Spotkało się to oczywiście z falą kpin i drwin, bo, jak wiadomo, drożdżówka od dziesięcioleci jest podstawowym pożywieniem uczniów w szkole. A tu trzeba było aż negocjacji. Dziś drożdżówki tajnymi kanałami wracają do szkół , ale ja nadal nie mogę przestać się dziwić - co za baran wprowadził wcześniej obowiązujący zakaz sprzedaży tego typu produktów?
Zgodzę się, że chipsy i słodkie batony nie powinny być sprzedawane w szkolnych sklepikach. Ale drożdżówki?! Na marginesie tej absurdalnej „reformy” żywieniowej pozostaje los tysięcy sklepików zamkniętych już i tysięcy kolejnych, które prędzej czy później się zamkną. To smutne, bo często były to małe firmy prywatne, dające zatrudnienie i chleb wielu ludziom. Urzędnik potrafi jednak zniszczyć wszystko.