Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Piotr Uziębło z UG: Władza powinna zachęcać, a nie zniechęcać do udziału w referendach

rozm. Barbara Szczepuła
materiały prasowe UG
Nawet jednak dziś referendum służy budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. O tym społeczeństwie obywatelskim dużo się mówiło, ale politycy (a czasami także świat nauki) zrobili wiele by to społeczeństwo obywatelskie faktycznie nie funkcjonowało - mówi dr Piotr Uziębło z Katedry Prawa Konstytucyjnego i Instytucji Politycznych na Wydziale Prawa UG w rozmowie z Barbarą Szczepułą.

Referendum stało się ostatnio modne. To dobrze?
Dobrze, bo jest to popularyzacja instytucji, która może wpływać pozytywnie na działanie całego społeczeństwa. Nie mam wątpliwości, że szum medialny przysłużył się temu rozwiązaniu, jakim jest referendum.

Dobrze, bo ludzie bezpośrednio wciągają się w politykę?
Widzą skuteczność mechanizmów rządzenia, które wykorzystują. W wyborach bierzemy udział jedynie raz na jakiś czas, nieraz wybierając tak zwane mniejsze zło, natomiast uczestnicząc w referendum możemy coś zmienić, sami możemy kreować rzeczywistość. Oczywiście wymaga to wielu zmian w sferze prawnej, gdyż dzisiejsze przepisy nie są tak przyjazne obywatelom jak w wielu innych państwach europejskich. Nawet jednak dziś referendum służy budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. O tym społeczeństwie obywatelskim dużo się mówiło, ale politycy (a czasami także świat nauki) zrobili wiele by to społeczeństwo obywatelskie faktycznie nie funkcjonowało.

Dotychczas de facto udało się jedno jedyne referendum: w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wzięło w nim udział ponad pięćdziesiąt osiem procent uprawnionych.
Udało się jeszcze referendum w sprawie przyjęcia konstytucji, ale wówczas nie obowiązywał wymóg odpowiednio wysokiej frekwencji. I tu można zadać pytanie, czy taki próg rzeczywiście powinien być. Istnienie progu 50-procentowego w referendum ogólnokrajowym i 30-procentowego w lokalnym powoduje, że przeciwnicy proponowanego rozwiązania mogą to referendum zerwać przez jego bojkot. Wówczas wynik głosowania nie będzie wiążący.

Udało się też lokalne referendum w Elblągu…

Nie tylko to jedno. W ubiegłym roku odwołano np. prezydenta Bytomia. Władze samorządowe odwołano również w wielu innych gminach. Elbląg był wyjątkowy, bo wpisał się w wielką politykę.

To są referenda "na nie". Nie podoba się nam wójt, burmistrz - więc go odwołujemy. Czy to wystarczy? W urzędzie prezydenta RP przygotowuje się projekt nowelizacji, która przewiduje zarazem wskazanie następcy.
Na pewno nie jest to dobry pomysł. Takie rozwiązanie blokowałoby jakąkolwiek możliwość odwołania władz. Warto natomiast zastanowić się nad adaptacją rozwiązania znanego z USA, gdzie na szczeblu stanowym referendum odwoławcze i wybory przeprowadza się w jednym głosowaniu. Jeśli wyborcy odwołają dotychczasowe władze, wyniki wyborów są ważne, natomiast w przeciwnym wypadku - nie mają znaczenia. W takiej formule gubernatorem Kalifornii został swego czasu Arnold Schwarzenegger. To rozwiązanie jest na pewno tańsze od tego, o którym pani wspomniała, bo gdyby np. w Warszawie pojawiło się trzech kandydatów na prezydenta miasta, trzeba by było przeprowadzać kolejno trzy referenda. Rozwiązanie, o którym mówię obniża koszty, gdyż zakłada tylko jedno głosowanie.

Skoro wspomnieliśmy o Warszawie: czy jest sens odwoływać prezydenta rok przed ustawowym terminem wyborów?
To jest pytanie polityczne. Z jednej strony można zastanawiać się, czy warto na rok wybierać nowego prezydenta, z drugiej - czy prezydent, który działa źle dalej powinien pozostać na swoim stanowisku.

Działa źle, czy po prostu nie podoba się części wyborców?
Dokładnie tak. Prawo przewiduje, że w takiej sytuacji po odwołaniu może nastąpić powołanie przez premiera tak zwanego zarządcy komisarycznego.

Premier sugerował mieszkańcom Warszawy, aby ci, którzy nie są za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz w dniu referendum zostali w domach…
Byłoby to zachowanie korzystne dla obozu politycznego premiera, ale z punktu widzenia edukacji społecznej muszę je ocenić negatywnie. Władza powinna zachęcać obywateli do udziału w tego typu działaniach.

NSZZ Solidarność zebrała półtora miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie wieku emerytalnego. Jest przeciwna przechodzeniu na emeryturę w wieku 67 lat. Sejm nie wziął tego pod uwagę. Słusznie, czy nie?
Takie jest prawo. Sejm mógłby tak postąpić nawet gdyby zebrano dziesięć milionów podpisów. Konstytucja mówi wyraźnie, że referendum zarządza Sejm lub prezydent za zgodą Senatu. Ale moim zdaniem nie jest to szczęśliwe rozwiązanie bo podważa zasadę zaufania obywatela do państwa.

Czyli - Sejm powinien ogłosić przeprowadzenie referendum?

Być może warto byłoby znowelizować konstytucję wprowadzając zasadę, że zebranie pewnej liczby podpisów - powiedzmy, powyżej miliona - obligowałoby do przeprowadzenia referendum. A mniejsza liczba - na przykład pół miliona - pozostawiałaby władzom swobodę decyzji. Takie rozwiązanie funkcjonowało na Węgrzech.

Mam wątpliwości, czy sprawę wieku emerytalnego można stawiać pod rozstrzygnięcie referendalne. Większość chciałaby iść na emeryturę już po pięćdziesiątce…
Takie zarzuty pojawiają się dość często. Ale warto przyjrzeć się działaniu referendów tam, gdzie one realnie funkcjonują. Badałem ten problem i sądzę, że decyzje podejmowane w referendum są często mniej populistyczne niżby można było sądzić. Parlament przed wyborami bywa bardziej populistyczny. Ludzie na ogół myślą racjonalnie. Im większa będzie możliwość korzystania z instytucji referendum tym bardziej odpowiedzialnie będą zachowywać się głosujący.

A kwestia obniżenia do sześciu lat wieku rozpoczynania nauki nadaje się do rozstrzygnięcia w drodze referendum?

Trudno mi ocenić sens tego referendum. Nie jestem socjologiem. Natomiast moim zdaniem o takich właśnie sprawach powinni decydować rodzice. Referendum dałoby przynajmniej jakiś obraz poglądów społeczeństwa na tę kwestię.

Czy Pana zdaniem Polacy są już społeczeństwem obywatelskim?
Na pewno nie. Budowa społeczeństwa obywatelskiego trwa długo. Prawo może zresztą jedynie służyć zbudowaniu takiego społeczeństwa, samo niczego nie zmieni. Sami musimy zyskać świadomość wagi spraw publicznych, a prawo ma nam jedynie umożliwiać działanie w tej sferze. Polskie prawo jest dziś raczej zachowawcze w sferze partycypacyjnej. Ale są pozytywne przykłady. Nie tylko referenda, ale także np. budżety obywatelskie, które wprowadza coraz więcej gmin. Jednym z liderów w tym obszarze był Sopot. Zresztą wspomniany przez panią projekt prezydencki zakłada wprowadzenie w tej sferze pewnych nowych rozwiązań…

Jakich na przykład?
Choćby sankcjonuje inicjatywę uchwałodawczą mieszkańców, która ma być obligatoryjna. Znosi próg frekwencji w referendach lokalnych innych niż odwoławcze. To dobrze, bo budowa społeczeństwa obywatelskiego musi zaczynać się na poziomie gminy.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki