Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch ludzi, dwa plemiona, dwie Polski… Mieczysław Jałowiecki i Basil Kerski

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Pochówek Mieczysława Jałowieckiego na gdańskim Cmentarzu Srebrzysko.
Pochówek Mieczysława Jałowieckiego na gdańskim Cmentarzu Srebrzysko. Jakub Steinborn
Mieczysław Jałowiecki i Basil Kerski… Pierwszy to arystokrata, ziemianin i dyplomata. Drugi - politolog, urzędnik i menadżer kultury. Pierwszego w 60 lat po śmierci właśnie pochowano w Gdańsku. Drugi po raz kolejny zasiadł w fotelu dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności.

Pierwszy z nich wywodzi się z ruskich kniaziów. Drugi jest synem Polki i Irakijczyka… Mieczysław Jałowiecki urodził się 2 grudnia 1876 roku na Litwie w majątku ziemskim Syłgudyszki. Całe życie poświęcił Polsce, zmarł na emigracji, prawie kompletnie zapomniany. Basil Kerski - 19 listopada 1969 roku w Gdańsku, jako Basil Sabah Kamil Khiry. Mając 17 lat wyrzekł się polskiego obywatelstwa i został… Niemcem.

Litwa i Niemcy

W swojej najlepszej chyba książce zatytułowanej „Na skraju imperium” Jałowiecki tak wspominał własną historię: „Nasza rodzina należała do Rurykowiczów, a to w Rosji znaczyło bardzo dużo. Czuliśmy się jednak Polakami, a to w Rosji bardzo przeszkadzało…”. Miłość do Polski zaszczepił Mieczysławowi ojciec, Bolesław – syn powstańca styczniowego, generał-major w armii carskiej, poseł do rosyjskiej Dumy Państwowej, dyrektor naczelny Towarzystwa Kolei Dojazdowych oraz Aleksandryjskich Zakładów Budowy Parowozów i Wagonów w Petersburgu.

Basil Sabah Kamil Khiry też miał problemy z identyfikacją. Gdy tylko osiągnął wymagany prawem wiek, zmienił nazwisko i obywatelstwo – bo taką woltę doradzili mu rodzice… Szczegóły tej transformacji, w marcu 2011 roku – już po wyborze na dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności – przytoczyła „Gazeta Wyborcza”. Według jej informacji Kerski zrzekł się polskiego obywatelstwa, ponieważ „z takim nazwiskiem łatwo nie znalazłby mieszkania”. I jest to poniekąd fakt, bowiem życie Polaka w Niemczech, zwłaszcza z ciemną karnacją i arabskim nazwiskiem, rzeczywiście może nie być najprzyjemniejsze. Zresztą Kerski, udzielając wywiadu „Wyborczej”, najprawdopodobniej już coś na ten temat widział. Bo trzy lata wcześniej, 10 czerwca 2008 r., w rozmowie z „Berliner Zeitung” zadeklarował jednoznacznie swoją przynależność narodową: „Ojczyzną jest dla mnie miejsce, gdzie jest moja miłość i gdzie urodziły się moje dzieci, a więc Berlin”.

Jego Westerplatte

Mieczysław Jałowiecki uzyskał znakomite wykształcenie. Studiował na Politechnice w Rydze, gdzie uzyskał tytuł agronoma. Następnie odbył służbę wojskową w Pułku Konnych Grenadierów Gwardii oraz praktyki zawodowe pod Rygą i w Niemczech. Po ich zaliczeniu kontynuował studia w Halle i w Bonn, gdzie obronił pracę doktorską z uprawy i melioracji torfów… Władał również siedmioma językami. Umiejętność ta pomogła mu w dyplomatycznej karierze. Jeszcze przed rewolucją bolszewicką zdążył zostać attaché ds. rolnictwa w ambasadzie Rosji w Berlinie, radcą Ministerstwa Rolnictwa w Moskwie, dyrektorem kilku towarzystw akcyjnych, marszałkiem szlachty powiatu święciańskiego i członkiem Wileńskiego Banku Ziemskiego.

Zdobycie wysokiej pozycji społecznej ułatwiły mu także rodzinne koneksje. Matka - Aniela z Witkiewiczów była córką zesłanego do Tobolska powstańca i najmłodszą siostrą malarza Stanisława Witkiewicza - ojca Witkacego. Józef Piłsudski był z kolei wujem Jałowieckiego. Bliskie pokrewieństwo łączyło go również z Melchiorem Wańkowiczem oraz prezydentem RP Gabrielem Narutowiczem. W jego żyłach płynęła prócz ruskiej i polskiej również szkocka krew - babka Mieczysława pochodziła z klanu McDonaldów.

Rok 1917 stanowił dla rodu Jałowieckich prawdziwą hekatombę. Bolszewicy skonfiskowali im rodzinne dobra. Mieczysław schronił się w Warszawie. Na początku 1919 roku premier Ignacy Paderewski powierzył mu stanowisko generalnego delegata Ministerstwa Aprowizacji oraz przedstawiciela rządu polskiego w Gdańsku. Zadaniem Jałowieckiego było nadzorowanie dostaw pomocy żywnościowej płynącej do Polski z USA.

Prócz zadań „oficjalnych” zajmował się działalnością konspiracyjną - repatriowaniem reemigrantów, nadzorowaniem przerzutów broni z Zachodu i sporządzaniem tajnych raportów na potrzeby polskiej delegacji na Konferencję Wersalską.

Zrobił też coś, co uczyniło go nieśmiertelnym, co dla Polski miało decydujące wręcz znaczenie - kupił półwysep Westerplatte i kilka innych gdańskich nieruchomości portowych. Dzięki tym nieruchomościom Polska wzmocniła swoją sytuację geopolityczną. Ta operacja umożliwiła również przerzut do kraju broni drogą morską.

Wieczny dyrektor

Basil Sabah Kamil Khiry, bo tak brzmi właściwe nazwisko Kerskiego, przyszedł na świat w Gdańsku w roku 1969. Jako dziecko mieszkał w Diwaniji i w Trójmieście. Do Berlina Zachodniego przeprowadził się z rodzicami jako dziesięciolatek. Tam, w roku 1993 uzyskał dyplom magistra politologii. Po ukończeniu studiów pracował w oddziale niemiecko-amerykańskiego Aspen Institute, w Instytucie Badawczym Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej, w Ośrodku Badań Społecznych oraz w Bundestagu.

Podczas studiów ożenił się z Dorotą Danielewicz - tłumaczką literatury polskiej, mieszkającą na stałe w Berlinie. Za jej pośrednictwem poznał pisarza Pawła Huellego a następnie środowisko „gdańskich liberałów” z Donaldem Tuskiem na czele. Dzięki tym znajomościom w roku 1998 dostał posadę redaktora naczelnego Magazynu Polsko-Niemieckiego „Dialog” oraz szefa stowarzyszenia Deutsch-Polnische Gesellschaft Bundesverband e.V., które jest oficjalnym wydawcą wspomnianego magazynu. DPGB zajmuje się ponadto integracją Polski z Unią Europejską, publikacją książek i roczników na temat historii stosunków polsko-niemieckich oraz przyznawaniem nagród za propagowanie unijnych idei – wśród laureatów nagrody DPGB znaleźli się m.in. Adam Bodnar i Lech Wałęsa.

W 2011 r. Basil Kerski został dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności - nominacja ta od początku budziła wątpliwości wielu środowisk, zarówno polonijnych, jak i tych związanych z Solidarnością. Przeciwko decyzji Pawła Adamowicza, który mianował obywatela Niemiec na szefa polskiego muzeum, oponowali nawet działacze pomorskiej Platformy Obywatelskiej. Lech Wałęsa na znak protestu wycofał się z rady programowej ECS, urażeni poczuli się także ówcześni posłowie Jerzy Borowczak i Bogdan Lis. Unieważnienia konkursu żądało Prawo i Sprawiedliwość. Nadaremnie…

Potem dyrektorski fotel przyznawano Kerskiemu jeszcze kilkukrotnie. W roku 2017 r. przeciwko następnej kadencji ostro zaprotestował Krzysztof Wyszkowski. Reelekcję nazwał „bezprawnym, grupowym zawłaszczeniem przez klikę polityczną”.

Patriotyzm i demokracja

W ostatni poniedziałek Mieczysław Jałowiecki i jego żona Zofia z d. Romocka wrócili do Polski. 5 grudnia 2022 roku, po 60 latach od śmierci i 83 od wyjazdu z ojczyzny, na gdańskim Srebrzysku odbył się ich powtórny pochówek. W uroczystościach wzięli udział najbliżsi krewni państwa Jałowieckich, w tym prawnuk Andrzej oraz przedstawiciele rządu RP i władz samorządowych: wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Jarosław Sellin, zastępca wojewody pomorskiego Aleksander Jankowski, oraz prezydent Gdańska - Aleksandra Dulkiewicz i wójt gminy Ceków - Mariusz Chojnacki. Nad urnami przemawiali również Wojciech Labuda - pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. ochrony miejsc pamięci i Grzegorz Berendt - dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Homilię wygłosił proboszcz bazyliki św. Brygidy, ksiądz prałat Ludwik Kowalski.

Duchowny podkreślił, że „Mieczysław Jałowiecki, to dla nas nieprzenikniony wzór patriotyzmu i oddania ojczyźnie. Stał się jednym z tych bohaterów, którzy uznali, że nie ma sprawy ważniejszej niż Polska. Dla tej wartości i dla jej - Polski, wolności, warto poświęcić majątek, zdrowie, a nawet życie.”

W tym tygodniu głośno zrobiło się również o Basilu Kerskim. Obrany po raz kolejny „nowy-stary” dyrektor ECS powiedział w podcaście ratuszowego portalu gdańsk.pl co następuje: „Wydaje mi się, że my, w Polsce, nie dojrzeliśmy do niepodległości, do demokracji”. 

Po tych słowach zawrzało. Marek Formela na antenie Radia Gdańsk stwierdził, że Basil Kerski, sugerując nam niedojrzałość do niepodległości i demokracji „napluł w twarz dziesięciu milionom Polaków, w tym kilkunastu tysiącom robotników gdańskiej stoczni”. Redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej” podkreślił, że Kerski uczynił to „w mieście, w którym demokracja wysiłkiem społecznym się narodziła, w mieście, w którym żołnierze Westerplatte o tę niepodległość walczyli. W mieście, w którym jego (Kerskiego – przyp. kmz) nowi rodacy z państwa niemieckiego mordowali w biały dzień gdańskich pocztowców”.

Oburzenie jak marzenie

Kiedy w sierpniu 2021 r. „Dziennik Bałtycki” opublikował mój tekst zatytułowany „Mieczysław Jałowiecki swoją biografią mógłby obdzielić kilka, jeśli nie kilkanaście osób. To gotowy scenariusz sensacyjnego filmu”, poza kilkunastoma mailami i komentarzami w socjalmediach nic się nie wydarzyło. Tak, jakby los jednego z najbardziej zaangażowanych w sprawy polskie w Gdańsku dyplomaty, pisarza i kronikarza dziejów przedwojennej Polski nikogo nie interesował.

Gdy parę miesięcy później odważyłem się popełnić tekst o emigracyjnych dokonaniach Basila Sabaha Kamila Khiry alias Kerskiego, którego scharakteryzowałem jako „Niemca z wyboru”, podniósł się dosłownie kwik.

W reakcji na artykuł „Niemiec, ale nasz? Rzecz o Basilu Kerskim, dyrektorze Europejskiego Centrum Solidarności”, niemal dwie setki tzw. „autorytetów” podpisało list, w którym czytamy m.in.: „Wyrażamy najwyższe oburzenie haniebnym atakiem na dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku Basila Kerskiego, którego dopuścił się na łamach „Dziennika Bałtyckiego” Krzysztof Maria Załuski.

Ksenofobiczne, wręcz rasistowskie oskarżenia i insynuacyjny ton opublikowanego 5 listopada paszkwilu przywodzą na myśl najgorsze wzorce z Marca 1968 i stanu wojennego. […] Forma artykułu mogłaby wywołać li tylko zażenowanie, gdyby nie fakt, że wydarzenia ostatnich lat, a zwłaszcza tragiczna śmierć Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza, wyczuliły nas w Gdańsku na moc sprawczą języka nienawiści.”

Pod listem pojawiły się w większości nic nie mówiące mi nazwiska. Jak później ustaliłem - większość z nich to beneficjenci różnorakich niemieckich fundacji, stowarzyszeń i instytutów kultury. Jednym z sygnatariuszy okazał się pisarz, prof. dr hab. Stefan Chwin, który ostatnio błysnął następującą sentencją: „Niemcy po drugiej wojnie światowej byli bardziej poszkodowani niż Polska, bo u nas nie było chociażby nalotów dywanowych takich, jak w Dreźnie czy Hamburgu”.

Inni byli mniej subtelni, nawoływali do społecznego linczu, wyrzucenia mnie z pracy lub przynajmniej zamilczenia na śmierć… Jeden z internautów skwitował te postulaty krótką sentencją; „oburzenie jak marzenie”.

Bo mamy Jałowieckiego

Czy zatem jest coś, co łączy tych dwóch ludzi? Miłość do ojczyzny, pragnienie wolności, honor, wierność patriotycznym wartościom, dbałość o rodzinę, tradycję i wiarę przodków, odpowiedzialność, sprawiedliwość, solidarność, równość, braterstwo, poszanowanie praworządności, szacunek do pracy i współobywateli?

Czy Kerski i Jałowiecki znaleźliby - gdyby żyli w równoległych czasach - jakiś wspólny fundament? To coś, bez czego nie ma mowy o demokratycznym i suwerennym państwie, lub choćby o najprostszej wspólnocie?

Być może tak. A może wręcz przeciwnie, w końcu Tusk - najbliższy polityczny przyjaciel Kerskiego - wyznał w 1987 roku, że „polskość to nienormalność”. A inny progresywny liberał - wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak, podczas uroczystości upamiętniających na Westerplatte 74. rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej wygłosił równie kuriozalną tezę: „Na początku było słowo, złe słowo. Słowo jednego przeciwko drugiemu. I to złe słowo było Polaka przeciwko innemu narodowi, Niemca przeciwko innemu narodowi.”

Cyprian Kamil Norwid pisał: „Naród, który się oburza, ma prawo do nadziei, ale biada temu, który gnije w milczeniu.” Czy gdańszczan stać na powiedzenie „dość” takim jak Kerski, Grzelak czy Dulkiewicz? Czy zdobędziemy się jako Polacy na odwagę by mocodawcom Kerskiego pokazać drzwi? By wyrzucić tych wszystkich kompradorów na śmietnik historii? Bo tu jest przecież Polska. Bo nas - Polaków - stać i na niepodległość, i na demokrację. Stać nas dlatego, że mamy właśnie takie wzory patriotyzmu jak Mieczysław Jałowiecki.

CZYTAJ:Czarne Pantery i Gromy w polskiej armii. Nowe narzędzia pancerniaków i artylerzystów ANALIZA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki