miała podczas któregokolwiek z wymienionych tu wydarzeń. Ile osób patrzących na to zdjęcie o tym wie? Prof. Małgorzata Omilanowska w swojej opinii z 2011 roku zachęcała władze Gdańska do "[…] zabezpieczenia i odtworzenia historycznej formy zespołu bramy nr 2 wraz z portiernią". Skończyło się to wielką awanturą polityczną z powodu "imienia Lenina" w nazwie Stoczni Gdańskiej. Wziął w niej też udział Michał Szlaga. I to jako wyraźnie zdefiniowana strona. Na swoim blogu pisał w niedzielę, 15 kwietnia 2012 roku: "[…] Tak szczególnie zaangażowanemu w dobrej sprawie konserwatorowi zabytków warto chyba przypomnieć, że Stocznia to nie tylko ostatnie 32 lata i nie tylko »S«... Ona stoi w tym miejscu już około 150 lat i może równie ochoczo o tym by sobie przypomniał i zechciał pochwalić się jakąś cenną i atrakcyjną inicjatywą również za bramą - tam gdzie nie wszystko jeszcze jest scenografią??? Niezły Disneyland!".

Szlaga nie byłby fotografem, gdyby na swoim blogu nie umieścił kilku fotografii, gdzie na dużych kadrach, w pełnym słońcu i kolorze zaprezentował ten "sierpniowy Disneyland". Nie ma tam nostalgicznego szaro-niebieskiego kolorytu, widać całą bramę i napis, nie jak na zdjęciu w albumie, gdzie fotograf obciął kadr tak, że nie widzimy górnej belki bramy, na której zawisły kontrowersyjne (im. Lenina), choć "prawdziwe sierpniowe" napisy. Konserwatorowi Michał Szlaga przypomina o znacznie starszej, bo 150-letniej historii Stoczni Gdańskiej. Jednak nie pisze, że te stare dzieje, którymi to podobno nie interesuje się konserwator, dotyczą okresu, kiedy budynki Stoczni Gdańskiej były przede wszystkim materialnym świadectwem i jedną z "kolebek", ale pruskiego i nazistowskiego militaryzmu. To tu przecież zostały zbudowane pancerniki i krążowniki dla Deutsches Reich, a później U-booty dla hitlerowskich Niemiec. O tym w całym albumie ani słowa. A więc dla Michała Szlagi próba konserwatorskiego odtworzenia stanu z sierpnia 1980 roku to jest kicz Disneylandu, a powściągliwość w odgrzewaniu tradycji Deutsches Reichu to powód do sarkazmu i połajanki.

Martwa Wisła

Na nienumerowanej stronie 20 oglądamy zdjęcie spienionych fal, obmywających stalowe sanie pochylni wybiegowej, pewnie chwilę po wodowaniu kadłuba nowego statku. Woda aż buzuje intensywną czerwienią fal, toczących białą pianę. Mamy wrażenie, jakby ktoś spuścił do koryta rzekę krwi. Ale co naprawdę widzimy? Otóż wraz z wodowanym kadłubem z pochylni do rzeki płyną zawsze trujące związki ołowiu znajdujące się w farbach stosowanych do zabezpieczenia żelaza przez korozją. Minia występuje w postaci czerwonego proszku i oczywiście jak wszystkie związki ołowiu jest trująca. Nie trzeba dodawać, jak to wpływa na stan środowiska. Martwa Wisła nie dlatego umarła biologicznie, że główny nurt Wisły wpada do Zatoki Gdańskiej w innym miejscu, tylko dlatego, że przemysł ciężki zatruwał rzekę od połowy XIX wieku aż do dzisiaj.

Nowy właściciel terenów postoczniowych zbadał zatrucie środowiska: powietrze, wodę i ziemię (do 15 metrów w głąb). Opracował plan oczyszczenia terenu i wziął się do roboty. Usunął z terenu i budynków azbest, źródła węglowodorów i inne związki trujące. Zlikwidował urządzenia, wyposażenie i całe hale przemysłowe przesycone truciznami przemysłowymi nie do zaakceptowania w XXI wieku. Stan środowiska znacznie się poprawił. Kosztowało to naprawdę duże pieniądze.

Próba odpowiedzi

W albumie jest więcej tego typu zdjęć, obrazów oderwanych od rzeczywistości, a czasem wręcz na granicy manipulacji. O co zatem chodzi autorom tej książki, o co walczy Michał Szlaga? Na pierwszy rzut oka walczy o zachowanie niewyburzonych jeszcze XIX-wiecznych budynków na terenach byłej Schichau-Werft oraz Kaiserliche-Werft Danzig, po 1945 roku przemianowanych na Stocznię Gdańską im. Lenina.

Część tych terenów, w zamian za spłacenie długów, otrzymała od Stoczni Gdańskiej w 2000 roku spółka Synergia 99. Synergia 99 została powołana do życia przez Stocznię Gdynia, ówczesnego właściciela Stoczni Gdańskiej, w celu przygotowania uwalnianych stopniowo od produkcji stoczniowej terenów w taki sposób, aby nadawały się do zabudowy miejskiej. Głównymi zadaniami były: poprawa stanu zniszczonego przez przemysł ciężki środowiska naturalnego, stworzenie nowych koncepcji zagospodarowania terenu, zmiana funkcji użytkowych, znalezienie partnerów - inwestorów w procesie budowy nowoczesnego miasta na miarę XXI wieku. Częścią tych działań były wyburzenia.

Dla fotografującego to wszystko Michała Szlagi, także dla autorów tekstów, były to "nieuzasadnione" wyburzenia, a przecież to właśnie na jego zdjęciach widać najlepiej, z jaką materią wszyscy mieli do czynienia. Szlaga powinien wiedzieć, że nie można we współczesnym świecie użytkować budynków, których konstrukcja, ściany, stropy i podłogi przesycone są groźnymi truciznami. Szlaga powinien rozumieć, dlaczego konieczne było całkowite wyburzenie wytwórni toksycznego i wybuchowego acetylenu, która znajdowała się w uroczym budynku otoczonym fotogenicznymi krzakami - 50 m od hotelu, szpitala i budynków mieszkalnych.

Rozumiemy wszyscy, że trzydziestoletni, kompletnie przerdzewiały samochód nie nadaje się do jazdy i kończy żywot na złomowisku, bo jest dla człowieka niebezpieczny. Ale znacznie trudniej jest zrozumieć, że to samo, a nawet jeszcze bardziej dotyczy przemysłowych urządzeń i budynków.

Próbuję zrozumieć, dlaczego fotograf zajmujący się na co dzień fotografią dokumentalną, postanowił trochę "pomajsterkować", komponując z niej album "STOCZNIA SZLAGA". Warto tu przypomnieć, że Michał Szlaga wykonał wiele fotograficznych dokumentacji wyburzanych obiektów, w tym na zlecenie ich właścicieli. Oglądając je, można łatwo zauważyć, czym się różnią od fotografii zamieszczonych w albumie. Te zdjęcia - dokumenty, pozbawione wszelkiej obróbki, pokazujące w sposób usystematyzowany poszczególne fragmenty obiektu, jego wnętrza i detale, ale i także kontekst przestrzenny, przemawiają o wiele mocniej niż ułożone w formie romantycznej ballady fotografie z albumu "STOCZNIA SZLAGA".

Obrazy przedstawione w albumie to quasi-dokumentalna narracja zbudowana na bazie dokumentu, ale będąca w całości rodzajem gestycznego faktoidu, czyli zdarzenia "faktopodobnego" - informacji, uważanej za prawdziwą tylko dlatego, że została opublikowana w mediach. Inaczej mówiąc, jest to raczej użyteczne narzędzie interwencji/manipulacji społecznej niż wizualne świadectwo rzeczywistości. Przy okazji ten wyrazisty gest artysty służy także budowaniu mitu niszczonej kolebki i jest częścią szerszego projektu o charakterze mitotwórczym.

W albumie Szlagi narracja faktograficzna jest tak skonstruowana, że powoduje w oglądającym narastające napięcie i zostawia odbiorcę we łzach i wściekłości. Oto fragment tekstu Jarosława Zalesińskiego z "Dziennika Bałtyckiego" z 25 września 2013 roku: "[…] Chodzi się po tej książce dokładnie tak samo, jak po cmentarzu na Wszystkich Świętych. […] Liczyła się jedynie solidarnościowa tradycja, której pamiątki objęto konserwatorskimi zapisami. Reszta mogła pójść pod nóż. […] Pewnie nie powinienem tego na głos mówić, ale w pewnym momencie przeglądania albumu najzwyczajniej zebrało mi się na płacz. Z poczucia bezsilności".

Trzeba tu postawić pytanie: nad zniszczeniem jakiej stoczni lamentują autorzy albumu? Większość XIX-wiecznych budynków i urządzeń po prostu nie nadaje się do kontynuowania w nich produkcji w XXI wieku, i to w środku miasta. A wyburzenia budynków? Większość z nich została zlikwidowana, bo przez całe lata nie można było znaleźć dla nich żadnych użytkowników zdolnych je utrzymać, stanowiły zagrożenie, a dodatkowo niektóre z nich nie miały żadnej wartości kulturowej.

Część budynków jest chroniona przez prawo lokalne, czyli zapisy w planach miejscowych, bo są głównym składnikiem charakterystycznego stoczniowego krajobrazu lub częścią układu urbanistycznego wartego zachowania. Cały "komponent wolnościowy" jest wyjątkowo dobrze chroniony. Prywatny właściciel najpierw zapłacił za salę BHP, a potem podarował ją Solidarności. Tereny Placu Solidarności z Pomnikiem Poległych Stoczniowców i Drogą do Wolności są własnością miasta, budynek ECS jest gotowy, za chwilę wykonane będą prace przy urządzeniu zasadniczego odcinka Drogi do Wolności. Są oczywiście dyskusje, ale jest to raczej spór różnych idei czy sposobów ochrony, a nie walka z kimś, kto chce te tradycje zniszczyć.

Warto w tym miejscu przypomnieć projekt budowy na tych terenach Młodego Miasta. I warto przez chwilę wyobrazić sobie, jak wyglądałyby te tereny, gdyby istniała już ta dzielnica. Szlaga buduje zaś propagandę na ten temat, jak zresztą i reszta autorów, na klasycznej opozycji dobry-zły. Źli to zawsze "inni", a nie "my-dobrzy". Ci źli-inni to: "lokalni decydenci, wspierani przez zaufanych, wyśmienitych architektów, naukowców i planistów". Ale ci "inni" oszukali nas i wszystko, co od nich pochodzi, jest złe, czyli "…barbarzyński plan miejscowy, brak badań zabytkoznawczych, fatalne rozwiązania komunikacyjne" itd., itp. To, że te opinie nie są oparte na faktach, tylko na emocjonalnej ocenie "przymiotnikowej", że są typowymi faktoidami, nie ma żadnego znaczenia.

Janusz Lipiński jest byłym prezesem spółki Synergia 99, która miała się zająć zagospodarowaniem dużej części nieruchomości, zajmowanych wcześniej przez Stocznię Gdańską. Większościowym udziałowcem Synergii była Stocznia Gdynia, która - po tym jak stała się właścicielem Stoczni Gdańskiej -aportem wniosła grunty. W wyniku podziałów Synergii w 2006 i 2008 roku terenami postoczniowymi dysponuje obecnie kilka różnych spółek.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki