Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Rafał Ożarowski. Rosja w sprawie Białorusi gra na zwłokę. Czas jest po stronie Łukaszenki i Putina

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Protesty na Białorusi
Protesty na Białorusi AP/Associated Press/East News Następne
Rosja nie chce by ktoś mieszał się do jej strefy wpływów. Na Białorusi rozdają karty, w konflikcie o Górski Karabach przepychają się z Turcją - mówi dr hab. Rafał Ożarowski, wykładowca Wyższej Szkoły Administracji i Biznesu w Gdyni.

Mija kolejny tydzień protestów na Białorusi. Wydaje się jednak, że mimo oporu trwającego niemal dwa miesiące pozycja Łukaszenki nie słabnie. Opozycja nie jest w stanie zachwiać władzą?
Moim zdaniem nie. Sytuacja jest na Białorusi w tej chwili patowa. Mimo całego kolorytu demokratycznego oporu Aleksandr Łukaszenko zachował realną kontrolę nad strukturami siłowymi Białorusi. Jego pozycja jest mocna, dzięki wsparciu jakie uzyskuje od Władimira Putina. Jego postawa wskazuje na pewność, że demonstracje nie przyjmą wymiaru masowego ruchu oporu, który będzie w stanie jego władzą nad Białorusią zachwiać. Wg moich obserwacji protesty mogą jeszcze trwać, może nawet całkiem długo. Jednak paradoksalnie im bardziej się będą przeciągać, tym swego rodzaju inwencja ruchu opozycyjnego, jego wytrzymałość, będą się wyczerpywać. Morale osłabia się, jeśli uderzamy w coś, czego nie można skruszyć.

To starcie na wyczerpanie "faworyzuje" Łukaszenkę, ale opozycja przecież nie może złożyć broni.

Mamy taki dialog Łukaszenki z opozycją: protestujecie jeden miesiąc, drugi, potem trzeci i czwarty, ale to ja jestem prezydentem. Nic się nie zmienia, więc o co wam chodzi, może czas wrócić do domu? Oczywiście nie neguję ambicji białoruskiej opozycji. Białoruś powinna być demokratyczna.

Europa i USA nałożyła sankcje na przywództwo Białorusi, ale to chyba dziś jej najmocniejszy argument we wsparciu opozycji w tym kraju. Raczej symbol.
To jest zdecydowanie symbol. Sam Łukaszenko żadnej oficjalnej wizyty w krajach demokratycznych planował nie będzie, zresztą nikt by go nie zaprosił. On i tak w przestrzeni UE-USA był od dawien dawna persona non grata, uznawany za przeciwnika, osobę kompletnie niekooperatywną. To się może nieco zmieniło w ostatnich czasach, ale on absolutnie na salonach europejskich nie brylował. Z drugiej strony sankcje mogą mieć istotny wymiar. One objęły wąską grupę bliskich współpracowników Łukaszenki - elitę reżimu. Sankcje nie tylko utrudniają wjazd na obszar m.in. UE, ale utrudniają transakcje, transfery finansowe tych osób, ale też całego kraju. Mogą mieć także wpływ na możliwość popularnej w tych kręgach, zagranicznej edukacji dzieci przywództwa białoruskiego. W tym ujęciu sankcje są dotkliwe. Ale to jest chyba w tym momencie wszystko, na co Unię w sprawie Białorusi stać.

Nie ma szans na scenariusz ukraiński na Białorusi.

Białoruś nie jest kopią Ukrainy. To państwo jest znacznie mocniej związane z Rosją, uzależnione pod względem ekonomicznym, surowcowym, energetycznym. Na Białorusi są też liczne, rosyjskie wojska. Dlatego Białorusini nie mają potencjału, który stałby za ambicjami uniezależnienia się od Rosji. Wszystkie strony zdają sobie z tego sprawę. Poza tym pamiętajmy też, że nie wszyscy Białorusini są przeciw Łukaszence. Rzeczywistych danych poparcia w społeczeństwie białoruskim nie mamy, ale nawet zakładając 50 proc. sprzeciw wobec Łukaszenki, to i tak druga połowa wspiera reżim i czerpie z niego korzyści, choćby pracując w resortach siłowych, administracji czy stanowiących 70 proc. gospodarki państwowych przedsiębiorstwach. Ci ludzie myślą, że może jest dziś nie najlepiej, ale może być jeszcze gorzej. Bojąc się o swoją egzystencję stanowią zaplecze Łukaszenki.

Wydaje się, że jedynym scenariuszem odejścia Łukaszenki jest taki, w którym po prostu Rosja "wymieni go" na kogoś bardziej akceptowalnego, by wyciszyć Białorusinów i państwa europejskie...
Szczerze mówiąc, ja się przy tej tezie upieram, bo taki scenariusz jest bardzo realny. Łukaszenko jest w tej chwili napiętnowany w polityce międzynarodowej etykietą oszusta fałszującego wybory. W tej chwili sytuację jeszcze kontroluje, przeciągnie liny z demonstrantami trwa. Można jednak prognozować, że rozdający karty w sprawie Białorusi Rosjanie, będą chcieli po nowym roku zacząć napiętą sytuację w tym kraju wyciszyć. Z ich punktu widzenia taka sytuacja jak dziś nie może trwać np kilka lat. Przypuszczam zresztą, że na Kremlu taka idea przymuszenia Łukaszenki do oddania władzy już jest rozpatrywana, a przyczyną byłyby np. względy zdrowotne. Pytanie tylko, czy uda się przekonać społeczeństwo białoruskie do takiego "namaszczonego" przez Moskwę nowego przywódcy Białorusi. Czas jednak gra na korzyść Rosji. Oni przygotują sobie grunt do swoich przyszłych kroków, np rękami Łukaszenki eliminując większość opozycji. Rosja na pewno nie pozwoli sobie na utratę Białorusi, będącą immanentną częścią jej strefy wpływów, a UE i USA nie są w stanie wypracować takiej formuły, która by była w stanie sprawić, że Białoruś dołączy do państw demokratycznych.

Ale ta strefa wpływów to nie tylko Białoruś ale też Armenia i Azerbejdżan oraz gorący konflikt w Górskim Karabachu. I to już problem Rosji znacznie raczej poważniejszy, bo wspierająca militarnie Azerów Turcja nie bawi się w sankcje.

Górski Karabach to ciekawy przykład geopolitycznej złożoności. Nie chodzi tylko o ten skrawek terytorium, do którego prawa roszczą sobie i Armenia i Azerbejdżan, a pierwsze starcia zbrojne mieliśmy już pod koniec lat 80, w zbliżającej się końcówce Związku Radzieckiego. Geopolityka jest w tym konflikcie wyraźna - obserwujemy tak naprawdę rosyjsko-tureckie przeciąganie liny. Turcja rzeczywiście wchodzi, z pełną świadomością, na tereny dawnego Związku Radzieckiego, czyli naturalną strefę wpływów rosyjskich. Azerowie są bliscy Turkom językowo, kulturowo i religijnie. Z drugiej strony wiadomo jak obciążone są relacje turecko-ormiańskie. Kwestia ludobójstwa dokonanego przez Turków na Ormianach w XX-wieku uniemożliwia jakąkolwiek próbę nawiązania stosunków dyplomatycznych, których do dziś te państwa, z uwagi na historię, nie mają. Rosji bliżsi są politycznie Ormianie, ale i Azerów w nie mniejszym stopniu muszą wspierać. Nie sądzę, by Turcja była jednak w stanie skutecznie walczyć o lepszą pozycję na Kaukazie względem Rosji. Rosjanie mają wciąż tam mocne wpływy i potrafią prowadzić geopolityczną grę wg wzorca "dziel i rządź". Jako przysłowiowy rozjemca będą potrafili rozgrywać obie skonfliktowane strony, w taki sposób, by tak naprawdę do rozwiązania problemu nie doszło.

Będzie mrożenie konfliktu w Górskim Karabachu, co trwa od 1988 r ?

Tak, dzięki zamrożeniu tego konfliktu Rosjanie nie utracą wpływu w tym regionie. Będą mogli cały czas prowadzić grę między Armenią i Azerbejdżanem. To zresztą dość naturalne dla dużych państw mających ambicje mocarastwowe. Wydaje mi się, że obecna odsłona konfliktu w Górskim Karabachu nie rozwinie się poważniej. On przeszedł od etapu wyciszenia do fazy uaktywnienia. Z drugiej strony, o czym nie wiemy oficjalnie, ta aktywna odsłona akurat dziś może przynieść politykom określone korzyści. Np tuszować, odsuwać na boczny tor sprawy trudne społecznie, o których nie będzie się mówić, bo konflikt zbrojny w przekazie medialnym zabierze pierwsze miejsce i nic innego nie będzie się liczyć. Sposobu stałego rozwiązania konfliktu Górskiego Karabachu nie widzę. Proponowany jest format dialogu Rosja, Armenia, Azerbejdżan, Turcja, na rzecz kompleksowego rozwiązania, a nie jedynie okresowego łamania rozejmu przez strony. Wg mnie jednak nie byłoby to na rękę Rosji. Wypbraźmy sobie, że Armenia i Azerbejdżan przyjmują mapę drogową rozwiązania pokojowego konfliktu o Górski Karabach. Tym samym Rosja traci możliwość wpływu na tym obszarze. Nie wiemy, jaka byłaby wówczas jej pozycja, zwłaszcza że Azerbejdżan jest realnym kandydatem do opuszczenia jej strefy wpływów. Czy Rosja tego chce? Jako kraj mający aspiracje mocarstwowe, oczywiście nie. Wg Rosjan nikt nie ma prawa mieszać się do ich strefy wpływów.

Czego Turcja szuka w poradzieckiej strefie wpływów? Zasobów naturalnych?

Turcja pod rządami Recepa Tayipa Erdogana próbuje realizować neoosmańską wizję odbudowy dawnej pozycji w regionie - samodzielnego, regionalnego mocarstwa, które ma możliwość wpływu na to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, Kaukazie czy Afryce Północnej. Historycznie rzecz biorąc na Kaukaz wiele lat był teatrem starcia wpływów rosyjskich i tureckich. Przy okazji Górskiego Karabachu mamy poniekąd naturalny proces, umocowany historycznie, dwóch podmiotów, które są przekonane, że mają możliwość efektywnego oddziaływania na dany region. Stąd moim zdaniem to polityczne zaangażowanie tureckie, jako naturalnej przeciwwagi dla Rosji, w konflikcie między Armenią a Azerbejdżanem. Bez tego zaangażowania Turcy oddaliby Rosjanom pełną kontrolę nad tym konfliktem. A nie po to stworzyli pewną strategię, by się nie angażować. Podobnie było w Libii. Turcja wykorzystuje przestrzeń, w których państwa zachodnie niechętnie się angażują. Niepokojące jest to, że wg wielu doniesień Turcja, czyli członek NATO, kierowała do walk o Górski Karabach swoje lotnictwo. Jako uczestnik Sojuszu Północnoatlantyckiego jest zobligowana do współdziałania z innymi krajami natowskimi, przede wszystkim z USA. Turcja działa jednak na własną rękę, co może wywołać zastrzeżenia w łonie Sojuszu.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki